To rodzaj człowieka niemającego już nic do stracenia. Najczęściej – pozbawiony zrozumienia ze strony otoczenia lub ideowy samotnik wierzący w słuszność sprawy.
Antoni Maciarewicz. Zarysu tej postaci nie trzeba w tym miejscu szerzej prezentować. W internecie można w zasadzie znaleźć wszystko po podaniu tego hasła. Mówię „w zasadzie”, bo od czasu powierzenia mu funkcji przewodniczącego zespołu parlamentarnego do spraw badania „katastrofy” smoleńskiej – były szef kontrwywiadu wojskowego przyjął na siebie rolę do wytłumaczenia trudną, a ponieważ niedocenianie przeciwnika, wyśmiewnie i inne formy tworzenia de-akceptacji prowadzą zwykle do klęski – postanowiłem skupić się chwilę na tej postaci w nastawieniu nieco innym niż powszechnie spotykane w kręgach badaczy smoleńskich zdarzeń z 10 kwietnia 2010r.
O obronę tej postaci mi chodzi?
Nie.
Chciałbym jednak choćby tylko spróbować przyjrzeć się tej postaci – a w zasadzie wypełnianej przezeń roli bez zbędnych uprzedzeń. Te bowiem jak powszechnie wiadomo prowadzić mogą nader często do popełniania trudnych do zauważenia błędów.
Zależy mi na prawdzie o Smoleńsku, lecz nie może to jednocześnie oznaczać że musi być to moja prawda bo ta – obiektywna i rzeczywista jest tylko jedna. Fakty do odkrycia których doszedłem swoją drogą oraz korzystając z wyników prac innych blogerów każą mi postrzegać ten problematyczny ciąg wydarzeń jako zamach na polską delegację i jak wiele na to wskazuje – tak też jest i w istocie i jak dotąd – w tym właśnie słowie „zamach” jesteśmy z A.M. zbieżni w poglądach. Odmienną natomiast kwestią jest sposób jego dokonania.
Kontrwywiad Wojskowy to cyrk straceńców, ale trzeba też dodać tu pewien przymiotnik. Straceńców niegłupich. W tej formacji co prawda nierzadko gra się wa-bank – co jednak nieoznacza jedocześnie że bezmózgowo. Przejęcie zwierzchnictwa nad tym wyspecjalizowanym tworem armii, to wejście w świat tajemnic niedostępnych nawet w kręgach szeroko rozumianej władzy.
Pytanie, a w zasadzie próbą odpowiedzi na nie jaka wręcz musi się w tym momencie pojawić – jest następujące: Czy Polski Kontrwywiad Wojskowy w momencie obejmowania przez A.M funkcji jego szefa był rzeczywiście Polski, i na ile (jeżeli w ogóle) udało się tą komórkę oczyścić od rosyjskich (w zasadzie radzieckich) wpływów, bo dopiero od tego momentu można będzie A.M. „przypisać” odpowiednią rolę w „odkrywaniu” bądź też zamazywaniu faktów zamachu z 10 kwietnia.
Z mojego miejsca tego się nie dowiem (jestem „za krótki”) – więc może spróbujmy to ustalić na podstawie analizy strat i korzyści jakie wypływają z forsowanej przezeń teorii zamachu w skrócie oznaczanej 2w (dwóch wybuchów), i zanim do tego przejdę – trzeba by przyjąć na potrzeby takiej analizy ustalenie, czy istotnie istnieje konflikt pomiędzy N.P.W (nacz. prok. wojsk.) i A.M. – czy też jest to tylko gra obliczona na podniesienie wiarygodności A.M. w oczach opinii publicznej i w tym kontekście, należy przyjąć do wiadomości fakt wynikający z tego – że zarówno A.M. jak i N.P.W do własnego śledztwa wykorzystują ten sam zestaw danych jaki został spreparowany przez sowiecki MAK w postaci jego raportu końcowego. Jakby tego było mało – zarówno A.M. jak i N.PW. utrzymują, że na sowieckiej ziemi nadal spoczywa coś – co obie strony uznają za szczątki polskiego samolotu TU-154.
Spróbujmy się temu nieco przyjrzeć – choć ze względów oczywistych (nie przekazano nam rzekomego wraku samolotu), odpowiedź na to pytanie nie będzie łatwa – co nie oznacza równocześnie że choć oparta na obserwacji dostępnych zdjęć – niemożliwa.
Co wynika z tychże zdjęć?
Z pewnością to – że ze zgromadzonych obecnie na terenie lotniska elementów, nie da się złożyć kompletnego samolotu. Fragment poszycia kadłuba – nie wystarczyłby nawet na zobrazowanie całości w skali 1 do 4. Brak newralgicznej części samolotu jaką jest jego kokpit – przesądza o niewiarygodności tej kupy złomu jako elementów polskiego TU-154 nawet wtedy, jeżeli w czasie badań mechanoskopijnych udało by się część tych elementów zakwalifikować jako pozostałość naszego samolotu.
Jaki wynika z tego wniosek?
Nawet w przypadku sprowadzenia „wraku” samolotu do polski – nie będzie on mógł zostać uznany materiałem dowodowym chyba że – jako dowód potwierdzenia faktu matactwa ze strony sowietów.
Zarówno A.M jak i N.P.W przywiązane są twierdzenia o autentyczności zapisów z urządzeń pokładowych tupolewa. Tutaj pełna zgoda, jednakże z pewnym zastrzeżeniem. Z tupolewa tak!, ale pojawia się pytanie z jakiego tupolewa, bo skoro niema kokpitu – to skąd pochodzą zapisy FMS, TAWS i wielu innych urządzeń?
Załóżmy nawet że kokpit był i gdzieś się „zawieruszył”, to na jakiej podstawie uknuto tezę mówiącą iż dane z wymienionych urządzeń odczytano z naszego TU-154 pomijając nawet tak oczywistą kwestię wskazującą na manipulacje – że rozmowy w kabinie pilotów nie są rejestrowane z linii interkomu (systemu wzajemnej łączności załogi) a jedynie mikrofonów umieszczonych w kabinie, a ponadto – zarejestrowane odgłosy z zewnątrz samolotu (praca silników) nie odpowiadają tym, jakie można usłyszeć w czasie manewrów podchodzenia do lądowania.
Jaki wynika z tego wniosek?
T.z.w. nagrania z urządzeń pokładowych samolotu są nagraniami niewiadomego pochodzenia.
Takich opisów można by mnożyć wiele, jednak nie o tym rozmawiamy – ale o tym, że uznając iż zarówno A.M. nie jest durniem, oraz w N.P.W nie zasiadają idioci, to zarówno w jednym jak i w drugim przypadku możemy jedynie mówić o grze – a skoro gra?, to w czyim imieniu i po co?
Na mój ogląd – reasumpcja pojawia się w postaci opinii, że zarówno A.M. jak i N.P.W. grają do jednej bramki, albo jak kto woli – w jednej drużynie, zaś rozbieżności pomiędzy nimi, mają uwiarygadniać A.M.
Dlaczego?
Ano dlatego, że społeczeństwo w swojej głównej masie nastawione jest negatywnie do wydźwięku słowa „prokuratura” – jakiejkolwiek by ona maści niebyła. Czy nagłaśniana dosyć szeroko sprawa Amber Gold nie miała za zadanie tej pejoratywności prokuratury wzmocnić? – nie wiem, jednak bałbym się takiej ewentualności wykluczyć.
Idźmy jednak dalej moim tropem, i mając na uwadze to, co do tej pory na potrzeby tego postu uznałem za tezy uprawnione (można się oczywiście z nimi nie zgadzać), spróbuję jakoś dookreślić postać A.M i spróbować odpowiedzieć na pytanie – czy A.M. istotnie miałby odgrywać rolę samobójcy – bo jak osobiście od jakiegoś czasu sądzę, przypinanie mu łatki pożytecznego bardziej lub mniej idioty jest dalece nieuprawnione.
Ciąg dalszy w następnej notce.