umarłam
jednej nocy
razu pewnego
cisza bezlitosna dźgnęła mnie
przeniknęła ostrzem stalówki
prosto w rdzeń
kartka w kratkę dusiła w nieskończoność
zwinięta zmięta
aż zabrakło tchu
atrament szeroko rozlał się
topił mnie
wodę udając znakomicie
walczyłam
do ostatniej litery
przegrałam
słowo
Inne tematy w dziale Rozmaitości