W dobie przedłużającego się kryzysu gospodarczego zaczęto przyglądać się krajom oraz obszarom określanym jako raje podatkowe. Nie tak dawno śledziliśmy sytuację na Cyprze, a w raz z nią dowiedzieliśmy się jakie decyzje mogą zapaść w stosunku do obywateli, którzy w takich miejscach trzymają swoje pieniądze, bądź też płacą podatki. Cypr nie jest na mapie Europy wyjątkiem.
Normandzkie wyspy Jerseyi Guernsey na Kanale La Manche, położone w odległości zaledwie piętnastu kilometrów od wybrzeża Francji, mają ten sam status, co wyspa Man, nie są częścią Wielkiej Brytanii ani Unii Europejskiej, nie są koloniami ani terytoriami zamorskimi, ale podlegają Koronie Brytyjskiej, mają ten sam hymn i flagę, składają przysięgę na wierność królowej, płacą Londynowi określone sumy w zamian za to, że podejmuje się on ich ochrony i reprezentowania na arenie międzynarodowej. Jednakże to co wolno im robić, to uchwalać swoje własne prawa, zwłaszcza w dziedzinie podatków.
W dobie wspomnianego kryzysu, podobnie jak na włoską wyspę Lampeduza, na wspomniane wyspy – w szczególności na wyspę Man - przybywają uchodźcy. Różnica polega jednak na tym, że nie przypływają oni w szalupach czy też na tratwach, a przylatują na pokładach prywatnych odrzutowców i bynajmniej nie wyłapuje ich straż graniczna, by w przepełnionych autobusach przewieźć ich do obozów uchodźców. Czekaja na nich za to szoferzy, którzy otwierają przed nimi drzwiczki bentleyów, porsche czy tez ferrari . Nie uciekają przed prześladowaniami religijnymi czy też przed głodem ale przed podatkiem w wysokości 50 procent przychodów w najwyższej grupie podatkowej w Wielkiej Brytanii i przed czytelnym dążeniem rządu, by przejąć gros ich pieniędzy.
Na tych wyspach nie ma recesji. Wprost przeciwnie – jest tam obecny stały wzrost gospodarczy, ale to nie przeszkodziło, by wysp nie dotknęły cięcia budżetowe, bowiem coraz mocniej zauważa się wpływ międzynarodowej kampanii, mającej na celu przykręcenia śruby rajom podatkowym, zmuszenie ich do większej jawności i ukrócenia przywilejów. To przełożyło się na obniżenie przychodów i deficyt budżetowy, a płacą za to nie multimilionerzy, a zwykli pracownicy. Tak więc jest jak wszędzie. Za winy bankierów odpowiadają zwykli ludzie.
Wyspa Man to miejsce szczególne, znane z wyścigów motocyklowych, mające dwa aktywne programy badania Księżyca, kwitnący prywatny sektor kosmiczny i firmę (Excalibur Almaz), która walczy o to, by zorganizować pierwszą podróż na Księżyc od czasu przygody Apollo 17 sprzed ponad czterdziestu lat. Emeryci statystują w licznych produkcjach filmowych i telewizyjnych , które realizuje się tu korzystając z przyjaznego systemu podatkowego. Nabrzeże w stolicy wyspy, Douglas, nie przypomina Monaco, St. Tropez czy też La Croisette w Cannes. Nie ma tu okazałych willi, ponieważ bogacze zamieszkują tu jedynie „technicznie”. Domy i sklepy nie są ani lepsze, ani gorsze niż w jakimkolwiek innym miejscu w północnej Anglii. Pensje 80 000 mieszkańców (prawie wszyscy są biali) są podobne, jak w Wielkiej Brytanii, ale koszty utrzymania są tu wyraźnie wyższe.
Cięcia budżetowe wynikają wprost z polityki Londynu, a to dlatego, że Londyn postanowił okroić ten kawałek tortu, który wyspa dostaje w postaci podatku VAT i przychodów z hazardu – przynoszą one prawie 500 milionów euro rocznie czyli 60 procent budżetu wyspy. Cięcia nie dotykają jednak najbogatszych „rezydentów”, gdyż nie podniesiono im podatków.
Szacuje się, że tylko na Jersey znajduje się 600 miliardów euro z pieniędzy ukrytych przed fiskusem na kontach i funduszach w około pięćdziesięciu międzynarodowych bankach. Ponad połowa z 98 000 mieszkańców to bankierzy, księgowi, prawnicy i doradcy finansowy. Wyspa jest jak wielki ekskluzywny klub, gdzie wpisowe kosztuje minimum 11 lat stałego pobytu, a żeby do niego należeć, trzeba mieć majątek o wartości 8 milionów euro i kupić dom przynajmniej za 2 miliony euro.
Wszystkie rządy w całej Europie powtarzają jak mantrę, że wszystkiemu winien jest kryzys, ale paradoksalnie raje podatkowe istnieją i są bezpieczną przystanią dla finansowych rekinów, bo tego chcą rządy i klasy rządzące nie tylko w Wielkiej Brytanii. To jedynie zasłona dymna. Sama tylko wyspa Jersey daje brytyjskiemu systemowi bankowemu 200 miliardów euro płynności, co dla rządu brytyjskiego staje się w tym momencie prawdziwą „racją stanu”.
Uniwersalny morał, czyli puenta tego tekstu zawiera się w jednym zdaniu - jeżeli państwa potrzebują pieniędzy, będą je pozyskiwać z pensji i emerytur, a nie z wielkich fortun.