To Hania nie Adaś kandyduje, czas zająć się teraz jej przekrętem

Pamiętacie o sławnym oświadczeniu majątkowym Hanny Gronkiewicz-Waltz o działalności męża, z którym spóźniła się w  2006 roku?
Oświadczeniu wymaganym od niej po wyborach samorządowych 2006 r., którego złamanie formalnie unieważniło jej prawo do stanowiska prezydenta Warszawy.
Okazało się teraz, że to nie był zwykły przypadek i "zapomnienie", tylko próba ukrycia jawnego szwindlu.

To właśnie w tym roku doszło do "cudownego przejęcia" (czytaj jawnej kradzieży) warszawskiej kamienicy, mimo że prawowici właściciele nadal żyją.
W 1945 roku kamienicę przejął szmalcownik, major SB, na podstawie sfałszowanych dokumentów, po czym została ona odebrana prawomocnym wyrokiem. Do teraz.
 

Pytano dziś od kiedy pani prezydent ma wiedzę o fałszerstwie dokumentów, będącym podstawą kradzieży kamienicy, która ostatecznie trafiła do jej męża.Pojawiło się również pytanie o wcześniejszy wyrok sądu z lat 40., z którego wynika, że kamienica, na której zarobił Andrzej Waltz, jest skradzionym mieniem pożydowskim. Odpowiedzią, jak zwykle w przypadku ludzi związanych z Platformą, było mataczenie i wielkie zdziwione oczy.
 

Jesteśmy na finiszu kampanii samorządowej, pani Gronkiewicz- Waltz w przeciwieństwie do Hofmana kandyduje w tych wyborach, może więc czas, aby media zajęły się teraz tym soczystym tematem, bo trwa tu jakaś  tajemnicza, niezrozumiała cisza?