czwartek, 20 grudnia 2012 15:22
- Nasi radni z Lubina 2006 są jakgołębie. Przed wyborami jedzą nam z ręki a teraz robią nam na głowę – Tak podsumował postawę prezydenckich radnych, przedstawiciel społeczności szkolnej Mariusz Grablewski. - Jesteśmy bardzo rozczarowani zachowaniem polityków rządzących naszym miastem oraz brakiem zainteresowania ze strony pana Starosty lubińskiego – dodał jeden z rodziców ucznia ZSZiO.
Po zakończeniu sesji likwidacyjnej, na której 16 głosami radnych Stowarzyszenia Lubin 2006 i lubińskiego PIS-u, zlikwidowano ponad 40 letnią "szkołę na zakręcie", można było usłyszeć wiele głosów oburzenia dochodzących od tych właśnie radnych (prezydenckich), na liczną obecność uczniów ZSZiO, którzy ośmielili się przyjść na obrady Rady miejskiej.
- Odpowiadając na zarzuty radnych z Lubina 2006, że w sesji uczestniczyli nasi uczniowie, chcę uspokoić, że były to osoby pełnoletnie z 3 i 4 klas technikum - podkreślił Grablewski.- Ponadto pan Przewodniczący Górzyński podczas pierwszej sesji likwidacyjnej (20 listopada), aby zniechęcić naszą młodzież zmienił świadomie prządek obrad w taki sposób, że ostatnie punkty wprowadził jako pierwsze. W efekcie, czego sprawa naszej szkoły trafiła pod obrady Rady dopiero po półtorej godzinie. Była to manipulacja! W przypadku udziału w obradach 4 grudnia, również nasza młodzież nie dała się sprowokować politykom Lubina 2006. Postawa pana Górzyńskiego była dla nas bardzo bolesnym doświadczeniem. Ponieważ pan przewodniczący mimo, że otrzymał od nas pismo z prośbą o dopuszczenie do głosu, przed ostatecznym głosowaniem, nie uniemożliwił nam tego. Twierdząc, że takiego pisma nie dostał, co było kłamstwem! Mamy pisemne potwierdzenie, że taki dokument wpłynął do Przewodniczącego.
Także antydemokratyczne zachowanie Radnego PIS-u, Dariusza Jankowskiego głęboko zapadło w pamięć uczniom i ich rodzicom. Kultura polityczna wymaga wysłuchania dwóch stron. Niestety po wniosku radnego Jankowskiego społeczność szkoły nie miała takiej możliwości.
- Bardzo nas zszokowała postawa radnego Jankowskiego, który złożył oficjalny wniosek o niedopuszczanie nas do głosu. Ponieważ jest on absolwentem naszej szkoły i jest z przedstawicielem politycznym Prawa i Sprawiedliwości, które to na łamach ogólnopolskich mediów przedstawia się jako opcja prospołeczna. W naszych oczach po tym, co zrobił jest po prostu .... . Ale mamy też świadomość tego, że być może jako Prezes Stowarzyszenia, bardzo musi potrzebować pomocy władz miasta na swoją działalność charytatywną i być może to jest ta cena, którą radny z PIS-u musi obecnie płacić. Szkoda, że naszym kosztem. – dodał Mariusz Grablewski, historyk z ZSZiO.
Na posiedzeniu Komisji oświaty także uniemożliwiono zabranie głosu przedstawicielom szkoły. - To było stałe przekrzykiwanie się, zagłuszanie. Pani Przewodnicząca Komisji Oświaty, Joanna Kot, okazała się wyjątkowo odporna i nieprzemakalna na nasze argumenty i prośby – opowiadał przedstawiciel szkoły. - Byliśmy bardzo rozczarowani postawą Komisji.
- Chciałbym raz jeszcze podkreślić, że 3 grudnia rano w magistracie złożyłem podanie – mówił Mariusz Grablewski przedstawiciel społeczności szkolnej ZSZiO.
- Zapowiedziałem panu Górzyńskiemu, że takie podanie wpłynie na jego ręce, co zostało potwierdzone. Poprosiłem o głos, na co pan przewodniczący RM odparł - zobaczymy. W momencie, kiedy przypomniałem o tym, że chcemy przedstawić stanowisko całej społeczności szkoły, odmówiono nam. I wiemy dlaczego! Ponieważ trzy ostatnie punkty były bardzo konkretne. Wskazywały na: po pierwsze, że subwencja oświatowa nie może zaspakajać w 100% placówek, bo takie jest orzeczenie Sądu Administracyjnego, które mówi, że to spada na barki samorządu. Po drugie wskazywaliśmy w naszej opinii jak lepiej zagospodarować obiekty szkoły i po trzecie, gdzie należy szukać oszczędności. Na co proszę zwrócić uwagę, że szukaliśmy tych oszczędności u siebie w szkole a nie w budżecie miasta. To właśnie te bardzo merytoryczne argumenty po prostu nie zostały dopuszczone do głosu. Politycy się ich wystraszyli, bo mieli zadanie do wykonania.
-
Tak ..politycy są jak gołębie... Sam Rotmistrz też to dostrzegał: pisząc na końcu Raportu Witolda: „Teraz chciałem jeszcze powiedzieć, co czułem w ogóle wśród ludzi, gdy się znowu pomiędzy nimi znalazłem, wracając z miejsca, o którym naprawdę można powiedzieć: "Kto wszedł, ten umarł. Kto wyszedł, ten się narodził na nowo". Jakie wrażenie odniosłem nie wśród tych najlepszych lub najgorszych, lecz w ogóle w całej masie ludzkiej po powrocie do życia na ziemi.
Czasami wydawało mi się, że chodząc po wielkim domu, otworzyłem nagle drzwi do jakiegoś pokoju, gdzie są same dzieci... "aaa!... dzieci się bawią..."
Tak, był przeskok zbyt wielki w tym, co dla nas było ważne, a co za ważne uważają ludzie, czym się kłopoczą, cieszą i martwią.
Lecz to jeszcze nie wszystko... Zbyt widocznym stało się teraz powszechne jakieś krętactwo. Biła wyraźnie w oczy jakaś praca niszcząca nad zatarciem granicy pomiędzy prawdą a fałszem. Prawda stała się tak rozciągliwa, że naciągano ją, przysłaniając wszystko, co ukryć było wygodniej. Skrzętnie zatarto granicę pomiędzy uczciwością a zwykłym krętactwem.
Nie to jest ważne, co napisałem dotychczas na tych kilkudziesięciu stronach, szczególnie dla tych, co będą je czytać li tylko jako sensację, lecz tutaj chciałbym pisać tak wielkimi literami, jakich nie ma, niestety, w maszynowym piśmie, żeby te wszystkie głowy, co pod pięknym przedziałkiem mają wewnątrz przysłowiową wodę i matkom chyba tylko mogą dziękować za dobrze sklepione czaszki, że owa woda im z głów nie wycieka - niech się trochę zastanowią głębiej nad własnym życiem, niech się rozejrzą po ludziach i zaczną walkę od siebie, ze zwykłym fałszem, zakłamaniem, interesem podtasowanym sprytnie pod idee, prawdę, a nawet wielką sprawę.”