Maciej Eckardt Maciej Eckardt
175
BLOG

Zbigniew „Zidane” Girzyński

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 15

Z zaciekawieniem sięgnąłem po tekst Zbigniewa Girzyńskiego „Kto będzie prezesem PiS?”. Wiadomo, że jeszcze niedawno takie aspiracje sygnalizował sam autor, ale – jak tłumaczył dla jednej ze stacji komercyjnych – choroba gardła nie pozwoliła mu w pełni rozwinąć skrzydeł na kongresie partii, kiedy wybierano prezesa, więc dał sobie spokój. Ale co się odwlecze, to nie uciecze, mawia ludowa mądrość. Tymczasem mamy tekst interesujący, zdecydowanie ciekawszy niż inne, w których zdarzało się panu posłowi babulić. Piłkarskie porównanie z mundialu, jakie zastosował, doskonale nadaje się do opisania problemu, z którym Prawo i Sprawiedliwość będzie musiało się w końcu zmierzyć wchodząc w epokę postkaczyńską.

Girzyński wskazuje na ośmiu pretendentów do przejęcia berła po obecnym prezesie, każdemu z nich przyporządkowując narodową reprezentację oraz krótko charakteryzując: Zbigniew Ziobro – Brazylia (pewniak i faworyt),  Jacek Kurski – Argentyna (wirtuoz mediów), Joanna Kluzik-Rostkowska – Portugalia (subtelność i finezja), Mariusz Błaszczak – Niemcy (rozkręca się powoli), Joachim Brudziński – Włochy (bez większej lekkości), Paweł Poncyliusz – Nigeria (afrykańska fantazja), Paweł Kowal – Hiszpania (analityk gry), oraz, ach to urocze krygowanie się, Zbigniew Girzyński – Francja (temperament Zidana).

Mundial, jak wiemy, wygrała Hiszpania. Czyżby więc w ten zawoalowany sposób Zbigniew Girzyński  chciał dać do zrozumienia, że gra na Pawła Kowala? Kto wie, gdyż laurkę wystawił mu ładną, cyt. – Jest politykiem niezwykle, wręcz wybitnie utalentowanym. Łączy w sobie ogromne zalety doskonałego analityka gry i powoli kształtuje swoje polityczne doświadczenie szlifując je na europejskich salonach. A Ziobro, zapyta ktoś? – Można porównać jego sytuację z drużyną Brazyli. W zasadzie ma wszelkie atuty w ręku, ale czy udźwignie presje i sięgnie po sukces? – kontekstowo zauważa autor. Co to wszystko może oznaczać? Ano nic innego, jak to, że Zbigniew Girzyński gra przede wszystkim na… Zbigniewa Girzyńskiego.

Nie będąc umocowanym w żadnym ważnym ciele politycznym PiS – poza Radą Polityczną, do której posłowie wchodzą z klucza – Zbigniew Girzyński skazany jest na drogę samotnika. Musi swoją pozycję wyrąbywać poza ciałami statutowymi, w których prym wiodą przede wszystkim zakonnicy z PC, a jako kwiatki do kożucha spin doktorzy,  „ziobryści” i „muzealnicy”. W żadnej z tych frakcji Girzyński nie występuje, a w niektórych traktowany jest wręcz wrogo. Gra więc tym, czym potrafi najlepiej – aktywnością medialną i autoafiliacją przy Radiu Maryja, czym do wściekłości doprowadza nie tylko wierchuszkę PiS-u, ale także posłankę Annę Sobecką, która RM uważa za swoją oczywistą strefę wpływów. Jako że oboje pochodzą z tego samego okręgu wyborczego, to możecie sobie Państwo sami dopowiedzieć dalszy rozwój wypadków.

Od jakiegoś czasu Zbigniew Girzyński przemawia innym głosem. Coraz rzadziej używa dewocyjnej narracji, słusznie upatrując szansy w przesunięciu akcentów na świeckie obszary życia. Nie zdołał wprawdzie uwolnić się jeszcze od nieznośnej homiletyki, którą razi w swoich licznych dyskusjach medialnych, czyni to jednak z pewnych względów mimowolnie, ale i z tym w końcu powinien sobie poradzić. Widać wyraźnie, że chce zająć miejsce autorytetu. Na pewno nie chce być fighterem typu Jacek Kurski czy Marek Migalski, bo to za bardzo pachnie palikotowską stygmatyzacją, która może ciągnąć się za delikwentem latami.

Planując swoją karierę postawił na spokojny i wyważony wizerunek. Nie daje się prowokować do agresywnych pyskówek, stawiając raczej na koncyliację. Kąsa czasami, bo to przydaje politycznego uroku, ale czyni to tak, by nie zabić. Inwestuje przede wszystkim w swój wizerunek. Kiedy trzeba, dystansuje się od swojej partii, puszczając tym samym oko w kierunku nieortodoksyjnego świata – patrzcie, nie jestem radykałem, jestem przewidywalny, w razie czego można się ze mną dogadać. Jakby co, to wicie, rozumicie…

Zbigniew Girzyński nie zrobi wielkiej kariery w PiS-ie. Wie to Jarosław Kaczyński, wie to również Zbigniew Girzyński. Ma on jednak w sobie instynkt samozachowawczy i dopóki w samej partii nie nastąpi widoczna dekompozycja, nie przedsięweźmie żadnej samodzielnej akcji. Będzie czekać i obserwować, kultywując równolegle miłość własną i medialny wizerunek (kolejność nieprzypadkowa). Kiedy zacznie się przetasowanie, albo PiS zacznie się rozpadać, wkroczy do akcji. Jego kapitałem nie będzie frakcja, czy polityczne zaplecze, ale „marka”, którą pieczołowicie wyrabia.

Chciałby się cieszyć mirem. Stąd jego niedawny tekst „Umowa z Polakami”, mający być zachętą do poważnej – jak nawołuje autor – debaty, która „przygotuje Polskę na okres ważnych i niezbędnych zmian systemowych jakie nas czekają”. Tekst jednak nie poraża oryginalnością. Momentami wręcz razi oczywistymi oczywistościami. Nie ma w nim, poza ogólnikami, żadnych konkretnych propozycji, są za to truizmy typu: „Polska potrzebuje głębokich reform!”, „czeka nas wiele wyzwań i problemów do rozwiązania”, „należy radykalnie ograniczyć wydatki budżetowe”, „przed Polską stoją ogromne wyzwanie w ciągu najbliższych 10 lat”, itp., itd. Jak na nauczyciela akademickiego z tytułem doktora, to jednak trochę za mało.

Tytuł „Umowa z Polakami” zdradza predylekcję autora do grania wysokim „c”. Oto ktoś proponuje Polakom poważną „umowę”. Skoro to robi, to znaczy, że się o nich troszczy, że ma wizję i wie, jak to zrobić. I choć z tekstu to absolutnie nie wynika, to w tym przypadku liczy się dobry PR. Pokażcie mi zwykłego posła, który by zaproponował Polakom jakąś umowę? Porywać się na to może tylko osoba, która ma bardzo duże ambicje i poczucie wyjątkowości. Czy taką osobą jest Zbigniew Girzyński? Oczywiście. Konsekwentnie dąży do tego, by przewodzić, by znaleźć się wreszcie w jakiejś strefie decyzyjnej. W PiS-ie ma z tym wyraźny kłopot. Ale jak sam o sobie napisał, słynie z temperamentu Zidane’a i zdarzają mu się „zarówno finezyjne zagrania w światło bramki przeciwnika, jak i „pociągnięcia z główki” wobec politycznych Materazzich…”.

Nieodżałowanej pamięci Kazimierz Górski mawiał, że piłka to prosta gra. Można wygrać, można przegrać, można także zremisować. Póki co, Zbigniew Girzyński w swojej partii ani nie wygrał, ani nawet nie zremisował. Ale dopóki piłka w grze, jak nauczał mistrz Górski, wszystko jest możliwe. W końcu mamy do czynienia z Zinedinem Zidanem, wprawdzie kieszonkowym i znad Wisły, ale jak to się mawia, na bezrybiu i rak ryba.

www.eckardt.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Polityka