Maciej Eckardt Maciej Eckardt
766
BLOG

Przytroczyć Kościół do partyjnej kulbaki

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 13

Idą trudne czasy dla Kościoła Katolickiego. Spuszczone z łańcucha antyklerykalne bulteriery zaczęły hasać i ujadać na całego. Co cwańsze ze spuszczonymi nosami tropią grubszą zwierzynę, polują na purpurę. Plan – dopaść cel, zatopić kły i rozerwać na kawałki. Okazja nadarzyła się przednia – nieprawidłowości w działaniu rządowo-kościelnej Komisji Majątkowej. Czy były? Być może, bo tam gdzie majątek, pieniądze i ludzie, tam zawsze diabeł miesza. A że duchowni to też ludzie, więc i wśród nich Belzebub kusił ile wlezie. Nawet chętniej, bo wiadomo, że więcej radochy w piekle z jednego pasterza, niż największego stada owieczek. Tak było, jest i będzie. Nihil novi sub sole.

Aliści na ratunek Kościołowi od razu pospieszył Jarosław Kaczyński. Oto, kiedy nikt się nie spodziewał, szef największej partii opozycyjnej o piłsudczykowskich inklinacjach nagle przemówił Dmowskim, i to Dmowskim integralnym:

– To jest uderzenie w fundament polskości. Nie da się w Polsce oderwać tego wszystkiego, co jest podstawą naszej świadomości historycznej, narodowej, a przede wszystkim moralności, od nauki Kościoła.

Jak nic przychodzą na myśl słynne słowa przywódcy endecji mówiące o tym, że katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, ale że stanowi jej istotę. Słowa będące dla wielu narodowców swoistym dekalogiem, nagle, w lekko zmodyfikowanej formie, wypowiedział Jarosław Kaczyński – piłsudczyk. Powiało optymizmem. I kiedy wydawało się, że to o pryncypia chodziło, o obronę Kościoła, dlatego że to nasz narodowy i cywilizacyjny depozyt, z tych samych ust padło:

– Podnoszenie sprawy tej komisji to jest element kampanii antykościelnej, którą rozpoczął prezydent Komorowski, stawiając sprawę krzyża. Warto jego zapytać, jakie miał w tym cele, a przede wszystkim, dlaczego nie mówił tego w trakcie kampanii wyborczej, nie mówił, że jest zdecydowanym wrogiem Kościoła. To jest pytanie, które powinno mu się w tej chwili publicznie postawić.

No i czar prysł. Dmowski się ulotnił, a pojawił Makiawel. Mały, cyniczny, w owczo-partyjnej skórze. Załatwiający partyjne i osobiste porachunki przy okazji tematu, który powinien być wolny od tego typu uwikłań. Do akcji wkroczył „obrońca” Kościoła, który bezceremonialnie postanowił ten Kościół przytroczyć do partyjnej kulbaki. Broniąc i jednocześnie zniewalając. Doskonale wyczuł obawy hierarchów, którzy czując się zagrożeni wzbierającą falą antyklerykalizmu, tęsknie zaczęli wyglądać obrońców.

Prezes PiS-u poczuł wiatr. Rozpoczął grę na spolaryzowanie całej tkanki społecznej, a nie – jak się wielu dotychczas wydawało – jedynie partyjno-politycznej. Zagrał na powstanie dwubiegunowego układu wykraczającego daleko poza ramy aktualnej sceny politycznej. Wykalkulował sobie sojusz PiS-u i Kościoła w walce z resztą świata, stąd tak ochoczo przystąpił do jego obrony przed wrogami, zwłaszcza tymi, którzy – cóż za zbieg okoliczności – są wrogami PiS-u. A że tych jest zatrzęsienie, więc wprzęgnięcie do ich zwalczenia tak potężnego sojusznika, byłoby dla partii nielichym osiągnięciem.

Od biedy możnaby nawet przyjąć, że wrogowie Kościoła mogą być wrogami PiS-u, ale na pewno nie jest tak, że wszyscy wrogowie PiS-u są wrogami Koscioła. Co zatem zrobi Kościół? Mam nadzieję, że nie podpisze cyrografu podsuwanego przez pana prezesa, życzliwie się uśmiechnie i wyrazi w tej sprawie swoje desinteressement. Z jednej strony mamy ponad dwa tysiące lat doświadczeń i tradycji, z drugiej raptem dziewięć. Suma summarum stawiam na doświadczenie, choć wiadomo, licho nie śpi.

www.eckardt.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Polityka