„Po lekturze tej książki czytelnicy będą z pewnością wiedzieli, dlaczego z wieloma lokalnymi działaczami PiS nie jest nam po drodze” – napisała w krótkim posłowiu do „Bydgoskiej ośmiornicy 3” Ewa Starosta. I rzeczywiście, Starosta nie pozostawia suchej nitki na pisowskim areopagu znad Brdy. Dostaje się szczególnie obecnym gwiazdom PJN (Polska Jest Najważniejsza) posłom Mojzesowiczowi i Walkowiakowi, co wnikliwie dokumentuje Starosta. Przy okazji „grubych ryb” otrzymujemy urocze charakterystyki pomniejszego pisowskiego drobiazgu (Schreiber, Złotowski) o dokonaniach którego nikt by się nie dowiedział, gdyby nie skrupulatność Ewy Starosty – ich do niedawna partyjnej koleżanki.
Oprócz pisowców na dziennikarski kanał Starosty trafili Paweł Olszewski (lider PO w Bydgoszczy), Rafał Bruski (wojewoda, aktualnie bydgoski prezydent elekt), Marcin Kowalski (Gazeta Wyborcza), Jacek Gałęzewski (Gazeta Wyborcza), Roman Jasiakiewicz (afiliowany przy PO przewodniczący Rady Miasta Bydgoszczy, były członek SLD, PSL), a także mniej istotny garnitur urzędników, od urzędu wojewódzkiego poczynając, na miejskim kończąc. Śledzi ich Starosta z charakterystyczną dla siebie predylekcją do gromadzenia wszelkiego rodzaju publikacji prasowych, dokumentów urzędowych, jak i zasłyszanych opowieści, którymi chętnie się dzieli, czyniąc popłoch wśród tych, którzy nieopacznie chlapnęli coś jęzorem. Myliłby się jednak ten, kto by uznał, że Starosta rozdając tak siarczyste kuksańce sama wspięła się na szczyty tzw. obiektywnego dziennikarstwa. Tak nie jest i na tym polega urok, bądź nie urok jej książki.
Specyfika pisarstwa Ewy Starosty polega na charakterystycznej tematyce i narracji, bliższej modelowi amerykańskiemu niż europejskiemu. Ona nie bawi się w subtelności, ale twardo osadza swoich bohaterów „tu i teraz”, w takich a nie innych kontekstach, widzianych jej oczami i przenicowanych przez jej system wartości. To narracja jest na wskroś personalna. Ma swoich pozytywnych bohaterów, których dobrego imienia broni niczym lwica młodych przed hienami (np. byłego posła PiS Tomasza Markowskiego, czy śp. posła LPR Witolda Hatkę), czyniąc z nich kontrapunkt dla świata manipulacji i zakłamania, który w jej opinii personifikują Marcin Kowalski i Jacek Gałęzewski – „cyngle” z „Gazety Wyborczej”. Rozbiera Starosta ich teksty do cna, dokładnie wskazując, kiedy i jak manipulują. Ba, przytacza przykład plagiatu popełnionego przez ten dziennikarski duet w książce „Odwet. Prawdziwa historia braci Bielskich”.
Starosta, choć kontrowersyjna i mocno niepoprawna politycznie, stanowi drożdże na jałowy i cherlawy świat bydgoskiej polityki. Wsadza kij w jego rachityczne szprychy, pisząc tak na dobrą sprawę polityczno-obyczajowy pitawal. Stawia pytania, wyciąga fakty, drąży i irytuje. Zadarła chyba ze wszystkimi, ale ona już tak ma. Poczynając od pierwszej „Ośmiornicy”, w której wzięła się za szemrany bydgoski biznes i jego politycznych protektorów, czym zainicjowała unikalną kolekcję swoich wpływowych wrogów. Na szczęście nie siedzi w więzieniu, nikt jej nie zlicytował i nikt jej, póki co (odpukać), nie zabił. Było wprawdzie zawsze trochę hałasu z każdą z części jej „Ośmiornicy”, ale generalnie zainteresowani brali przezornie Starostę na tak zwane zamilczenie. Tak będzie pewnie i tym razem, choć kto wie, może któryś z „bohaterów” zdecyduje się na proces, co na pewno przydałoby uroku „Bydgoskiej ośmiornicy 3”. Kto wie, być może Starosta właśnie na to czeka.
Książka Starosty jest bydgoskim ewenementem. A to dlatego że na lokalnym rynku ze świecą szukać polityków (Starosta, chcąc nie chcąc, politykiem jest), którzy nie baliby się prezentować swoich poglądów, dając im upust na kartach książek lub na blogach. Bydgoszczanie nie mają szans dowiedzieć się czegokolwiek o tych, którzy w ich imieniu sprawują poselskie i samorządowe mandaty. Wiedzą tyle, ile przeczytają lub usłyszą w mediach. Nie znam żadnego w miarę rozpoznawalnego bydgoskiego polityka, który by prowadził regularnego bloga, dając tym samym szansę zapoznania się z jego poglądami, sposobem myślenia czy pozapolitycznymi zainteresowaniami. Owszem, funkcjonują w sieci, np. na Facebooku, gdzie poza infantylnymi wrzutami, pod którymi kłębią się stada wazeliniarzy, nie sposób dowiedzieć się o nich czegokolwiek. To niestety marność bydgoskiej polityki. Nie ma polemik, bojów o idee, o bohaterów, o historię, o ekonomię, o kulturę, o Europę, itp. Nie ma nic. Posucha.
Dlatego książka Starosty, obojętnie jak ją oceniać, daje przeciąg w zaduchu, w jakim utonęła nasza lokalna polityka. Marzy mi się, by powstała kontr-ośmiornica, o Ewie Staroście, o Markowskim, o Olszewskim, o Bruskim, pisana z innych pozycji. By było ostro, by ktoś wykazał, że Starosta nie ma racji, bo jest zatwardziałą „kaczystką”, choć obecnie poza PiS-em. Że jest „wrednym babsztylem” owładniętym manią prześladowczą, z którym nie warto rozmawiać, bo nie wiadomo, kiedy to wykorzysta. Że ma się wreszcie zdecydować, czy chce być politykiem, czy dziennikarzem, bo dostanie rozdwojenia jaźni. Że niech sobie ten „wredny babsztyl” nie myśli, że jest jakąś lokalną wyrocznią, czy inną Kasandrą. Żeby ktoś odbił piłeczkę, by nie dać satysfakcji Staroście na zasadzie – acha, siedzą cicho, znaczy mają coś na sumieniu. Szkoda by było. Byłby to koniec przeciągu.
Fragmenty „Bydgoskiej ośmiornicy 3″ znajdują się na stronie Ewy Starosty

www.eckardt.pl
Inne tematy w dziale Polityka