"That's one small step for [a] man, one giant leap for mankind." - Neil Armstrong
Nie pamietam ladowania na srebnym globie. Bylem wtedy uroczym bobasem i na moj swiat skladalo sie mieszkanie na Starowislnej, przedszkole obok lodowiska na Olszy i najblizsza okolica kamienicy w ktorej przyszlo mi mieszkac.
Moj swiat - tak samo jak ksiezyc dla ludzkosci, - byl dla mnie tajemnica i nalezalo go poznac. Eksploracja zaczynala sie od sklepu Zurka na rogu Starowislnej i Przemyskiej. Na drugim rogu przy Rzeszowskiej znajdowala sie pijalnia piwa "Podhalanka" z ktorej czesto wychodzili weseli, zadowoleni...pewnie z zycia? -ludzie. Czasami przy "Podhalance" zatrzymywaly sie milicyjne samochody z obracajacymi sie, swiecacymi na niebiesko "kogutami" i zaraz po nich na rog zajezdzaly biale karetki na glosno wyjacym "aaaaaaaa" sygnale.
Pomiedzy tymi dwoma, waznymi punktami orientacyjnymi wczesnego poznawania znajdowal sie jeszcze jeden punkt. Sklep " U Wali". Wewnatrz sklepu, na scianach namalowane byly ogromne krasnale i drogowskaz z napisem " Do sklepu Wali trzy kroki". Za lada krolowala niska, rozlozysta w biodrach, gruba kobieta, szefowa przedsiebiorstwa, pani Wala. Pewna reka odmierzala porcje twarogu, liczyla pieniadze, wydawala reszte i podawala chleb lub "Sporty". Pod sciana w drewnianych skrzynkach polozonych jedna na drugiej, pietrzyly sie butelki z piwem i oranzada. Z pania Wala nie bylo zartow. Kazdego potrafila zgasic niskim jak jej wzrost glosem i trafnie dobrana sentencja.
W sklepie "Zurek" pachnialo kiszona kapusta z beczek, jablkami i ziemia z pol, oblepiajaca ziemniaki. Czulo sie tez zapach wloszczyzny, ogorkow w beczce, czosnku i kminku na chlebie. Wewnatrz sklepu krzatal sie wysoki, suchy, mezszczyzna w blyszczacym chalacie. Na czubku jego glowy tkwil malutki berecik a na nosie w drucianej oprawie, okragle okulary. Po wydaniu reszty za zakupy zawsze dodawal pianke lub kokosa.
-" To dla chlopakow " - mowil i zaraz powracal do swoich zajec, przestajac sie nami interesowac.
W drodze do przedszkola po przejsciu pod "sztreka" mijalo sie stary zydowski cmentarz. Otoczony wysokim murem od strony ulicy Miodowej, staral sie nie sciagac na siebie niczyjej uwagi. Przechodzac, zagladalismy do srodka poprzez czarne prety, kutej recznie w zelazie, zawsze zamknietej bramy. Trzeba dobrze bylo stanac na palcach i wyprezyc sie, aby moc cokolwiek zobaczyc. Nie pamietam, zeby oprocz grobowcow ozdobionych plaskorzezbami, z wyrytymi w granicie i marmurze napisami i znakami, widac tutaj bylo kiedykolwiek zywego czlowieka..
Po drogiej stronie ulicy starsi chlopcy grali w pilke nozna a na hustawkach, hustaly sie dziewczynki.
- "Nigdy nie celujcie pistoletem w czlowieka. Nawet jezeli ten pistolet to zabawka" - upomina nas przechodzacy wzdluz przedszkolnego parkanu mezszczyzna. Mam cztery lata. Nie rozumiem tego jeszcze.Dopiero z czasem zrozumialem ze to historia meczonego narodu...upomniala sie o mnie.
Kilkanascie lat pozniej. Wlochy. Profesorowie uniwersyteccy z polskich uniwersytetow myja szyby samochodom na skrzyzowaniach wloskich miast. Inzynierowie i doktorzy wymianiaja sie malarsko - murarskimi doswiadczeniami lub wiedza o sprzataniu tenisowych kortow. Patrza sobie podejrzliwie w oczy. Czy aby nie powiedzieli czegos za duzo? Wiadomo...konkurencja.
Z lektury paryskiej Kultury i londynskiej prasy dowiaduje sie ze jestem naznaczony kainowym pietnem...
Wioze pania M. do Watykanu. Przebijam sie przez zatloczony most pod Castel Sant'Angelo. Pani M. jest zona emerytowanego wloskiego polityka i Gentiluomo del Vaticano. Wspomina swoje mlode lata. Pali indijskie cygaretki i samochod wypelniony jest tytoniowym dymem. W pewnym momencie spoza dymu slychac jej cichy glos:
- " Wiesz co...? Wydaje mi sie ze odkad czlowiek postawil noge na ksiezycu, swiat i zycie nie sa juz wcale romantyczne".
Inne tematy w dziale Rozmaitości