















Sen. Snilem, miasto na jawie, ktorego ulice, place, parki i dzieciece sekrety zapisane sa w pamieci otartych niegdys do krwi kolan i dloni. Otulal mnie, przywolujacy wspomnienia, swojski zapach piwnicznej plesni, pomieszany z zapachem wegielnego mialu i jablek zgromadzonych tam przezornie "na zime". Krakowskie DNA. Jak agrafka laczaca przeszlosc z terazniejaszoscia, tkwi w podswiadomosci, zlowiony niegdys, dawno, dawno juz temu, zapach naftaliny strzegacej zazdrosnie skarbow babcinej garderoby. Smak niedzielego rosolu, do zjedzenia ktorego od wiekow zacheca dzwiek trabki splywajacy z koscielnej wiezy. Znajome miejsca zdaja sie mowic do mnie glosem bliskich mi osob, ktorych nieobecnosc jest jak najbardziej usprawiedliwiona, ale wciaz mimo naturalnosci i nieuchronnosci praw natury - niezmiennie bolesna.
Raz, dwa, trzy, cztery,
maszeruja oficery
a za nimi oficerki, powpadali do butelki...
Za tych, ktorych juz nie ma. Za tych, ktorzy jeszcze sa. Za starych i nowych przyjaciol. Rozjasnia sie umysl i cieplosc rozchodzi sie po ciele. Za tych co chcieli, a nie dojechali. Za tych co nie mogli. Sztachniecie i dym dochodzacy do pluc stawia na sztorc paznokcie u palcy stop. Kokietuje dyskretnie z talerza, sledzik po japonsku. Zloci sie w wysokiej szklance ubrany w bialy kolnierz piany, boski plyn. Poca sie zimnym szronem, przejete stakancziki. Za was wszystkich. Och, snil mi sie piekny sen.
Tekst i zdjecia: ProvoCatio
Inne tematy w dziale Rozmaitości