MON/flick.com
MON/flick.com
Artur Kolski Artur Kolski
86
BLOG

Dlaczego Mariusz „nakrzyczał” na dowódców? [Raport] – cz. 1 „Promocja”

Artur Kolski Artur Kolski Polityka Obserwuj notkę 0

Dlaczego Mariusz „nakrzyczał” na dowódców? Problemy z naborem do dobrowolnej służby zasadniczej [Raport] – cz. 1 „Promocja”

W mediach pojawiły się pierwsze sygnały, że uchwalona z wielką pompą ustawa o obronie Ojczyny nie działa tak jak oczekiwali jej twórcy, zwłaszcza w zakresie i funkcjonowania wojskowych centrów rekrutacji oraz powoływania do dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej. Szerokim echem odbił się wydany przez ministra obrony okólnik upominający dowódców jednostek i szefów wielu instytucji wojskowych o sabotowanie zaciągu do wojska, blokowanie stanowisk czy też wyrzucanie profili kandydatów z elektronicznego systemu ewidencji. Przyjrzeliśmy się bliżej problemom z wdrażaniem tej ustawy w tym zakresie, dzieląc publikację na trzy odcinki: „Promocja”, „Logistyka i szkolenie” oraz „Farsa”

Przypomnijmy, że uchwalona 11 marca ustawa o obronie Ojczyzny zastąpiła 14 ustaw, w tym o powszechnym obowiązku obrony, o finansowaniu i modernizacji sił zbrojnych, ustawę pragmatyczną oraz znowelizowała kilkadziesiąt innych. Wprowadziła nowe rodzaje służby wojskowej, a także nowe, pozabudżetowe źródła finansowania wydatków obronnych, jak wpływy z obligacji, spadków i darowizn.

Główne cele (oficjalne) ustawy o obronie Ojczyzny to:

  • uporządkowanie przepisów dot. Sił Zbrojnych,
  • zwiększenie budżetu na obronność,
  • wdrażanie koncepcji obrony powszechnej,
  • zwiększenie liczebności Wojska Polskiego,
  • uproszczenie systemu służby wojskowej,
  • odtworzenie systemu rezerw,
  • lepsze wyszkolenie żołnierzy,
  • zwiększenie zainteresowania służbą wojskową i studiami wojskowymi,
  • stworzenie systemu zachęt dla kandydatów do służby,
  • uelastycznienie zasad awansów.

Tyle z oficjalnej informacji MON. W zamiarze polityków i oficjalnym przekazie ustawa o obronie Ojczyzny ma być czymś wspaniałym dla wojska i polskiego bezpieczeństwa. Przede wszystkim dzięki niej szybko podwoimy stany armii oraz poprzez zwiększenie finansowania przyspieszymy jej modernizację.

Były „pierwszy żołnierz RP”: wprowadzamy zamieszanie

Tu należy przypomnieć słowa gen. rez. Mieczysława Gocuła, byłego Szefa Sztabu Generalnego WP (w 2016 roku na drugą kadencję wyznaczony został przez prezydenta Andrzeja Dudę), który na antenie RMF pytany o to, czy podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawa o obronie Ojczyzny gwarantuje, że Polska będzie mieć potężną armię powiedział: "Natomiast pytanie jest takie: Czy do tej pory ktoś zabraniał nam zwiększenia stanów osobowych armii? Czy trzeba było kodyfikować prawo wojskowe, znosić 14 ustaw, wprowadzać zamieszanie w przepisach prawa wojskowego? Czy ta ustawa cokolwiek wnosi, czego nie można było zrobić bez tej ustawy? Ponadto stwierdził, że w ostatnich latach zaniechano szkolenia rezerwistów, i to był to zdecydowany błąd." Ale żeby mieć rezerwistów i kogo szkolić na czas wojny trzeba przywrócić w jakiejś formie pobór, czyli obowiązkowe przeszkolenie wojskowe obywateli.

Zawieszony obowiązek obrony kraju

Rezygnując z poboru zawieśliśmy konstytucyjny obowiązek obrony kraju przez obywateli, którzy przez odbytą służbę wojskową - w czasie wojny - mieli bronić kraju. Uchwalając na kolanach wszystkich opcji politycznych nową ustawę, dalej utrzymujemy podziały. Nęcimy kosztowną promocją do służby wojskowej ochotników, ale zapominamy o ilościowym oraz jakościowym przeszkoleniu rezerwistów na czas wojny. Jedynie obowiązkowy pobór może uchronić nas przed totalną katastrofą. Problem w tym, że ochotnicze uzupełnienie armii niedługo wyczerpie swoje możliwości, zaś ostatnie stare roczniki przeszkolonych rezerw będą bezużyteczne ze względu na wiek uniemożliwiający ich powołanie. Wojna w Ukrainy potwierdza tezę o wręcz strategicznym wymogu posiadania wspomnianych rezerw, odpowiednio wyszkolonych i zdolnych do efektywnej mobilizacji. Powiedzenie, że wojnę wygrywa rezerwa jest jak najbardziej aktualne.

Wpychanie kandydata do wojska w jeden dzień

Zasadniczym problemem rekrutacyjnym wprowadzonym przez nową ustawę jest przeforsowanie reformy administracji wojskowej z ubzduranym pomysłem przekształcenia jej w punkt rekrutacyjny na wzór amerykański. Podobno w tamtych realiach, kandydat w ciągu jednego dnia jest powoływany do wojska, co oczywiście jest nieprawdą. Tam system działa całkowicie inaczej. Dlatego wszystkie zmiany prowadzą do skrócenia wszelkich procedur do absurdu, tak aby czysto teoretycznie takiego kandydata po złożeniu wniosku w ciągu jednego dnia lub maksymalnie dwóch powołać do służby wojskowej. Przy okazji zapominamy o tym, się że to kandydat wybiera termin powołania. Z jednej strony nowe problemy administracji wojskowej, z drugiej zaś obarczono dowódców jednostek wojskowych szkoleniem specjalistycznym, do którego ministerstwo niczego i nikogo nie przygotowało. Wojsko poprzez zawieszenie poboru utraciło możliwości szkolenia specjalistycznego, a te które posiada są mocno ograniczone. Przede wszystkim nie rozpoczęto rozbudowy infrastruktury wojskowej w celu zakwaterowania szkolonych żołnierzy. W dalszym ciągu nie rozwiązano problemu brakujących mundurów, nie wskazano i nie przygotowano ośrodków do szkolenia specjalistycznego. Innym problemem ustawy to są nowe ogromne koszty szkolenia adepta na żołnierza.

CWCR jako Hydra

Powstanie Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji (nowa struktura z 240 etatami) spowodowało „oderwanie nowej administracji od struktur wojska”, podporządkowując ją bezpośrednio ministrowi. Administracja wojskowa podlegała pod Sztab Generalny WP (Odział Uzupełnień P-1), tworząc z byłych WSzW (16 w każdym województwie) oddziały zamiejscowe CWCR. W rezultacie szefowie 86 WCR-ów (byłe WKU) podlegają bezpośrednio pod CWCR, a oddziały zamiejscowe (byłe WSzW) stały się tworami, które mają tylko zadanie monitorowania i nadzór działalności WCR. Wojewódzkie sztaby wojskowe stały się komórkami wewnętrznymi Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji. Absurd. Ustawa zmienia podległość administracji wojskowej oraz i w jej wyniku przemodelowano w gigantyczny twór, który ma odpowiadać za badania kandydata do czynnej służby wojskowej (badania psychologiczne oraz lekarskie). Ustawa oderwała „krwioobieg od głowy” (krwioobieg to administracja wojskowa, a głowa – Sztab Generalny WP). Niestety Sztab Generalny WP nie będzie miał żadnego wpływu na działalność CWCR, dla którego najważniejszym zadaniem będzie rekrutacja a nie mobilizacja rezerwisty na wojnę. W rezultacie niemal całe towarzystwo od skracania służby wojskowej pod nazwą Biuro do spraw Programu „Zostań Żołnierzem Rzeczypospolitej” przeniesiono do utworzonego ustawą o obronie Ojczyny Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji, a z byłych wojewódzkich sztabów wojskowych utworzono dziwne satelity. Tym sposobem centralnie utworzono tylko jeden ośrodek do odwołań od badań psychologicznych?

Ustawą politycy stworzyli sztuczną „Hydrę” podległą bezpośrednio ministrowi ON (dla mnie wygląda to tak: cywil poprzez CWCR kieruje armią). Tak z mitologii można określić stwora, którego stworzyła nowa ustawa a takim jest niestety Centralne Wojskowe Centrum Rekrutacji. Czyżby to był następny „pieszczoch władzy” po WOT? W imieniu Ministra Obrony Narodowej czynności nadzoru w sprawach operacyjno-obronnych realizuje Szef Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji. Hydra ta o wielu głowach – bez kontroli najwyższego dowództwa wojskowego – będzie rodziła w przyszłości nieporozumienia i konflikty wewnątrz rodzajów sił zbrojnych. Zgodnie z ustawą z 14 grudnia 1995 r. o urzędzie Ministra Obrony Narodowej minister obrony kieruje działalnością Ministerstwa i Sił Zbrojnych bezpośrednio lub przy pomocy sekretarzy, podsekretarzy stanu oraz Szefa Sztabu Generalnego WP a także dowódcy WOT – do czasu osiągnięcia pełnej zdolności do działania przez Wojska Obrony Terytorialnej. W przypadku WOT taka podległość miała być do 2021 roku, w którym to czasie formacja miała osiągnąć stan 53 tys. Niestety nowe założenia i wizja wielkiej armii przesuwa ten plan w przypadku WOT o 13 lat!

Zgodnie z Ustawą o obronie Ojczyzny szef Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji podlega bezpośrednio Ministrowi Obrony Narodowej. Przyjęty styl nadzoru nad CWCR (minister ON) oraz sposób nakazowy upychania ochotników, ponad wszystko i „po trupach” bez należytego przygotowania jednostek wojskowych oraz systemów informatycznych doprowadzi do powstania niechęci lub wręcz wrogości miedzy żołnierzami zajmującymi się problematyką uzupełnieniową. Z tego powodu można spodziewać się wzmożonych odejść doświadczonej kadry z administracji wojskowej, w tym szefów (komendantów) do cywila. Bodźcem i kuszącą propozycją do masowych odejść z wojska na początku 2023 roku będzie waloryzacja emerytur na poziomie 13-15 proc, a najnowsze prognozy mówią już nawet o prawie 19 proc. Oczywiście jest to skrajny optymistycznie wariant, ale wszyscy liczą, że to i tak będzie powyżej 10 proc.

Z 35 pracowni psychologicznych będzie 86?

Tworzenie WCR komplikuje działalność własną administracji wojskowej oraz innych jednostek oraz samych ochotników. Powstają nowe procedury, które miały skrócić powołanie kandydatów do wojska, przy braku koordynacji oraz merytorycznego wsparcia, a w rzeczywistości jest odwrotnie. Wojsko mierzy się z nowymi ogromnymi problemami. WCR staje się instytucją „molochem”, który wchłonął pracownie psychologiczne (35) oraz ma realizować badania do czynnej służby wojskowej (poprzez zatrudnienie w późniejszym okresie lekarza). WCR staje się pierwszą instytucją w przypadku orzecznictwa psychologicznego oraz lekarskiego (ale tylko do czynnej służby wojskowej). Realizacja uproszczonych badań kandydata, bo do tego prowadzą zmiany, stwarza zagrożenie powoływania coraz bardziej marnego kandydata do służby wojskowej. Naciski dowództwa WOT na zmianę metodyki badań psychologicznych, spowodowane brakiem rekruta doprowadziły do obniżenia kryteriów do czynnej służby wojskowej w 2018. Obecne zmiany zostały wprowadzone w czerwcu 2022 roku – jak można się domyślać – pod naciskiem byłego Biura ds. "Zostań żołnierzem" - obecnie CWCR. W przypadku badań lekarskich w WCR-ach będziemy mieli też bardzo powierzchowne badania (komisja lekarska w składzie jednego lekarza). Tym sposobem centralnie utworzono tylko jeden ośrodek do odwołań od badań psychologicznych? Tu nasuwa się pytanie, a ile teraz kandydat będzie czekał na odwołanie? Oj, kolejka będzie kosmiczna. Sami tworzymy procedury. gdzie kandydata odstawiamy na bok, niech czeka. Innym problemem tej centralizacji - podpowiem – z doświadczeń wojny w Ukrainie mówi jedno takie centralne sterowanie mobilizacją wojska to nic dobrego.

Ponadto ustawa wymusiła tworzenie w pozostałych WCR-ach pracowni psychologicznych, w których nie było tych struktur, co oznacza m.in. zakup sprzętu i wyposażenia specjalistycznego dla ok. 51 WCR-ów. Teraz jest to tworzenie, ale w planach decydentów – jak można się domyślać po ustabilizowaniu się i wdrożeniu nowych procedur – likwidacja małych WCR-ów, zaś etaty zostaną rozdysponowane na pozostałe WCR-y. Takim sposobem stworzy się molochy terytorialnie oraz absurdalnie wydłużamy drogę potencjalnemu kandydatowi do ośrodka rekrutacji. A ile to będzie kosztowało? By za jakiś czas likwidować? Wszyscy dobrze wiedzą, że ustawa nie przeszłaby z jednoczesną likwidacją części WKU. Zmiany w planach można wychwycić w zmieniających się projektach do ustawy.

Pikniki ponad Wszystko!

Nowe problemy w administracji wojskowej będą eskalować w kierunku organizowania coraz kosztowniejszych imprez plenerowych celem ściągnięcia potencjalnego kandydata. Przykładem była organizacja pikników 21 maja br. Szefowie WCR –ów mieli zorganizować je w ciągu dwóch tygodni, ściągając z całej Polski ciężki sprzęt wojskowy i przerywając niejednokrotnie szkolenie wojsk, z organizacją darmowego posiłku nawet dla tysiąca osób w postaci grochówki wojskowej. Jeden wsad komercyjnie na 500 osób kosztuje ok. 1000 zł. Na jeden piknik przygotowano grochówkę na 1000 tys. porcji. Jak można oszacować na 32 pikniki koszt samej grochówki to 64 tys. zł. Ile kosztowało rozjazd sprzętu wojskowego na pikniki nikt nie oszacuje. W normalnych warunkach oficjalna zgoda lokalnych władz na zorganizowanie imprezy masowej trwa co najmniej miesiąc a tu nagle w 2 tygodnie? Wojsko tylko popsuło sobie szkolenie, ale kto na to zwracał uwagę. Jak to mówią: ”Pan kazał”.

Święto nie dla żołnierzy – co z nadgodzinami? Szef MON zwalcza dezinformację?

Innym przykładem był peleton pikników wojskowych zorganizowanych w dniach 13-15 sierpnia br. z ogromnym rozdysponowaniem sprzętu wojskowego z całej Polski, aby uświetnić pokazy. Nowością były pokazy „kina frontowego”, gdzie na jedno przedstawienie przeznaczono 12 tys. zł, a było ich 17. Z rachuby wynika, że tylko ten element kosztował 204 tys. zł. Widząc te „tłumy” to trochę drogo ten bilet kosztował. Siedząc na fejsie decydenci prześcigają się w pomysłach jak ściągnąć do kina młodych? Niestety dziś każdy ma to za darmo na telefonie. Ile grochówka? Skoro trzy dni - licząc jak w maju – to będzie prawie dwieście tysięcy? Ile koszty paliwa? Ile trzeba oddać nadgodzin żołnierzom i pracownikom? Ile wydano na plakaty i banery zapraszające na pikniki („Mariusz Błaszczak zaprasza …”)? Ile wydano na materiały promocyjne? Jakie były inne koszty? Pikniki i promocja robi się gigantycznie droga. Defilady na 15 sierpnia to może być nic, z ukrytymi tak naprawdę kosztami. Wojsko skazane będzie na pikniki i nową wizję promocji w celu pozyskania rekruta. Przesyt wszystkiego, a w WCR-ach po staremu, jak mówią pracownicy sypnęli coś jednorazowo na stół materiałów promocyjnych, a my tu ze starym namiotem, wstyd. Pozostało nam drukować „propagandę” na czarno-biało, bo drukarki już nie wytrzymują. Wszystkie te działania napędza powstałe Centralne Wojskowe Centrum Rekrutacji. Jak podał przedstawiciel CWCR w mediach: „Przez trzy dni łącznie udało się zorganizować 180 punktów rejestracji” dla kandydatów, czyli w tym okresie wojsko było mocno obciążone piknikami a rozjazd sprzętu wojskowego po Polsce był ogromny. Przypomnę tylko, że za organizację wszelkich uroczystości czy pikników odpowiedzialny jest dowódca garnizonu a nie szef WCR, niestety co innego twierdzi CWCR.

W 2018 roku Gazeta Prawna przytaczała problemy z nadgodzinami żołnierzy, które poruszał poseł Paweł Szramka. Resort obrony narodowej zapowiadał, że przyjrzy się problemowi. Niestety czas kryzysu wymusił pracę żołnierzy non stop, bez prawa do wolnego weekendu. Zmiany MON są takie, że w czasie kryzysu za nadgodziny wolne się nie należy. Zmiana przepisów tylko eskaluje problem, zwalając na głowy dowódców sprawę interpretacji prawnej oraz zwrot ponadnormatywnych godzin pracy żołnierzy.

Zgodnie z obowiązującym wtedy par. 8 ust. 1 rozporządzenia ministra obrony narodowej z 26 czerwca 2008 r. w sprawie czasu służby żołnierzy zawodowych, wojskowemu, który na polecenie dowódcy jednostki wykonywał zadania służbowe w wymiarze przekraczającym w danym tygodniu czas służby, należy udzielić wolnego w tym samym wymiarze. Nadgodziny powinny zostać odebrane w kolejnym tygodniu, ale nie później niż w ciągu czteromiesięcznego okresu rozliczeniowego. Jeśli żołnierzowi nie uda się tego zrobić w tym terminie, (np. z uzasadnionych względów służbowych lub osobistych), może je odebrać w kolejnych czterech, ale już nie później. Maksymalnie ma więc na to osiem miesięcy.

Paweł Szramka, poseł oraz były już zastępca przewodniczącego Komisji Obrony Narodowej, skierował w tamtym czasie interpelację do Mariusza Błaszczaka, ministra obrony narodowej. Zapytał, co robić, gdy w związku ze specyfiką pracy oraz licznymi zadaniami stawianymi przez przełożonego, żołnierz zawodowy nie ze swojej winy ani z powodu zaniedbania, ale ze względu na lojalność względem przełożonego oraz specyfikę pracy, nie jest w stanie w ośmiomiesięcznym okresie rozliczeniowym wykorzystać wypracowanego czasu wolnego. Takie sytuacje zdarzają się bardzo często ze względu na braki kadrowe oraz nadmiar zadań dowódców i ich podwładnych.

Kiedyś było drogo, teraz będzie kosmicznie?

Promocja wojska to tylko jeden z przykładów rosnących wydatków związanych z wejściem w życie ustawy. Należy tu przypomnieć jak w 2016 roku zjednoczona prawica po dojściu do władzy rozkręciła aferę dotyczącą odkrycia w magazynach MON tablic Mendelejewa. Informacje z audytu i zamkniętego posiedzenia komisji obrony narodowej przekazano do mediów. Jak się okazuje w latach 2010-2015 na działania promocyjne wydano 31 mln. zł. Największą sensacją było odkrycie w magazynach byłego Departamentu Wychowania i Promocji Obronności 21 tys. tablic matematyczno- fizycznych oraz 10 tys. tablic Mendelejewa. Winą za taki stan rzeczy obarczono poprzedniego ministra obrony, przypisując mu nieefektywne wydawanie środków na cele obronne. Tu rodzi się pytanie jakie są obecne nakłady na promocję wojska? A ile z tych kosztów zostało „ukrytych”, bo poszły w ramach szkolenia?

Mariusz po promocji zwalcza dezinformację i fakenewsy?

Nie wiadomo dlaczego 19 sierpnia br. Minister Obrony Narodowej wydał komunikat na Twitterze: „Zwalczając dezinformację - informuję! Żołnierze mogą odbierać nadgodziny za ponadnormatywną służbę podczas szkoleń, pokazów czy pikników. Przepisy regulują to od wielu lat. Doświadczeni dowódcy to wiedzą. Zasady nie stosuje się do wykonujących zadania w sytuacjach kryzysowych”

Widocznie musiał być po temu powód!. Żołnierze w natłoku wykonywanych zadań mają od lat problemy z odzyskaniem nadgodzin,. Wojskowe przepisy nie przewidują odpłatności za ten czas. Przesyt i mnogość zadań powoduje, że żołnierze nie mają wolnych weekendów, jak nie służby to wyjazdy na coraz częściej organizowane uroczystości, w których na prędko zbiera się żołnierzy do kompanii honorowej. Innym problemem jest zbyt mała obsada żołnierz w stosunku do etatu. Przeszkodą w zadaniach nie szkoleniowych może być też to, że wojsko w niektórych jednostkach pozbyło się formacji cywilnych do ochrony. Tym sposobem, wpędzając się w nowe problemy i zadania ochronne do których potrzeba dużych składów osobowych. Ministra takie problemy nie interesują, bo to ból głowy dowódców jak zorganizować życie w jednostce a tu mamy sezon urlopowy w pełnej krasie. Taki komunikat z samej góry to nie jest dobry znak. A problemy jak były tak będą z odzyskaniem wolnego, przecież teraz stan nadzwyczajny to norma, tylko kto w to uwierzy? Niestety udział w ochronie granicy polsko – białoruskiej negatywnie odbił się na morale wojska i jest przyczyną niejednego powodu do pożegnania się z mundurem. Zamiast się szkolić i korzystać z „uroków” wojskowych ośrodków szkolenia żołnierzy wysyła się na pokaz. Niestety żołnierze mają już dość takich zadań „jedź i stój”

Amerykańska „moda” i problemy

Do polski przywędrowała amerykańska moda na fejbusa i „dziargania” tym sposobem ochotnika. Nagonka w mediach społecznościowych już nie działa. Nastąpiły zmiany pokoleniowe i odzwyczajono społeczeństwo od odbycia służby wojskowej, zawieszając pobór. Jak widać są to zmiany katastrofalne dla bezpieczeństwa Polski. Na pytania dlaczego nie powrócić do obowiązku? Słychać tylko po co? Mamy ochotników. Sęk w tym, że jak to mówią mamy ich „jak kot napłakał”. Polska prawicowa zapatrzona w amerykański sprzęt nie dostrzega zarazem problemów kadrowych amerykańskiego wojska. Raporty są bezlitosne, Amerykanie coraz bardziej mają problem z pozyskaniem ochotników do wojska. Dotyczy to zresztą wszystkich armii europejskich z zawieszonym obowiązkowym odbyciem służby wojskowej. Różnica między Polską a USA jest taka, że tam na ochotnika mogą sobie pozwolić finansowo, a u nas to jest dalej biednie z tymi pensjami dla żołnierzy. Wzmacnianie wschodniej flanki w Polsce odbywa się zwiększaniem obecności amerykańskich żołnierzy-emigrantów, którzy tym sposobem poprzez wojsko próbują uzyskać obywatelstwo. Wysyła się takie wojsko na pokaz, bo to nie są te siły. Wysyła się młodych ludzi, niekiedy studentów. Główny trzon naboru ochotników amerykańskiej armii to emigranci.

Jak media donoszą, Amerykanie borykają się z największym kryzysem od 1973 roku z naborem do wojska, a w dodatku zasób chętnych i zdolnych gwałtownie się kurczy. Badania Departamentu Obrony wykazało, że tylko 9 proc. młodych Amerykanów kwalifikujących się do służby w wojsku w tym roku ma ochotę wstąpić do armii USA, najmniej od 2007 roku. Ponad połowa młodych Amerykanów (57 proc.) uważa, że po odbyciu służby w wojsku mieliby problemy emocjonalne lub psychologiczne. Prawie połowa myśli, że mieliby problemy fizyczne. Niestety tak wygląda druga strona lustra dla ludzi, którzy wojska nie widzieli od środka. Wśród Amerykanów ankietowanych przez Pentagon, tylko 13 proc. miało rodziców, którzy służyli w wojsku, w porównaniu z około 40 proc w 1995 roku. Wojsko uważa rodziców za jeden z największych czynników wpływających na wstąpienie na służbę. Reasumując, czym dłuższa absencja od służby wojskowej społeczeństwa tym większe problemy z pozyskaniem ochotnika a jak można się domyśleć próba powrotu do poboru spotka się z coraz większym oporem, nie tylko sił politycznych.

Strach napędza pobór, tymczasem władza śpi

Niedawno w mediach opublikowano sondaż CBOS, z którego wynika, że ponad połowa badanych, 54 proc., popiera przywrócenie w Polsce powszechnego poboru do zasadniczej służby wojskowej, 25 proc. z nich uważa to za konieczne. Z kolei 78 proc. respondentów opowiada się za ideą szkoleń obronnych dla obywateli. Zdecydowanymi przeciwnikami przywrócenia poboru jest 15 proc. badanych, a 24 proc. uważa, że raczej nie należy go przywracać.

Zdaniem 35 proc. badanych gdyby zasadnicza służba wojskowa z poboru zostałaby przywrócona powinna trwać 1 rok a według 18 proc. - 6 miesięcy. Zdaniem 13 proc. powinna trwać 2 lata, zaś 9 proc. uznało, że krócej niż pół roku. Natomiast po 8 ankietowanych stwierdziło, powinna ona trwać 1,5 roku lub 9 miesięcy. 10 proc. badanych wybrało odpowiedź "trudno powiedzieć". Niewątpliwie mamy skok poparcia dla idei poboru do wojska wśród polskiego społeczeństwa. Jak można się domyślać, na wzrost zainteresowania tym tematem wpłynęła wojna w Ukrainie i po prostu strach oraz obawy o bezpieczeństwo. Niestety, rząd absurdalne nie widzi powodów do spojrzenia na ten problem jak zwykły obywatel. Zamiast poboru mamy wypoconą na szybkiego ustawę o obronie Ojczyzny, która dalej stawia na ochotnika, a temat poboru dalej odstawia do sennika. Pytanie kiedy się obudzi? Jak na razie uprawiamy zakłamaną nie tylko finansowo politykę o ochotnikach.

 „Testowanie” nowych procedur?

 W administracji wojskowej wkrada się nerwowa atmosfera wytwarzana przez CWCR nakazująca wykonanie nowych zadań bez pokrycia finansowego z narzuconym własnym reżimie czasowym. Ponadto „krwioobieg” „testuje” nowe procedury, gdzie pracownicy zostali zawaloni nowymi sprawozdaniami, analizami, ankietami itp. oraz nasyła się w terenie jak to określono „tajemniczych interesantów”, którzy mają kontrolować „incognito” pracowników z udzielania informacji interesantom. Kontrole są raczej subiektywne i nie wnoszą nic nowego do działalności, a sposób ich realizacji powoduje niepotrzebny stres pracowników. Represje oraz stres nie omija szefów WCR, którzy są wzywani do szefa CWCR płk. Mirosława Brysia w celu wyjaśniania i tłumaczenia się dlaczego nie ma kandydatów.

Jak można się spodziewać nerwowość w strukturach dopiero się ujawni i będzie eskalować, co nie wróży nic dobrego. Można podejrzewać, że na jesieni będzie widoczny odpływ kadry, w tym szefów WCR oraz pracowników, a także być może psychologów (innym problemem będzie zatrudnienie w przyszłości lekarza, a na cywilnym rynku pracy jest go brak). Wszystkich ciekawi „wrzutka” do ustawy o badaniach psychologicznych podczas kwalifikacji wojskowej. Kto te badania ma wykonać? „Biuro” przeszło do realizacji „misternego” planu i zamiast wsparcia i szkoleń, nastał czas kontroli.

Artur Kolski

zdjęcie: MON/flick.com

żołnierz, historyk, medyk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka