Bartek P. Bartek P.
17
BLOG

Moje słówko na temat szczytowania w Luksemburgu

Bartek P. Bartek P. Polityka Obserwuj notkę 0

Przede wszystkim - Dlaczego pojechał prezydent? Wraz z biegiem wydarzeń coraz bardziej przekonywałem się o tym, że wyjazd Lecha Kaczyńskiego był naszą małą strategią. Anonsowana jeszcze w trakcie negocjacji Szerpów obecność mniej ważnego z braci miała mieć miejsce w razie kompromisu. Natomiast pobyt Jarosława Kaczyńskiego miał mieć miejsce w przypadku braku szans na porozumienie. Upewniwszy się, że media złapały haczyk, bliźniacy ostatecznie potwierdzili wizytę prezydenta, co miało być dla UE sygnałem, że Polska jest gotowa na kompromis. Lech Kaczyński długo walczył pozostając przy twardym stanowisku, a w momencie, gdzie przesilenie było już w zasadzie faktem zdecydował się na kompromis. W istocie on pojechał tylko po to, aby przedłużać sam moment osiągnięcia konsensusu, osiągając jednocześnie jak najlepsze efekty negocjacji. Pierwszy minister wspominał, że ten, który pojedzie do Luksemburga zawetować mandat UE może dużo stracić (w sensie dalszych stosunków z partnerami), a widać było, że ewentualną odpowiedzialnością nie chciał obarczyć prezydenta. Straszenie wetem było tylko grą polityczną.

Po zakończeniu szczytu Jarosław Kaczyński chce wzmocnić rolę swego brata w osiągnięciu ugody, aby jednocześnie osłabić swoją rolę przy podejmowaniu decyzji. Wszyscy (albo, nie generalizując dużo osób, komentatorów, polityków europejskich) mieszanie przecież przyjmują metodę negocjacji, w której należy telefonować do Warszawy, aby podjąć decyzję. Przywódcy państw wspólnoty od dawna wiedzą, kto pociąga za sznurki w Polsce i dzwonienie Sarkozego, czy Blaira do premiera nie było niczym niesłychanym, ba dobrze się stało, że choć w taki sposób byliśmy w stanie nie skłócić się z Unią. Reakcja partii opozycyjnych jest ciekawa. SLD gratuluje bez szyderstw, PO oschle cieszy się, że nie doszło do kryzysu w europejskiej rodzinie. W pewnej mierze wynika także z zazdrości dobrego rozegrania sprawy przez PiS, zapewne Platforma także chciałaby być tak zdecydowana i w sprawach międzynarodowych. Zachodnie media pojmują sprawę jako sukces polityki Angeli Merkel i jej ostrej reakcji na polską bezkompromisowość, mianowicie przyjęcie mandatu bez oglądania się na Polskę.

Tutaj jednak na pewno więcej zyskała Polska, niż Niemcy. Udało nam się pokazać, że trudno, ale można z nami osiągnąć kompromis (jednocześnie niestety stereotypy na temat polskiego rządu chyba się pogłębiły), a także widać, że w tej chwili Polska realnie ma wpływ na przyszły kształt Unii Europejskiej. Dużym minusem tych kilku dni negocjacji jest natomiast język jakiego używali bracia. Niemcy są szczególnie wrażliwi na wypominanie im wojny i taki kształt debaty nie może mieć miejsca, kiedy chcemy korzystać nie tylko na członkostwie we wspólnocie, ale także na sąsiedztwie z Niemcami. Całe szczęcie, że to nie główna partia rządząca jest głównym symbolem walki z państwem Angeli Merkel. Niedobrze natomiast, że jest to jeden z koalicjantów - LPR, który swoją nacjonalistyczną retoryką ciągle podkopuje nam pozycję.

Bartek P.
O mnie Bartek P.

Sangwinik. Optymista. Z zamiłowaniem do piłkarskich doświadczeń, sympatyk gitarowych solówek, rosyjskich kryminałów i codziennych newsów o blaskach i cieniach demokracji. Podobno szybko się uczy. Zrażony do socrealistycznej architektury i mentalności. W polityce i życiu oprócz powszednich oczywistych obrzydliwości nie cierpi, gdy ktoś zakłada z góry, że posiada monopol na prawdę. "To nieprawda, że wszyscy politycy to złodzieje. Zawsze są tacy, którzy mniej nakłamią, mniej nakradną i w konsekwencji mniej rozczarują. Jeśli chodzisz głosować, masz prawo głośno wytykać im wszystkie błędy. Jeśli nie bierzesz udziału w wyborach, powinieneś milczeć." - nie żaden filozof, a Bogdan Rymanowski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka