Rodzic oczywiście mógłby wiedzieć, kiedy są przerwy, na których - może akurat nauczyciel nie kseruje materiałów na lekcje, nie stoi na dyżurze, nie dyskutuje z mądrzejszymi, którzy wolą po lekcji niż na lekcji pogadać, popytać.
Mógłby, ale nie wie. Woli zadzwonić i o c z e k i w a ć, że nauczyciel - jako profesjonalista - zrozumie, że:
a) Rodzic PRACUJE, więc na wywiadówce nie może być i w innym terminie też nie bardzo może dzwonić;
b) Rodzic chce wiedzieć, jakie sprawy wychowawcze dotyczą jego pociechy;
c) Rodzic chce wiedzieć, jakie dziecko ma oceny (ma ich 15 i dziennik jest poza zasięgiem nauczyciela, no ale...);
d) Rodzic usprawiedliwia 11., 26., 30. kwietnia oraz 1., 3., 6., 12., 19., i 28. marca.
Nauczyciel słucha, odpowiada, miota się, czeka na wizytę TVN-u (bo zostawił klasę bez opieki), wie, że wychodzi na idiotę, bo nie zna wszystkich danych dot. ucznia, nie podnosi głosu, bo jest światłością samą i przykładem biblijnej pokory. Nauczyciel wie, że szlag go trafia, że nie ustawi Rodzica, bo jeśli ten nawet zrozumie i usłyszy: "Przepraszam, ale NIE, Drogi Panie, Droga Pani..." - to za jakiś czas stąd lub owąd dowie się też, że mu się w d u p i e p r z e w r a c a, bo nic nie robi i ludziom PRACUJĄCYM dziecka nie chce pomóc wychować.