Bazyli1969 Bazyli1969
3558
BLOG

Ius primae noctis – prawo pierwszej nocy. Czarna legenda czy dziki obyczaj?

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 23

Mit określa świadomość.
Stanisław Jerzy Lec

image

Podczas jednego z programów publicystycznych w TVP wybuchła spora awantura. Z jednej strony pienili się przedstawiciele Związku Szlachty Polskiej, a z drugiej  reprezentant Kolektywu Syrena (co to za "zwierz", tłumaczy link poniżej). Ten ostatni w ekscytacji zakrzyknął: "Państwo szlachta, przez 300 lat ograbiało nas z darmowej, niewolniczej pracy. Legalnie gwałcili nasze babki w ramach prawa pierwszej nocy i wieszali nas bez sądu." W sprawie tzw. darmowej pracy włościan wypowiedziałem się popełniając niedawno notkę. Wieszanie bez sądu, niestety, zdarzało się. Ale "gwałcenie babek w ramach prawa pierwszej nocy"? Rzućmy okiem na to zagadnienie...

W minionych czasach obowiązywały prawa przerażające. Nie sięgając daleko wystarczy wspomnieć, że we wczesnym średniowieczu na naszych ziemiach za złamanie postu wybijano zęby drewnianym kołkiem, za nie dotrzymanie wierności małżeńskiej przystawiano białogłowom szczenięta do piersi lub wycinano łechtaczkę, a za fałszowanie pieniędzy gotowano żywcem w oleju. Istniało również mnóstwo przepisów oraz zwyczajów regulujących relacje pomiędzy właścicielami ziemskimi a podległą ludnością. Wśród nich miała występować norma dająca dziedzicowi  prawo do spędzenia pierwszej nocy z wychodzącą za mąż kobietą. Trzeba przyznać, iż od zarania dziejów utrata „wianka” w wielu kulturach była niezwykle ważnym wydarzeniem. Niekiedy  przybierała formę kultu, bywała tabu. W niektórych społecznościach fakt defloracji mógł przynieść nieszczęście mężowi, a nawet całej grupie plemiennej. Z tej przyczyny w pewnych klanach eskimoskich inicjacja seksualna młodych kobiet dokonywała się wyłącznie  w relacji z obcym (spoza "wsi"). W innych szamani sami wprowadzali dziewczynę w świat  dorosłości. Z kolei niektóre plemiona afrykańskie stosowały praktykę polegającą na tym, iż panna młoda w dniu "ślubu" miała obowiązek odbycia stosunku z przyjaciółmi pana młodego lub wodzem wspólnoty. Wśród ludów indoeuropejskich (np. Słowian) na ogół panowało przekonanie, iż zachowanie dziewictwa do dnia zawarcia związku niezbyt dobrze świadczy o atrakcyjności dziewczyny, bo skoro nikt jej dotąd nie chciał... Potężne przewartościowania w tym względzie miały dokonać się wraz z przyjmowaniem chrześcijaństwa. Kościół przeprowadził wówczas wiele rewolucyjnych  zmian w obyczajowości (np. wyniósł na piedestał czystość przedmałżeńską), ale przez setki lat jednego zwyczaju nie udało mu się podobno wyrugować.  Było to właśnie "ius primae noctis".

Zwolennicy poglądu o realnym i powszechnym obowiązywaniu tego nieludzkiego obyczaju powołują się m.in. na pewien pochodzący z początku XV stulecia zabytek piśmienniczy. Po raz pierwszy posiłkował się nim francuski prawnik, Jean Papon (XVI w.), a brzmienie jego było następujące: "To jest mordercze, że w niektórych miejscach tego królestwa, a nawet w Owernii, możemy znaleźć zwyczaj przestrzegany i tolerowany, że władca tego miejsca miał prawo położyć pierwszą noc z oblubienicą. Nie jest to dalekie od tego, co Diodor Scilus [Sycylijski] napisał w szóstej księdze swojej historii, że w niektórych miejscach na Sycylii dziewczyna poślubiona po raz pierwszy była prostytutką dla kilku niezamężnych młodych mężczyzn i pozostawała z tą, która znała ją jako ostatnią. Są to akty barbarzyńskie i brutalne, niegodne nie tylko chrześcijan, ale i mężczyzn."  Świadectwo to przez długi okres nie wzbudzało zainteresowania i dopiero François-Marie Arouet, czyli Wolter, wygrzebał je z otchłani niepamięci, nadając przy tym sprawie wielkiego rozgłosu. Opinie znanego w całej Europie (i nie tylko!) myśliciela wzbudzały poważny rezonans, który aż po dzień dzisiejszy dźwięczy w uszach wielu. Na skutek czego nie tylko zatwardziałe feministki, zwolennicy obyczajowego postępu czy krytycy Kościoła, ale także zaangażowani w wymazywanie białych plam naukowcy, z zacięciem godnym lepszej sprawy powtarzają zdanie Woltera. Zapominają przy tym, że ten niewątpliwy tytan intelektu miał wiele za uszami. Intrygował, pożyczał i nie oddawał, głosił tolerancję i jednocześnie żył na garnuszku takich zamordystów jak Fryderyk II Wielki i Katarzyna II, nawoływał do otwartości sam będąc członkiem loży masońskiej, kpił z Kościoła i robił interesy z jego przedstawicielami, a sztukę  kłótni oraz fantazjowania uczynił swoim znakiem firmowym.  Tak, budowanie historiozoficznych opowieści na fundamencie filozoficznych powiastek wydaje się zajęciem jałowym. Skoro jednak w każdej legendzie tkwi ziarno prawdy...

Swego czasu za naświetlenie problemu wzięli się bardzo poważni uczeni. Na przykład, L. Veuillot piszący w XIX wiecznej Francji oświadczył: "Nic, absolutnie nic, spośród dokumentów w  archiwach, nie upoważnia nas do powiedzenia, że nasi przodkowie kiedykolwiek dokonywali takiej zbrodni. Jeśli przeszukujemy źródła i literaturę, wszędzie znajdujemy taką samą ciszę. Średniowiecze nigdy nie słyszało o droit du seigneur  [ius primae noctis]". Natomiast Karl Schmidt z Niemiec opracował obszerny traktat o prawie pierwszej nocy  (1881 r.)  i doszedł do wniosku, że jest to "uczony przesąd". Ok! Cóż jednak począć z nowszymi ustaleniami? Np. zachował się przepis prawa w kodyfikacji lokalnej tradycji prawnej z Guyenny z 1318r., zgodnie z którym pan feudalny mógł nie przyjąć opłaty w pieniądzu i wykorzystać „ius prima notis” w naturze. Sądzę, że nieporozumienie narodziło się z niezrozumienia dawnych realiów. Otóż, średniowieczny system podatkowy był niesamowicie rozbudowany. To raz. Po drugie, podstawę bytu szlachty stanowiła ziemia oraz... ludzie na niej pracujący. W związku z tym w interesie możnych leżało aby rekompensować sobie utratę poddanych. A ta przecież następowała nie tylko w wyniku chorób, wojen czy  naturalnej śmierci, lecz także na skutek zawierania związków małżeńskich. Młoda, silna, zdatna do powicia potomków kobieta, opuszczając wieś stanowiła - pardon! - wymierną stratę. Odpowiedzią na takie sytuacje było ustanowienie rekompensaty dla pana na włościach. Zobowiązanie to zostało niezręcznie określone "prawem pierwszej nocy" i tym samym wzbudzało nietrafne skojarzenia.* W rzeczywistości był to uciążliwy, ale akceptowany powszechnie i uiszczany w gotówce podatek.

Nie da się ukryć, iż zapewne dochodziło do nadużyć. Pewni siebie, brutalni i kpiący z władzy centralnej panowie, mogli odmawiać przyjmowania pieniędzy i w przypadku gdy dobra opuszczała szczególnie urodziwa niewiasta, żądać uregulowania należności w naturze. Czynili to jednak wbrew prawu i narażali się przy tym na bunty lub ucieczkę poddanych. Znane są takie przypadki z Italii, Francji oraz Niemiec. Na ziemiach Rzeczpospolitej tego rodzaju incydenty również miały miejsce. Na Rusi i w Wielkim Księstwie Litewskim opłatę za zezwolenie na zamążpójście za człowieka spoza włości nazywano "kunicą". Płatność ta tu i ówdzie obowiązywała długo,  bo prawie do końca XVIII w. Jej echa odnajdujemy  jeszcze kilka dekad później,  kiedy np. w majątku Zdzięcioł na Nowogródczyźnie,  szlachcic trzymał u siebie młodą chłopkę i wykorzystywał ją seksualnie przez pół roku, gdyż jej wybranek nie posiadał odpowiednich środków.  Z drugiej strony posiadamy informacje (szczególnie z Europy Zachodniej), że mężowie, czasem za zgodą swojej drugiej połowy, oddawali feudałom  "w użytek" wdzięki swych żon, po to, aby uzyskać zgodę pana np. na upolowanie jelenia lub łosia w jego lasach. Stąd podobno wzięło się określenie... "rogacz".

Prawdopodobnie czarna legenda "prawa pierwszej nocy" będzie jeszcze żyła przez  długie lata. Jej istnienie jest bowiem potrzebne nie tylko jako "dowód" na barbarzyństwo dawnego świata, ale również doskonale służy jako broń w sporach obyczajowo-politycznych. Czy w przewidywalnej przyszłości uzasadnione twierdzenia, iż prawo to nie było reliktem pogaństwa, nie służyło jako nieuświadomione zabezpieczenie przed chorobami genetycznymi, nie było wyrazem męskiego bestialstwa wobec kobiet zdobędą prawo obywatelstwa? Śmiem wątpić. Tysiąckrotne powtarzanie, iż norma ta nie polegała na usankcjonowaniu faktycznego gwałtu, to de facto wołanie na puszczy. Szczególnie dla tych, którzy jako potwierdzenie własnych twierdzeń wskazują na przykład wyspy Sark (w Archipelagu Wysp Normandzkich), na której jeszcze do niedawna miało obowiązywać wspomniane uregulowanie, chociaż tak naprawdę to... zwyczajny haczyk na turystów.



*Jak np. "prawo martwej ręki". Nie dotyczyło przecież  śmierci, karania polegającego na ucięciu kończyny itp. W epoce feudalnej termin ten oznaczał sytuację kogoś, kto nie miał prawa dysponować własnymi dobrami w testamencie, ponieważ prawnie wszystko, co posiadał, należało do jego pana.


Linki:
http://www.todayifoundout.com/wp-content/uploads/2014/09/first-night.jpg


http://codziennikfeministyczny.pl/tagi/kolektyw-syrena/










Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura