Wacław Urbański ps. "Wacek", batalion "Miłosz" kompania "Bradl" pluton "Truk"
Mieszkam z rodzicami i z siostrą Basią przy ul. Wilczej nr 1, na rogu Alej Ujzdowskich. Wybuch powstania zastaje nas wszystkich w domu. Widzimy czołgi niemieckie jadące Alejami, słyszymy strzelaninę od strony placu Trzech Krzyży. Ulica Mokotowska zostaje szybko opanowana przez powstańców, ale plac pozostaje w rękach niemieckich.
W naszym domu por. "Bradl" i por. "Springer" zaczynają formować powstańczy oddział. Zgłaszam się od razu, zgłasza się również czterech mężczyzn, czternastoletni chłopak i cztery dziewczyny, wśród nich moja siostra, Basia. Grupa liczy ogółem 12 osób. Dowództwo obejmuje porucznik "Bradl", jego zastępcą zostaje por."Springer". Uzbrojenie jest bardzo słabe: obaj porucznicy mają pistolety, Stanisław Zawadzki ma stary francuski karabin, posiadamy też parę granatów zwanych filipinkami. Mieszkańcy domu przynoszą nam nosze i środki opatrunkowe. Moja siostra i Jadwiga Kalinowska pełnić będą funkcje sanitariuszek. Przyjmujemy pseudonimy: "Dziadosz", "Okularnik", "Zbyszek", "Filips", "Rysiek", "Basia", "Jadzia", "Mirka" i "Róża". Ja będę nosił pseudonim "Wacek". "Mirka" i "Róża" będą pełnić funkcję łączniczek.
W nocy mój ojciec, Feliks Urbański, wraz z sąsiadem, Józefem Wroną, wykradają z ogródka niemieckiej kawiarni, znajdującej się w Alejach Ujazdowskich, beczkę z benzyną i przetaczają ją do garażu znajdującego się w naszym domu. Aż do rana dziewczęta napełniają butelki benzyną - będą stanowiły broń przeciwko czołgom. My obejmujemy posterunki w obu narożnych domach: Wilcza 1 i Wilcza 2. Jesteśmy przygotowani do odparcia Niemców.
Maria Zglinicka, mieszkanka domu Krucza 12
O 16.40 usłyszeliśmy strzały.
- Jasieńku, co się dzieje? - spytałam męża. Chyba rozpoczęło się Powstanie? Zaczęły krążyć samoloty niemieckie. Pewno zaraz zaczną zrzucać bomby tak jak we wrześniu trzydziestego dziewiątego roku...
- Gdzie jest Krysieńka? - zapytał mąż.
- Poszła w to samo miejsce, na Wspólną, co parę dni temu. Tak samo, jak wtedy, zabrała trochę rzeczy osobistych i torbę sanitarną. Tylko, że wówczas po paru godzinach wróciła do domu.
- Wróciła, bo to była tylko próba sprawności konspiracyjnej armii, a dzisiaj rozpoczęli walkę.
- Jednak wywołali Powstanie...
- Nie wierzyłam, że podejmą decyzję.
- Napełnię naczynia wodą, może być potrzebna.
- Tak jak podczas oblężenia...
Napełniliśmy naczynia, potem mąż zszedł na podwórko. Brama była już zamknięta, w bramie stał posterunek. Nadal słychać było strzelaninę. Podobno czołg niemiecki usiłował wjechać na Wilczą, powstańcy go odparli.
Wieczorem zapanowała cisza. Widać było blask ognia,blisko coś się paliło, podobno płonęła szopa przy Piusa czy też przy Mokotowskiej. Chwilami niebo rozświetlały białe race. To pewno Niemcy oświetlali teren w obawie przed atakiem partyzantów.
Długo w nocy nie mogłam zasnąć. Myślałam o Krysieńce. Gdzie ona teraz jest? Czy nic złego jej nie spotkało? Nie pożegnała się ze mną odchodząc z domu... Może nie chciała sceny pożegnalnej, a może sądziła, że szybko wróci, tak jak parę dni temu. Mąż kręcił się na łóżku, również nie spał. Pewno też myślał o Krysieńce...
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości