Hanna Latałło Gudowska, ps."Sarna" batalion Ruczaj kompania "Tadeusz" - ostatnia część tej relacji
Godzina 18.20. Poselstwo Czechosłowackie zdobyte. Flaga poska powiewa nad gmachem. Wzięto do niewoli 72 jeńców, zdobyto wiele broni, w tym 15 p.m. Z dwóch szturmowych plutonów atakujących gmach poległo 3 powstańców, 14 odniosło rany, pozostali draśnięci na szczęście lekko. Straty wroga są znacznie większe.
Przybiegają ludzie z okolicznych domów zobaczyć naszych dzielnych chłopców. Płaczą, radują się, ze wzruszeniem oglądają orzełki na czapkach, biało-czerwone opaski na rękawach. Ich synowie i córki też walczą gdzieś na innych ulicach Warszawy, może są też ranni, może im ktoś w tej chwili udziela pomocy. Dobrzy są ci ludzie, tacy życzliwi, tacy serdeczni, przynoszą dla rannych i dla nas jedzenie, prześcieradła, poduszki, chustki. Sami mają tak niewiele, a gotowi nam wszystko oddać. Nikt z nas nie jest jednak w stanie czegokolwiek zjeść. Przychodzą do naszych rannych ich koledzy. Zmordowane, ale rozpromienione twarze.
Poselstwo w naszych rękach. Pokonaliśmy całą kompanię hitlerowców. Chłopcy opowiadają, jak "Long" wystrzałem z pistoletu rozpoczął akcję. Jak "Łoś" ze swoimi chłopakami skoczył pierwszy, rozerwał kotwicą zasieki i rzucił granat. Jak "Piotr" pruł z karabinu, a "Stary" położył strzałem strażnika. Jak nagłym wtargnięciem zaskoczyli Niemców i Niemcy zaczęli w popłochu uciekać. Opisują zażartą walkę w środku gmachu. Mówią o dużych stratach, jakie ponieśli Niemcy.
Radość wielka, sukces oczywisty, tylko że okupiony krwią tylu wspaniałych, odważnych, stratą "Iskierki" i "Starego" (d-ca drużyny plutonu 139).
Ranny "Żubr" dostał szoku. Jest zrozpaczony, że nie może walczyć, że jest bezwładny i nie może pomagać kolegom, nie chce rozstać się z bronią. Dopiero po otrzymaniu zastrzyku powoli uspokaja się.
Wpada jakaś kobieta, szuka swojej córki.
- Proszę pani, czy nie widziała pani mojej Krysi? O, taka jak pani. Moja Krysia!
Widzę zmęczoną dr "Henrykę", krążącą między rannymi, i nasze zmordowane dziewczęta. "Goplana" stara się trzymać dzielnie, twierdzi, że ją noga prawie nie boli. Widać, że ma gorączkę, jest taka rozpalona.
Przychodzą chłopcy z innych oddziałów, opowiadają jak zajmowali Mokotowską, Kruczą, Chopina, Piusa. Nastroje świetne.Łączność oddziałów nawiązana. Zgłaszają się po dalsze rozkazy. Do "Żubra" przychodzą ochotnicy, których każe mi zapisywać na kartce. Ochotnicy uzbrajani w zdobytą broń odsyłani są do dowództwa. Powołuje się komitet przeciwpożarowy. Wszyscy chcą nam pomagać. Ludzie wyłapują z pobliskich okolic volksdeutschów, których doprowadzają do naszego punktu. Akcją przeciw nim kieruje ranny "Żubr".
Znowu wnoszą rannego. Jest to dwudziestoletni "Darek", który cudem uniknął śmierci. Został ranny w ataku na aleję Szucha, gdzie wyginął prawie cały jego oddział. Stamtąd właśnie napływają najsmutniejsze wieści. Wszystkie ataki na gestapo w al. Szucha zostały załamane. Kompania por. "Kosmy" została wystrzelana, a rannych Niemcy podobijali. Ze zgrupowania "Jeleń", nacierającego od Bagateli, pozostało przy życiu niewielu powstańców. Podobno w ręce Niemców dostały się dwie łączniczki z tego zgrupowania.
Zaglądam do pokoiku, w którym położono "Iskierkę". Jak trudno uwierzyć w to, że nie żyje. Wygląda jakby spała, jest taka spokojna. Widzę klęczącego przy niej chłopca.Chłopiec trzyma twarz w dłoniach. Cichutko zamykam drzwi. Jutro pochowamy ją wraz z innymi zabitymi i postawimy jej mały, drewniany krzyżyk.
Nad miastem unosi się łuna pożarów. Milkną strzały. Jest bardzo późno. Światła zgaszone, ranni muszą spać. Niektórzy jęczą, inni majaczą przez sen. Czuwa przy nich "Jadwiga" i "Oleńka".
Trzeba odpocząć, pospać. Nie ma miejsca, więc kładę się w kąciku na podłodze. Widzę tam również leżącego rannego "Łosia", dla którego zabrakło łóżka. Przez szparę w drzwiach od sąsiedniego pokoju przebija blask światła. Słychać brzęk odkładanych narzędzi lekarskich. To niezmordowana dr "Henryka" operuje rannego. Chcę usnąć, nie mogę.
Czy to możliwe, by człowiek mół przeżyć w ciągu paru godzin aż tyle? Czy możliwe, że istnieje jakaś dopuszczalna granica przeżywania?
Straszne jest to uczestniczenie w śmierci. Wiem, że teraz dopiero naprawdę dorosłam...
Powoli zapadam w sen. I nagle słyszę, cicho, cichutko drżące wzruszone głosy:
- "Boże coś Polskę..."
Zrywam się, podbiegam do okna. To mieszkańcy tego domu nie śpią, zebrali się pod kapliczką i pierwszy raz po pięciu latach okupacji wyrywają im się z piersi te słowa.
Nad miastem zaległa pierwsza powstańcza noc.
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości