Beret w akcji Beret w akcji
421
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 19

Beret w akcji Beret w akcji Rozmaitości Obserwuj notkę 29

Alojzy Pluciński sierż. pchor. "Dębina" batalion "Sokół" - ciąg dalszy relacji

Z wizytą u wroga

Była to niezwykła propozycja, ale nasze dowództwo uznało, że ta "wizyta" po niemieckiej stronie może nam dać korzyść z uwagi na możliwość zbadania niemieckich pozycji oraz poznania nastrojów wśród niemieckich oddziałów frontowych. Po akceptacji ze strony wyższych jeszcze władz major "Sokół" ustalił następujący skład "delegacji": por. "Skała", ppor. "Miki" i ja, wtedy sierżant podchorąży "Dębina".

O ustalonej porze - była to godz. 13.00 dnia 28 września 1944 - jednocześnie z trójką Niemców wyszliśmy na sygnał z ukryć. Nie zatrzymując się minęliśmy na środku skrzyżowania naszych niemieckich "partnerów" przy wzajemnym salutowaniu. Zgodnie z umową byliśmy bez broni, ale do kieszeni obszernych motocyklowych niemieckich płaszczy wsadziliśmy po jednym niezawodnym angielskim granacie "Millsie", ot tak, na wszelki wypadek.

W ruinach "Crystalu" oczekiwał nas niemiecki oficer w stopniu kapitana. Niezwykle elegancko się przedstawił i był niesłychanie ugrzeczniony i rozmowny. Prowadził nas przez szereg podwórek, a dalej przez Nowy Świat, na ówczesną ulicę Pierackiego, na wprost ulicy Kopernika (chyba nr 13). W mieszkaniu na 1 piętrze oczekiwało nas kilku oficerów, z Wehrmachtu oraz SS, z majorem SS na czele.

Po wzajemnym przedstawieniu zasiedliśmy przy dużym okrągłym stole. Zauważyłem, że w pokoju znajdowały się kwiaty w wazonach, a na kredensie stały jakieś ciasta. Potem wyjaśniono nam, że właśnie wczoraj pan major obchodził swój "Geburtstag" (urodziny).

Napełniono nam kieliszki winem i zaczęła się rozmowa, którą głównie prowadził sam major, pozostali Niemcy raczej asystowali i potakiwali. Rozmawialiśmy po niemiecku, chociaż z początku "Skała", a może "Miki", próbowali konwersacji po francusku, ale tylko jeden niemiecki oficer podjął rozmowę w tym języku. Najpierw major bardzo wylewnie dziękował za umożliwienie zabrania zwłok zabitych żołnierzy, wspominając dobre, wojskowe obyczaje. Potem jednak wyraził ubolewanie, że nasza strona używa broni - jak to określił - z ekrazytowymi pociskami, które zadają straszne rany. Zabrałem wtedy głos i powiedziałem, że to właśnie Niemcy używają takich pocisków, czego dowodem jest nikt inny, jak właśnie siedzący przy stole "Miki", który od tak rozpryskującej się kuli stracił oko oraz doznał szeregu dalszych ran. Major odpowiedział wtedy, że pomocnicze siły w niemieckiej służbie (określił ich "Kasaken") używają czasem zdobycznej broni i możliwe jest, że do niej należą tego rodzaju pociski.

Następnym tematem podjętym przez majora było ubolewanie, że musimy ze sobą walczyć i to w takich warunkach, ponosząc przy tym niesłychane ofiary, podczas gdy po drugiej stronie Wisły są Rosjanie, którzy również najechali nasz kraj. Mówił coś jeszcze o europejskiej wspólnocie i że wspólnym naszym wrogiem są Rosjanie. Na to odpowiedział "Skała", że będziemy walczyć z każdym wrogiem, który wtargnie na naszą ziemię. Tak było zawsze w naszej historii. A ponad to jesteśmy żołnierzami i wypełniamy rozkazy.

Rozmowa była ożywiona. Zastanawiało mnie, że major był dobrze zorientowany w udziale "komunistycznych jednostek" - tu wymienił  AL - w szeregach AK. Z naszej strony padła wtedy odpowiedź, że są to również nasi towarzysze broni i przekonania polityczne traktujemy jako osobistą ich sprawę.

W pewnej chwili do mojego napełnionego winem kieliszka wpadła muszka. Odwróciłem się do podoficera, który siedział za moimi plecami i coś notował. Zerwał się natychmiast i po chwili miałem nowy kieliszek z winem. Paliliśmy też sporo papierosów dobrych marek, własnych i częstowanych. Major "Sokół" obdarzył nas na drogę papierosami "Weichsel".

Po jakiejś godzinie na zakończenie naszego pobytu major raz jeszcze wyraził swoje podziękowanie i życzył nam pomyślności. Przez cały czas nadawał ton rozmowie i czuło się, że jest apodyktyczny, a pozostali Niemcy tylko statystowali, zupełnie odwrotnie niż my, gdzie każdy z nas wygłaszał śmiało swoje własne opinie.

Odprowdzał nas ten sam kapitan. Rozglądaliśmy się na wszystkie strony, chcąc zebrać możliwie dużo obserwacji. Serdecznie żegnani przez kapitana (był to lekarz batalionu) wyszliśmy z ruin "Cristalu", spotykając na środku skrzyżowania trzech niemieckich oficerów. Zameldowaliśmy się u majora "Sokoła" i zdaliśmy relację z naszej "wizyty".

Dodam jeszcze, że podjęty przez nas zrzutowy worek zawierał w połowie tytoń a w połowie suchary. Jedno i drugie bardzo nam się przydało. Tytoń paliliśmy jeszcze przez jakiś czas w jenieckim obozie Lamsdorf.

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (29)

Inne tematy w dziale Rozmaitości