W związku z autopromocją Balcerowicza, za pieniądze podatników powstał licznik długu. Akcja chwalebna z tego powodu, że być może uzmysłowi jak (nie)daleko nam do Grecji.
Niestety, w dyskusjach na temat zmniejszania deficytu zamiast rzeczowej dyskusji rzuca się „sztandarowymi hasłami” w tym likwidacją KRUSu. Nawet szef Salon24 dał ciała pisząc „Czy zgodzilibyście się na likwidację zasiłków pogrzebowych, becikowego, likwidację KRUS, weryfikację rent, z których część została wyłudzona, likwidacje 50-procentowego uzysku dla dziennikarzy i twórców?”
Weźmy ten KRUS pod lupę. Dla jasności ani ja, a ni nikt z mojej rodziny nie jest ubezpieczony w KRUSie.
Istnienie KRUSu jest uwarunkowane sitwą, która nim zarządza. Nie ma żadnego powodu by rolników nie obejmował ZUS, poza tym, że pasożytują na KRUSie związki rolnicze. Posady i jeszcze raz posady.
Dotacja do KRUS w 2010 to około 16 mld złotych. Jest więc pokusa by KRUSa zlikwidować ale...
Jeśli likwidacja KRUS nie ma się wiązać z fizyczną likwidacją jego beneficjentów to niestety ciężko się spodziewać by w najbliższych latach dotacja na emerytów „poKRUSowych” był niższa. ZUS też wymaga dotowania. Co więcej w 2009 dotacja na jednego oZUSowanego była około 7000 PLN a oKRUSowanego 8500 PLN.
Drugi problem to ubezpieczenie w KRUS wiąże się z odmiennym traktowaniem rolników (i „rolników”) w urzędach np. pracy. Na przykład posiadacz 2 hektarów nie jest traktowany jako bezrobotny. Więc należy założyć, że próba oZUSowania rolników skończyła by się natychmiastowym pozbywaniem się ziemi i rejestracją jako bezrobotni. Wtedy składki płaci Urząd Pracy.
Na koniec co należy z KRUSem zrobić.
Należy ograniczyć świadczenia z KRUS do kwot pokrywanych ze składek. Co więcej następnie należy pozwolić na swobodny wybór płacenia składek do ZUS czy do KRUS.
Rozwiąże to również problem ZUS, bo prawie nikt tam nie pozostanie.
Inne tematy w dziale Gospodarka
