Bogusław Kowalski Bogusław Kowalski
41
BLOG

Elity europejskie tracą demokratyczny mandat

Bogusław Kowalski Bogusław Kowalski Polityka Obserwuj notkę 5
Naród irlandzki w powszechnym głosowaniu jednoznacznie odrzucił Traktat Reformujący UE. Wydźwięk wyniku referendum nie pozostawia wątpliwości. Frekwencja przekroczyła 50 proc., a głosy na “nie” oddało prawie 54 proc. tych, którzy poszli do urn. Nie można mówić, że wynik był wyrównany, a ostateczne rozstrzygnięcie przypadkowe. Nie można mówić, że decyzję podjęła mniejszość. I wreszcie nie można mówić, że to mały naród, tylko 1 proc. ludności wszystkich krajów UE, blokuje zmiany. Bo gdyby w pozostałych wszystkich krajach w taki sam sposób podjęto decyzję, czyli przez referenda, możnaby mieć pretensje do Irlandczyków. A tak, ponieważ wszystkim innym narodom zatkano usta, Irlandia przemówiła w imieniu wielu pozostałych, którzy mają taką samą opinię.

Już przy Konstytucji UE, która została odrzucona przez narody Francji i Holandii, widać było, że elity polityczno-urzędnicze w Brukseli i paru pozostałych stolicach, sterują rozwojem Unii Europejskiej w zupełnie przeciwnym kierunku, niż chcą tego zwykli mieszkańcy państw członkowskich. Mimo to spróbowano ponownie, ale tym razem z pominięciem woli narodów. Traktat Reformujący miały przyjąć parlamenty co dawało pozory zachowania demokratycznych procedur, ale ewidentnie było próbą pominięcia pytania narodów o zdanie. Ta “zmowa elit” miała jeden słaby punkt. Okazało się, że w tak ważnej sprawie ze względów konstytucyjnych w Irlandii i tak musi być powszechne głosowanie. Ale europejskie elity w swej pysze zlekceważyły tę sytuację. Wydawało się, że mały naród nie będzie miał odwagi się sprzeciwić i ulegnie powszechnej presji. W ten sposób irlandzka lekcja obnażyła fałsz całej operacji i pokazała na jak słabym fundamencie budowany jest gmach UE. Eurokraci już dawno oderwali się od woli swoich narodów i powoli tracą ich zaufanie, a w konsekwencji mandat do wykonywania roli przywódczej w Unii.

Koncepcja Unii jako wspólnoty wolnych narodów w tej sytuacji zyskuje na wartości. W oparciu o nią trzeba rozpocząć proces przebudowy instytucji europejskich i szeroką wymianę zasiadających tam eurokratów. Europa potrzebuje nowego ducha i nowej wizji. Mogą ją dać tylko przywódcy krajów członkowskich. Ale tutaj zaczyna się główny kłopot. Nie widać wśród nich wybitnych indywidualności, które swoim formatem mogłyby pokazać nowy kierunek i pchnąć w tę stronę rozwój Wspólnoty.

Jeśli tak się nie stanie integracja europejska pogrąży się w stagnacji i zacznie systematycznie słabnąć. Życie jednak nie znosi próżni. Ton polityce europejskiej na nowo zaczną nadawać główne państwa.

Wydaje się, że do takiego scenariusza najlepiej przygotowane są Niemcy. Przenikliwość i przygotowanie się na różne warianty ich polityki zagranicznej naprawdę musi budzić respekt i szacunek. Traktat Reformujący, który centralizował Unię, osłabiał znaczenie krajów małych i średnich, a wzmacniał rolę przywódczą krajów największych. Rozwiązanie takie bardzo Niemcom pasowało bo kreowało ich na lidera, wokół którego jednoczy się Europa. Ale od kilku lat Niemcy rozwijały równolegle inną koncepcję budowania swojej pozycji. To ścisły sojusz z Rosją. Gdyby wyszło jedno i drugie byłoby najlepiej. Niemcy jako lider całej Unii stałyby się mocniejsze w sojuszu z Rosją z jednej strony i USA z drugiej. Ale jeśli plan centralizacji UE nie powiedzie się Niemcy i tak wychodzą na swoje, bo mają układ z Rosją, który im gwarantuje, że nic ważnego w Europie bez ich udziału nie odbędzie się.

Na tym tle nasza polityka, która jest mieszanką naiwności, romantyzmu, mesjanizmu i różnych fobii, do osłabienia znaczenia UE jest kompletnie nieprzygotowana. W przeciwieństwie do Niemiec myśmy od kilku lat wszystko stawiali na jedną, europejską kartę. Wspólna polityka energetyczna, blokowanie rozmów UE z Rosją, a ostatnio tzw. wschodni wymiar polityki UE - to wykaz głównych inicjatyw polskiej polityki zagranicznej w ostatnich latach. Chcieliśmy Unią reagować na zbliżenie niemiecko-rosyjskie itd.

Zachowanie ministra Radosława Sikorskiego po ogłoszeniu wyników referendum irlandzkiego, jego nerwowe telefony do innych ministrów spraw zagranicznych, mogą śmieszyć i przerażać jednocześnie. W każdej polityce, a w zagranicznej w szczególności, zawsze trzeba mieć przygotowane co najmniej dwa warianty. Jak załamuje się jeden, ze spokojem przystępuje się do realizacji drugiego.

Ale irlandzkie “nie” będzie miało skutki nie tylko dla naszej polityki zagranicznej. Również na scenie wewnętrznej muszą być postawione pytania o wiarygodność naszych elit politycznych. Wszystkie główne partie obecne w Sejmie, prezydent i premier, bezrefleksyjnie dały się zwieść propagandzie proeuropejskiej. Nie wykazały się wystarczającą dla właściwej obrony interesów narodowych przenikliwością i przewidywalnością polityczną. Wszystkie te partie i osoby odmówiły Polakom referendum i rzetelnej debaty na temat treści i konsekwencji jakie niesie Traktat Reformujący. Można przecież było nie śpieszyć się z ratyfikacją i przynajmniej poczekać na wyniki irlandzkiego referendum. Jaką dzisiaj wartość mają te wzniosłe słowa wypowiedziane 1 kwietnia w Sejmie przez Prezydenta i Premiera? Czy po tym wszystkim Polacy mają wiarygodne podstawy by im ufać? By ufać partiom politycznym, że dokładnie wszystko przemyślały i wzięły pod uwagę? Jest takie powiedzenie: “Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu”. Gdyby nie ta nadgorliwość to zarówno te partie, jak i pierwsze osoby w państwie, mówiąc językiem potocznym, nie wyszłyby na głupków.

Partię politycznych szachów pod tytułem ratyfikacja Traktatu Reformującego przeprowadzono jako wewnętrzną rozgrywkę między Prezydentem a Premierem, w sposób nie zrozumiały dla zwykłych Polaków. Czy godzi się, aby o sprawach podstawowych, o zakresie suwerenności naszego państwa, decydowało dwóch Panów przy zielonym stoliku i dużej ilości wina? Czy to jest wiarygodne i budzące zaufanie na przyszłość?

Te retoryczne pytania opisują nową jakość w polskiej polityce jaką mamy po irlandzkim referendum. Dla naszej opinii publicznej to nie jest wstrząs, ale wyrazisty początek pewnego procesu. Ta nowa sytuacja wymaga właściwej odpowiedzi ze strony środowisk narodowo-katolickich i ludowych, które w króciótkiej debacie referendalnej zostały zepchnięte na margines. Teraz tworzy się pole, na które trzeba śmiało, ale i mądrze wejść.

Bogusław Kowalski

15 czerwca 2008 r., Teresin

45 lat, wykształcenie wyższe, poseł na Sejm RP, członek komisji transportu i spraw zagranicznych, przewodniczący Ruchu Ludowo - Narodowego, szef rady programowej "Myśli Polskiej", prezes Polskiej Unii Samorządowej, w latach 2005-2007 wiceminister transportu, w okresie 2002-2005 radny wojewódzki i wicemarszałek Województwa Mazowieckiego. Odznaczony medalem „Zasłużony dla Transportu RP”, laureat prestiżowej nagrody kolejowej „Człowiek Roku – Przyjaciel Kolei”, otrzymał również nagrodę Prezydenta Siedlec, Burmistrza Ostrowi Mazowieckiej i Węgrowa za wkład w rozwój regionu. Żonaty, troje dzieci. Twórca Kolei Mazowieckich wraz z projektem zakupu nowych pociągów

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka