Bogusław Chrabota Bogusław Chrabota
111
BLOG

Lech II Kaczyński

Bogusław Chrabota Bogusław Chrabota Polityka Obserwuj notkę 32

 

               Być albo nie być PiS
 
Lech Kaczyński wygra drugą kadencję – powtarzają dość bezrefleksyjnie działacze Prawa i Sprawiedliwości. A cóż innego mieliby mówić? – wypada spytać – są przecież zakładnikami układu, który wydaje się nienaruszalny. Dopóki na czele partii stoi prezydencki brat nie ma najmniejszej szansy, aby PiS mógł wygenerować jakąś konkurencyjną kandydaturę. Nawet jeśliby sondaże, a i zdrowy rozsądek wskazywały, że lepszym kandydatem mógłby być Ziobro, czy Romaszewski, Jarosław Kaczyński nigdy się na to nie zgodzi. Ale takich sondaży nie ma. Ziobro cieszy się sporym poparciem, ale na kandydowanie jest za młody. Innych szeroko rozpoznawalnych i cieszących się zaufaniem kandydatów jak okiem sięgnąć nie widać. Logika więc prezesa Kaczyńskiego jest niepodważalna. Kandydatura Lecha jest jedyną, która może dać PiS – owi choćby cień szansy na sukces. A ten sukces, co chyba nie budzi żadnych wątpliwości, to być, albo nie być całej formacji. Bez prezydenta, w istocie jedynego zakotwiczenia Prawa i Sprawiedliwości w sferze realnej władzy, partia się zdegeneruje, albo rozpłynie w niebycie. Tak myśli prezes Kaczyński i takie myślenie musi stanowić w PiS – ie dogmat. Każdy krok w lewo, bądź w prawo od tej linii musi być rozumiane gorzej, niż jako herezja. Jako krok w przepaść. Tym bardziej interesujące wydaje się, czy to przekonanie, że Lech Kaczyński wygra drugą kadencję jest poparte czymkolwiek więcej, niż pis-wską racją stanu ubraną w szatki samosprawdzającej się przepowiedni.
 
Historyczne analogie mają głos
 
To się już raz wydarzyło, jesienią 2005 roku, kiedy do władzy szli: kroczący w aurze zwycięzcy i skutecznego polityka Prezydent Warszawy i czołowy lider wspinającej się po trupie SLD-UP opozycji Donald Tusk. Lech Kaczyński wystartował jako pierwszy już w marcu i szybko stał się liderem sondaży pokonując w nich min. Z. Religę, by w lecie ustąpić miejsca lidera W. Cimoszewiczowi. Po jego rezygnacji w wrześniu nie udało się już Kaczyńskiemu wrócić na czoło stawki. Do końca pierwszej tury wyprzedzał go konsekwentnie Donald Tusk. Tuż przed pierwszą turą wyborów (9.X.) przewaga Tuska wynosiła według sondaży PBS – 6 % (40/34), a według GfK Polonia – 9% (42/33). Tendencję tą potwierdziła pierwsza tura wyborów, dając Tuskowi przewagę 3 punktów (36/33) i gejzery radości w jego sztabie. Szczęście było blisko, tym bardziej, że prognozy przed drugą turą dawały mu od 4 (PBS, GfK) do 2 (OBOP) punktów przewagi. Jednak wyborcy chcieli inaczej. 23 października zdarzyło się coś, co do dziś napełnia pis-owskie serca nieufnością do sondaży. W drugiej turze Lech Kaczyński wygrał bezapelacyjnie w stosunku 54% do 46%, ośmioma punktami przewagi, co z perspektywy sondaży wydawało się knock-outem. Co się wydarzyło w ciągu tych dwóch tygodni? Czy znaczenie miało przeniesione na Kaczyńskiego poparcie PSL i Samoobrony, aktywność Radia Maryja? Nie wiadomo. Śmiem twierdzić, że tych czternaście dni to nie była domena arytmetycznych przepływów, ale konfrontacja osobowości, typów charakterologicznych, w których to zawodach konserwatywni z natury Polacy wybrali Lecha.
 
Minęło pięć lat
 
Zmienił się świat i jego bohaterowie. Donald Tusk nie jest już nie zapisaną kartą historii, tylko doświadczonym politykiem, na którego karku spoczywa brzemię rządzenia. Lech Kaczyński stracił większość swojej magii, jako prezydent partyjny i zakompleksiony. Nie mniej, niezależnie od sondaży, polska polityka, jak ją widzimy w drugiej połowie grudnia 2009 ewidentnie obu kandydatom pomaga. Włodzimierz Cimoszewicz, jako nie kandydujący pretendent „przysłania” realnych kandydatów lewicy. Jerzy Szmajdziński, człowiek uroczy i wygadany (acz nie charyzmatyczny) może liczyć tylko na lojalny elektorat SLD. Andrzej Olechowski nie ma za sobą ani maszynki wyborczej, ani elektoratu; może liczyć tylko na odpryski od Tuska. Szanse Tomasza Nałęcza oceniam w okolicach błędu statystycznego. Reszta potencjalnych kandydatów się nie liczy. Kto zostaje. Ano oni dwaj; Donald Tusk i prezydent i ich maszynki wyborcze, ale przede wszystkim, wierzę w to niezłomnie, ponowna konfrontacja osobowości. Wróćmy do twardych faktów grudnia 2009. Kaczyński jest, mimo, że formalnie jeszcze nie wystartował, pewnym kandydatem PiS. Donald Tusk wciąż ociąga się z jednoznaczną deklaracją, bojąc się jak diabeł święconej wody powtórki z 2005 roku. Co więcej, jego polityczny matecznik, czyli Platforma nie jest w sprawie jego kandydowania ani jednogłośna, ani zdeterminowana. Cóż, takie są koszty forsowania modelu partii wodzowskiej, gdzie trudno się wychylić zanim odezwie się lider. Na dodatek Donald Tusk płaci ciężkie koszty prowadzenia tracącego popularność rządu i daje fałszywe sygnały, jak choćby intencja przeprowadzenia zmian konstytucyjnych w stronę osłabienia roli prezydenta. Czyżby nie chciał kandydować?
 
            Jeszcze raz sondaże
 
            Mimo, że do wyborów zostało jeszcze dziesięć miesięcy i wszystko może się wydarzyć, warto przyjrzeć się dynamice sondaży. Mimo, że w prezydenckich Tuska od Kaczyńskiego dzieli ciągle sporo (Homo Homini, 2.XII – 15%, GfK Polonia, 10.XII – 9%), ten ostatni nadrabia kosztem zdecydowanego słabnięcia ocen Donalda Tuska jako premiera. Tu starty są niepowetowane. Grudniowy sondaż CBOS pokazuje, że źle ocenia premiera 45% badanych, zaś akceptuje go tylko 37%. Tylko w ciągu miesiąca odsetek osób zadowolonych z tego, że pracami Rady Ministrów kieruje Donald Tusk, zmniejszył się o 4 punkty proc., natomiast odsetek niezadowolonych wzrósł o 7 punktów. Ta tendencja może się utrzymywać przez kolejne miesiące, nie tylko ze względu na porę roku, ale zapewne i na intencjonalne działania licznych przeciwników (np. manipulowanych przez PiS związkowców), którzy będą coraz aktywniejsi w miarę zbliżania się terminu wyborów. Nie ma żadnych szans na to, żeby negatywna tendencja oceny pracy premiera nie przeniosła się na ranking prezydencki. Lechowi Kaczyńskiemu wystarczy zaś dyskretny dystans do polityki (zawsze zyskiwał, gdy nie wdawał się w bijatyki) i konsekwentny dystans do PiS oraz własnego brata. To jak wiemy polityk, który przoduje w rankingach braku zaufania. Przypomnijmy, że jesienią 2005 roku, kiedy pojawiły się wobec Lecha Kaczyńskiego zarzuty nadmiernego liberalizmu, jego notowania poszły do góry. Ma również prezydent atut, którym dotąd nie zagrał, lubianą przez Polaków małżonkę – Marię. Można się więc tylko zastanawiać kiedy, nie zaś czy, Pani Prezydentowa trafi na afisz wyborczy. I na koniec znów argument historyczny; Kaczyński lubi efektowne finisze. Przed pierwszą turą w 2005 roku w ciągu miesiąca odrobił (PBS) 8%, i tyle samo przed drugą. Szanse więc jak widzimy, ma nie małe. Zadam tylko pytanie, które zapewne dręczy po nocach doradców Tuska, czy z nich skorzysta?


 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka