Najcięższą karą obok kary śmierci w Starożytności było wygnanie. Czuję się więc wygnańcem, a nie zwykłym emigrantem, który opuścił kraj z własnej woli. Trudno powiedzieć, czy żałuje, z perspektywy czasu, że wyjechałem. Emigracja zrobiła ze mnie emigranta zawodowego, ponieważ postanowiłem pisać o tej emigracji, a więc o sobie. Pozostając w Polsce byłbym zupełnie innym człowiekiem. Miałbym tę samą historię, co cały naród polski. Od 1969 roku, kiedy wyjechałem, zdarzyło się w kraju tyle niezwykłych rzeczy, że gdybym został byłbym z pewnością innym człowiekiem. Nie mogę wrócić do Polski, bo całe moje życie jest związane ze Szwecją. W cichości ducha czuję się jak Hiob, który swoim nieszczęściem zaświadczył miłość do Boga. Moim zadaniem na emigracji było zaświadczenie o naszej krzywdzie, dlatego nie byłem w Szwecji szczęśliwy.

Minęły już dwa pokolenia od chwili, kiedy wyjechaliśmy z Polski. 40. lat, ten sam czas, który nakazał Mojżesz swojemu ludowi czekać zanim wejdą do Kanaan, żeby otrząsnąć się ze wszelkiego niewolnictwa. Och, przestaliśmy już być niewolnikami, mamy dzieci i wnuki, ale szczęśliwi nie jesteśmy. Najpewniej szczęśliwsi od nas są ci, którzy wyemigrowali do Izraela. Są teraz pełnymi Żydami, a Polskę noszą w sobie głęboko w sercu. We mnie jest zadra niespełnienia. Jakiś zerwany most w mojej duszy, który nie pozwala mi być w pełni sobą. A więc kim, Polakiem, Żydem, Szwedem? Do mojego wnuka Elliota muszę mówić po szwedzku, ale moja miłość rwie się do języka polskiego. Podobno w Starożytności najzdolniejsi byli mieszańcy. Nasza emigracja dokonała właściwie cudów, są wśród niej profesorowie, językoznawcy i nawet aktorzy, ale czy jesteśmy szczęśliwi?
Tak, żałuję, że wyjechałem z Polski, bo w kraju byłbym innym człowiekiem, może skrachowanym, może nieszczęśliwym, ale pełnym. Jednocześnie nie żałuje, że mnie „wypchnięto z tramwaju”, bo w Polsce musiałbym żyć z mimowolnym piętnem, że jestem naznaczony, że jestem Żydem. 40 lat temu opuściliśmy kraj naszego dzieciństwa, który wciąż dla większości z nas jest naszą ojczyzną. Ojczyzną, która wyrządziła nam niebywałą krzywdę, skrzywdziła nas, dlatego nasz stosunek do Polski jest ambiwalentny. Miłość połączona z niechęcią – freudowska trauma. Odyseusz wrócił do swojej Itaki po wielu przygodach i nieszczęściach. Bo to była jego ojczyzna. Tylko tam mógł czuć się u siebie. My, po 40 latach, po wielu przygodach i nieszczęściach, możemy wrócić do Polski jako wolni ludzie. W myślach, w sercu i jako ludzie z krwi i kości. Myśmy się zmienili, ale Polska również się zmieniła. Krzywda „Marca 68” została po wielokroć naprawiona i przeżyta.
Wydaje mi się, że niczym w „Modlitwie” Natana Tenenbauma” Bóg uchronił nas od pogardy i nienawiści." 4o lat to rzeczywiście kawał życia, zbudowaliśmy tutaj nasze domy, nie jesteśmy już niewolnikami. Czy możemy przebaczyć nasze krzywdy naszym winowajcom? Nie, nie musimy nikomu wybaczać, ponieważ działali w systemie totalitarnym. Nie musimy nikomu wybaczać, ponieważ nowe pokolenie Polaków doskonale rozumie jaką krzywda została nam wyrządzona. Nasz los przypomina los Antygony, musimy pogrzebać w sobie skrzywdzonych, naszych braci i nasze siostry.
Nie żałuję tego, że wyjechałem z Kraju, po prostu dlatego, że zostałem z niego bezprawnie wygnany, ale, powtarzam, gdybym został byłbym innym człowiekiem. Wygnanie jest straszliwą karą, zmienia duszę wygnańca. Chciałbym wrócić, ale ciąży na mnie 40 lat emigracji. Wiem, że Polska w ostatnich latach radykalnie się zmieniła. Może wróciłbym do obcego kraju. Ale w sercu miałbym wciąż obraz Ogrodu Saskiego, Pałacu Błękitnego i Krakowskiego Przedmieścia.
Michał Moszkowicz, pisarz
"Plotkies" nr 35, marzec 2008
oryginał: http://planeta-terra.blogspot.com/2008/03/micha-moszkowicz-kompleks-antygony.html
Inne tematy w dziale Polityka