Ja na Marszu Niepodległości:)
Ja na Marszu Niepodległości:)
Borzęcka Marta Borzęcka Marta
362
BLOG

Dwa marsze, dwie walki, czyli Cezary Baryka, a Jan Dekert

Borzęcka Marta Borzęcka Marta Polityka Obserwuj notkę 5

W ostatnich tygodniach dwa patriotyczne marsze rozkołysały Warszawę, zmąciły spokój władzy i lemingów. Choć demonstrantom przyświecały podobne cele – ich atmosfera była inna. Wydaje się, że na czele Marszu Niepodległości kroczył współczesny Cezary Baryka. Zorganizowanemu 13 grudnia przez Prawo i Sprawiedliwość Marszowi w Obronie Demokracji i Wolnych Mediów patronował raczej Jan Dekert.

 

Byłam na obydwu marszach. Ich uczestników łączyło to, co najważniejsze: są patriotami i pragną, aby Polska stała się lepszym państwem. Zgadzają się, że pierwszym krokiem ku temu musi być koniec nieudolnych rządów PO-PSL. Swój gniew, swoje niezadowolenie wyrażali jednak w różny sposób.
Marsz Niepodległości odbył się wśród huku petard i w świetle rac. Niektóre hasła mogły bulwersować dosadnością. Władza odpowiedziała demonstracją siły - wystawiła zastępy policji. Uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy były tysiące. Jak się potem okazało wspierały ich zastępy wmieszanych w tłum tajniaków. Całe te siły wystawione zostały przeciw Armii Patriotów – nie za bardzo wiadomo, czy w ramach prewencji, czy też raczej „wojny psychologicznej”, którą wypowiedziano uczestnikom marszu. Mimo to ulicami przeszło sto tysięcy Polaków. W większości byli to ludzie młodzi. Nie było wśród nich tzw. „lemingów”, czyli „młodych, wykształconych, z wielkich miast”, którzy po stolicy poruszają się drogimi samochodami, a wolny od pracy w korporacji czas spędzają w dobrych restauracjach. 11 listopada albo wyjechali na długi weekend albo siedzieli w swoich mieszkaniach na osiedlach zamkniętych. Ale równocześnie Marsz Niepodległości nie był – jak chciały to przedstawić mainstreamowe media – zlotem kiboli i zadymiarzy z całej Polski. Wręcz przeciwnie – gdyby ktoś przeprowadził w tym dniu na ulicach stolicy badania socjologiczne, być może „wyszłoby” z nich, iż najliczniejszą grupą byli w Marszu Niepodległości byli... młodzi i wykształceni (na różnych poziomach) z wielu polskich miast. Tych dużych i mniejszych. Młodzi, którym nie powiodło się aż tak dobrze jak przysłowiowym lemingom – zakochanym w Platformie Obywatelskiej wyznawcom filozofii „ciepłej wody w kranie”. Młodzi, którym chodzi o coś więcej niż ciepła woda w rurce. Uczestniczyli w Marszu Niepodległości 11 listopada, bo chcieli zamanifestować swoją radość z okazji wielkiego święta narodowego. I swoje przywiązanie do wartości patriotycznych, które w ich rodzinach, środowiskach są ważne.
Uczestnicy Marszu Niepodległości manifestowali burzliwie. Ale była to również okazja do krzyku generacji, która jest często nazywana jest „pokoleniem 1200 złotych brutto”. Mimo wykształcenia trudno im o dobrą pracę i godną płacę, za którą mogliby spokojnie żyć i utrzymać rodzinę. Często jedyną alternatywą jest dla nich wyjazd zarobkowy za granicę. Jeżeli publicysta chciałby w uczciwy sposób komentować ten marsz – to wypadałoby wyrazić podziw dla dyscypliny i samoorganizacji uczestników Marszu Niepodległości. Zerkam na Twittera – właśnie jeden z użytkowników „podał” zdjęcie płonących samochodów w czasie antyrządowych demonstracji w Belgii.                          Bunt i radykalizm uczestników Marszu Niepodległości przypomina gniew Cezarego Baryki – bohatera „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego, któremu ojciec opowiadał o szklanych domach w wymarzonej Polsce. Współczesnym Barykom bajkę o „zielonej wyspie” opowiedział kiedyś pewien cwaniak nazwiskiem Donald Tusk. W propagandowym uniesieniu premier Tusk cieszył się nawet, że jego młodzi rodacy są tak wykształceni, że mogą znaleźć pracę w całej Europie. Teraz Tusk został „prezydentem Europy” być może w nagrodę za to, że dostarczył zachodniej części Starego Kontynentu armię taniej siły roboczej w postaci Polaków. Bo w kraju często nie mają żadnej pracy - polskie zakłady, stocznie, huty i fabryki zostały w większości zniszczone i sprzedane za bezcen. Młodzi ludzie, którzy stawili się na Marszu Niepodległości czekają na 11 listopada. To być może jedyny dzień w roku, kiedy nie czują się obywatelami drugiej kategorii, ale są częścią wielkiej Armii Patriotów. I jako tacy mogą być dumni ze swej ojczyzny. Mają jeszcze nadzieję, że sytuacja w Polsce zmieni się na lepsze i ich młodość nie będzie straconym, pełnym beznadziei i braku perspektyw czasem.
Z kolei maszerujący 13 grudnia często doskonale pamiętali tę datę - stan wojenny i jego ofiary oraz to, że dawni zbrodniarze PRL mają dziś wysokie emerytury i stać ich na najlepszych lekarzy, a zwykłym Polakom „król Europy” łaskawie rzucił na odchodnym 36 złotych podwyżki emerytur. Szli znacznie spokojniej, nawet policji było mniej.  Szli z bólem serca, w ostatniej nadziei na doczekanie lepszej Polski. Przede wszystkim szli w imieniu swoich dzieci i wnuków, które albo są na emigracji albo sobotę muszą pracować. Marsz zorganizowany przez Prawo i Sprawiedliwości był bardziej legalistyczny. Wcześniej politycy PiS-u odcięli się od spontanicznie zorganizowanego zaraz po wyborach samorządowych protestu w siedzibie Państwowej Komisji Wyborczej. Być może dlatego można zaryzykować porównanie, że na czele Marszu w Obronie Demokracji i Wolnych Mediów kroczył Jan Dekert – ten, który na czele tzw. Czarnej Procesji wręczył królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu petycję w sprawie przyznania praw publicznych dla mieszczan. Notabene, jedno z najtrafniejszych i najbardziej na czasie haseł w czasie grudniowego marszu to skandowane przez Joachima Brudzińskiego zawołanie „Chcesz mieć pracę przyjacielu, zapisz się do PSL-u”. Bo we współczesnej Polsce „szklane domy” są tylko dla swoich.
Ale również i 13 grudnia stawiło się wiele młodych osób, które chcą godnie żyć i mają dość losu jaki im zgotowały rządy koalicji PO-PSL. W młodych ludziach maszerujących 11 listopada i 13 grudnia jest ta sama siła, która naszych przodków pchała do powstań i walki. To właśnie o mocy tej żywotnej i wszechogarniającej siły młodości zdolnej zmieniać świat pisał Adam Mickiewicz w „Odzie do młodości”: „Dalej bryło, z posad świata! / Nowymi cię pchniemy tory!”.
Tylko połączenie tych dwóch marszy, dwóch inicjatyw, dwóch sił, dwóch filozofii działania wydaje się odpowiednią drogą. Młodzi  ludzie z Marszu Niepodległości potrzebują wsparcia i doświadczenia współczesnych Dekertów, które mogą znaleźć w starszych i bardziej doświadczonych uczestnikach marszu z 13 grudnia. Z kolei animatorom marszu Prawa i Sprawiedliwości oraz politykom tej partii potrzeba gniewu, energii i dynamizmu współczesnych Baryków z Marszu Niepodległości.
Uczestnicy obu marszy nie chcą nigdzie wyjeżdżać, bo chcą zostać w domu, czyli w Polsce. Musi to być jednak Polska dumna, a nie skundlona, wolna, a nie trzymana na smyczy. Dlatego powinni iść razem.

 

 

Pierwodruk ukazał się w tygodniku "Polska Niepodległa" nr 51-53.

Zawsze po prawej stronie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka