Czytam dziś w warszawskim "Dzienniku" o kolejnej szarpaninie pomiędzy handlarzami ulicznymi a strażą miejską. Oczywiście nie znam szczegółów. Być może jest jakieś uzasadnienie dla tej sytuacji ale zaczynam mieć podejrzenia co do pewnej przesadności sytuacji.
Nie zmieniam zdania odnośnie konieczności usunięcia drobnego handlu i bud wszelakich z Placu Defilad. To ma być wystawny i dorównujący naszym narodowym aspiracjom salon - plac, centrum stolicy dużego europejskiego kraju a nie parking czy bazar. Podobnie sytuacja miała się ze Stadionem Dziesięciolecia. To była zdegenerowana tkanka którą można było tylko usunąć. A wiem co mówię bo sam na tzw. "koronie" handlowałem klejem (nie, nie takim do wąchania:))
To wszystko nie znaczy jednak, że drobny handel uliczny sam w sobie jest zły. Wcale nie należy tępić go zawsze i wszędzie. Drobny handlarz nie zapewni nam wiarygodnej gwarancji, nie przyjmie w klimatyzowanej sali i nie przyjmie wybrakowanego towaru (no chyba że przyjmie ale lepiej tak nie zakładać:)). No ale jeżeli są ludzie którzy są gotowi z tych udogodnieniń zrezygnować w imię nizszych cen to dlaczego nie? Zresztą nie tylko niższych cen przecież. Sam mięso, wedliny, jajka, warzywa czy owoce wolę kupić na bazarku niż w duzej sieci. W dużej sieci mam prawie gwarancję ich nieświeżości. Znajomy handlarz nie sprzeda mi podgniłego mięsa (pozdrawiam znajomych przy okazji;)).
Rozumniem że jakimś problemem jest nieuczciwa konkurencja wobec wlaścicieli sklapów płacących mnóstwo podatków i innych opłat. Być może więc straż miejska powinna się zajmować nie walką z handlarzami ale tych opłat ściaganiem. Czy tzw. "placowe" nie mogłoby zawierać jakiegoś ryczałtu?
Nie żyjemy jescze ciagle w kraju zdominowanym przez klasę średnią. Ciągle wiele grup społecznych radzi sobie z trudem. Dlaczego nie pozwolić im zarabiać drobnym handlem? Tym bardziej że taki handel to kwintesencja kapitalizmu. Ludzie zamiast kraść z biedy kupują trochę towaru i usiłują go sprzedać. To źle? Inni biedniejsi mają dzieki temu niższe ceny. Wydaje mi się że powinno to wyglądać w ten sposób, że powinny być wyznaczone strefy w mieście gdzie drobny handel jest wykluczony (jak na Placu Defilad), na reszcie terenu powinny być określone zasady na których handlować można ( np. procent szerokości chodnika jaki można zając, zakaz śmiecenia i niszczenia zieleni itp.) a niejako na zachętę miasto powinno budować bazarki gdzie taki handel mógłby się odbywać w sposób bardziej zorganizowany. I wilk byłby syty i owca cała.
Na razie konflikt municypalno - handlarski został wpisany w politykę. Niepotrzebnie. Dosyć durnych antagonizmów. Dajmy ludziom zarobić i kupować. Skoro jest popyt to po co walczyć z podażą? 
Inne tematy w dziale Polityka