Jaroslaw Kaczyński, promotor niekończącej się moralnej odnowy ma pecha. Ciągle odnawiać moralnie musi przy współpracy jakichś moralnie podejrzanych indywiduuw.
Z częścią tych z którymi tworzył PC sam już nie rozmawia.
Jak już się w 2005 r. dogadał z PO to się później oakzało, że to partia cwaniaków, obrońców ubekistanu i w dodatku stoi tam gdzie stało ZOMO.
Na wszelki wypadek kiedy już z trybuny sejmowej ogłosił, że Samoobrona i LPR są najwłaściwszymi partiami do współtworzenia IVRP od razu zaczął szukać na nie haków. I znów pech. Znalazł.
Natychmiast ogłosił, że więcej z ludźmi o marnej reputacji nie podejmie współpracy. Po czym podjął. I tak go ta sytuacja przygnębiła że oddał władzę do której do dziś próbuje wrócić.
Próbuje wrócić min. przy pomocy sojuszu z SLD (nawiasem mówiąc równie dobrze SLD mogło się dogadać z PO ale to by chyba mniej szokowało?:)). Jego nowy polityczny kumpel Kwaśniewski ogłasza w tv zasypywanie starych rowów a publicyści "Dziennika" doszukują się w tym rozwiazaniu właściwie samych plusów. W tym wyjścia PiS z "kaczystowskiego" getta i wspólnoty roszczeniowych elektoratów. Trudno zresztą nie przyznać im racji
I znów pech. W tym samym "Dzienniku" doniesienia o sławnych "kontach lewicy" przypominają o marnej reputacji SLD. Czy PiS zje SLD jako kolejną przystawkę? Ile przystawek marnej reputacji może zjeść PiS żeby można było o nim powiedzieć że samo jest marnej reputacji?
Inne tematy w dziale Polityka