Wielką wrzawę wywołało spotkanie premiera Węgier Orbana z prezydentem Rosji Putinem.
Nie ustają napaści na Orbana że się sprzeniewierzył solidarności europejskiej (co to jest), że popełnił błąd strategiczny, że się spotyka z Putinem, wiadomo bandytą, ale czyżby z Putinem mogli się spotykac tylko Merkel i Hollande? Są tacy co tak uważają, są tacy co uważają że z Rosją może rozmawiać tylko Berlin z racji przywództwa europejskiego, no i Francja ale tylko z tego względu że posiada głowice nuklearne. Nikt inny nie może z Rosją rozmawiać i robić interesów.
Kiedyś, wcale nie tak dawno, również Tusk uważał że może rozmawiać z Putinem jak równy z równym, przybijać z nim żółwiki, obściskiwać się na płycie lotniska, ale o dziwo, Tusk żadnego interesu z Putinem nie zrobił, no może poza jednym w Smoleńsku. No za to z Rosją interes życia zrobił Pawlak, podpisując umowę gazową na najdroższy gaz w Europie. Teraz Tusk zaszył się w Brukseli, ani myśli nosa wychylić, ani myśli spotkać się ze swoim przyjacielem Putinem. Natomiast Orban spotkał się z Putinem, nie jak z przyjacielem, ale w całkiem poważnej sprawie, a dla Orbana poważna sprawa to jest interes Węgier, narodu węgierskiego, obywateli węgierskich. To o nich zapewne myślał Orban podpisując z Putinem umowy gospodarcze. A o jakich i czyich interesach myślał p. Mariusz Kamiński krytykując Orbana?
O czyich interesach myślał p. Mariusz Kamiński, czołowy polityk Pisu oczekując od premier z ramienia PO, pani Kopacz restrykcji wobec Orbana, sflekowania go na forum międzynarodowym. Bóg wie tylko jeszcze czego oczekuje od p. Kopacz p. Kamiński. Z tego wszystkiego można wysnuć różne wnioski, na przykład taki ze moralizatorstwo dobrze wygląda tylko w filmach amerykańskich.
Inne tematy w dziale Polityka