Barbara Bubula Barbara Bubula
334
BLOG

Władza leży na ulicy

Barbara Bubula Barbara Bubula Polityka Obserwuj notkę 2

 

Władza leży na ulicy. Dosłownie. Coraz więcej nas, w różnych miastach manifestuje, gromadzi się, uczestniczy w biało-czerwonych marszach. Żądamy prawdy w mediach, patriotycznej edukacji w szkołach, protestujemy przeciw arogancji rządzących, przypominamy o tragedii Smoleńskiej. Ale gromadzimy się także w inny, symboliczny sposób. Wzrasta liczba słuchaczy i widzów skupionych wokół Radia Maryja i TV Trwam, liczba podpisów zebranych w obronie tej katolickiej telewizji przekroczyła dwa miliony i dalej rośnie. Coraz więcej z nas uświadamia sobie, że rozstrzyganie o najważniejszych sprawach wspólnoty należy nie do jakiejś abstrakcyjnej większościowej masy, ale do zgromadzenia połączonych wokół dobrej sprawy aktywnych, wolnych ludzi. Władza rzeczywiście leży na ulicy i tylko czynni, zdeterminowani ludzie mogą ją wziąć w swoje ręce. Tak się właśnie dzieje na naszych oczach.
 
Przeżyciem, które wzmacnia ducha uczestników tych marszów i wieców jest także i to, że widzą, jak bardzo nieobecne są ich myśli i czyny w dziennikach telewizyjnych. To budzi święty gniew. Właśnie dowiedzieliśmy się, że od oglądania wieczornych wiadomości w telewizji publicznej odeszło w ciągu roku 800 tys. ludzi. Już tylko cztery miliony pozostały o 19.30 przed telewizorami słuchać Piotra Kraśki. Władza leży na ulicy i wymyka się także prorządowym mediom.
 
Mamy jednak z przeszłości ważne ostrzeżenie, które zostawił nam Juliusz Słowacki:
„Szli krzycząc: Polska, Polska! Wtem jednego razu
Chcąc krzyczeć, zapomnieli na ustach wyrazu (…)
Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka,
Spojrzał na te krzyczące i zapytał: Jaka?”
 
Jakiej Polski chcemy? Program dla biało-czerwonych marszów, które właśnie sięgają po władzę powstał pięćdziesiąt sześć lat temu i do dzisiaj nie jest zrealizowany. To jest ciągle zadanie dla nas. Myślę o Ślubach Jasnogórskich, pod Bożym natchnieniem spisanych przez Prymasa Tysiąclecia. Program do bólu realistyczny, świadom narodowych wad, ale i świadom powołania do wielkości. Co przyrzekliśmy Królowej Polski? Przyrzekliśmy stoczyć pod Jej sztandarami najświętszy i najcięższy bój z naszymi wadami narodowymi. Przyrzekliśmy wypowiedzieć walkę lenistwu i lekkomyślności, marnotrawstwu, pijaństwu i rozwiązłości. Przyrzekliśmy zdobywać cnoty: wierności i sumienności, pracowitości i oszczędności, wyrzeczenia się siebie i wzajemnego poszanowania, miłości i sprawiedliwości społecznej. Takich przyrzeczeń było siedem. Jest tam i obrona młodego pokolenia przed bezbożnictwem i zepsuciem, jest obietnica otoczenia opieką każdego poczętego dziecka, przeciwdziałania głodowi i bezdomności. Sługa Boży kardynał Wyszyński wypowiedział też wielkie Boże marzenie: przyrzekliśmy pragnąć, by cały Naród żył bez grzechu ciężkiego. Przyrzekliśmy.
 
Jesteśmy zwolennikami wielkiej zmiany, odnowienia naszego dziedzictwa, ale w jego duchu i zgodnie z tradycją, a nie przeciw  tej tradycji. Trzeba tę tradycję poznawać i interpretować, szukając jej sedna, jej zasadniczego sensu. Jeden z najwybitniejszych amerykańskich myślicieli konserwatywnych, Willmoore Kendall (którego postać chciał Polakom przybliżyć, zanim zginął w katastrofie smoleńskiej, wiceminister kultury Tomasz Merta), napisał: „Głównym zadaniem każdej społeczności jest podtrzymywanie własnego istnienia i działania, obrona realizowanych celów i sposobu życia."
 
Jaki jest najtrwalszy rdzeń naszych wspólnych wierzeń, wokół którego istnieje nasza ojczysta wspólnota? Mocny związek łączy naszą narodową tożsamość z prawdami religijnymi. Dlatego tak bardzo nam brak prostego wezwania Boga, invocatio Dei, na początku naszej konstytucji, dlatego tak bardzo podziwiamy Węgrów za ten znak bojaźni Bożej umieszczony na czele ich praw.Dlatego mamy odwagę wypowiadać się ostro przeciwko relatywizmowi, przeciw tym, którzy głoszą, że prawd jest wiele i że nie istnieje jasne rozgraniczenia dobra i zła. Jednak naszym głównym zawołaniem powinien być prosty okrzyk z wielkich manifestacji solidarnościowych sprzed lat: „Chodźcie z nami!” To zaproszenie letnich i obojętnych, a także gotowość do przekonania dzisiejszych przeciwników. Pociągnijmy ich za sobą – polskość jest żywa i atrakcyjna, bo czerpie swą moc ze Zmartwychwstania.

(Felieton wygłoszony 4 kwietnia na antenie Radia Maryja

Lubię ciszę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka