Głośno od kilku dni o uratowaniu stołka przez ministra Grada a przy okazji o tym, ile warte są deklaracje premiera Tuska. Jak wszyscy wiedzą Tusk najpierw groźnie zapowiedział, że jeśli sprzedaż stoczni nie dojdzie do skutku, to ministra Grada pogoni. Gdy zaś dłużej nie dało się już udawać, że stocznie zostały sprzedane, premier powodów do dymisji swojego ministra nie znalazł, a za wcześniejszą zapowiedź przeprosił. Ponieważ jednak wszyscy już o sprawie napisali i powyciągali wnioski (każdy swoje i dla niego wygodne), warto zauważyć, że nie jedyny to przypadek z ostatnich dni, w którym widać, ile warte są słowa Donalda Tuska i jego ekipy. Oto bowiem "Gość Niedzielny" pisze w ostatnim numerze, że rząd nie dotrzymał ani jednego punktu ze złożonej polskiemu kościołowi deklaracji prorodzinnej. Kościół rządu nie popędza, w swoim oświadczeniu w tej sprawie strofując wszystkie partie, niemniej fakt zauważa. Nie wszyscy biskupi zadowolą się nowelizacją ustawy o IPN, więc może być z tego, wcześniej czy później, jakiś kłopot. Na razie mamy tylko publikację w "Gościu Niedzielnym", ale pismo to ma obecnie prawie największy nakład z tygodników, tak więc całkiem sporo osób będzie mogło sobie na okładce przeczytać "Rząd złamał deklarację prorodzinną".
Wczoraj zaś miały aresztowano szefa ZUS i 5 innych osób, przy czym dowiedzieliśmy się, że premier o śledztwie ABW wiedział od marca i żadnej decyzji nie podejmował "dla dobra śledztwa". Osoba, podejrzewana o przyjęcie łapówki z blachy falistej pozostała wiec na stanowisku. "Dobro śledztwa" okazało się być ważniejsze od dobra ludzi, których pieniądzmi dysponuje ZUS. Czy państwo, którego przedstawiciel podejrzewany o machlojki, przez prawie pół roku pełni spokojnie swoją funkcję, jest państwem wiarygodnym? Abstrahując od samego meritum działalności ZUS, mam poważne wątpliwości.
Ostatni wczorajszy popis należał jednak do ministra Sikorskiego. W programie "Warto rozmawiać" Sikorski był uprzejmy stwierdzić, że Polska jest poważnym państwem (hi, hi), które nie będzie reagować na treści, umieszczane na byle witrynce. "Witrynką" dla Sikorskiego jest zaś strona rosyjskiego wywiadu. Tak bardzo więc Sikorski chciał Rosjanom wejść w tyłek, ze aż ich zaczął obrażać. Być może miał w głowie Kaczmarskiego, śpiewającego "Kochanka trzeba mi takiego jak imperium, co by mnie brał, tak jak ja daję - całą pełnią", niemniej zapomniał chyba o puencie tej piosenki. A powinien sobie przypomnieć już wtedy, gdy nie wpuszczono go na Kreml.
Inne tematy w dziale Polityka