Gdy opisywano sprawę Krollopa, pojawił się w niej wątek rodziców, zapatrzonych w dyrygenta do tego stopnia, że nawet fakt wykorzystywania seksualnego ich dzieci, uważali raczej za zaszczyt, niż dramat dzieci i przestępstwo dyrygenta. Wtedy jednak nie było zbyt wielu chętnych do obrony. Jednak już Andrzeja Samsona chórem zaczęli bronić jego koledzy po fachu, którzy usiłowali z jego działalności zrobić niekonwencjonalną metodę leczenia. Jednak nic nie da się porównać z festiwalem ku czci Romana Polańskiego, który zapewne świętym zostanie ogłoszony jeszcze przed Janem Pawłem II.
W obronie kolegi po fachu wystąpili polscy filmowcy. Niektórzy, jak pan Jacek Bromski, by uchronić przed odpowiedzialnością Polańskiego, są gotowi posunąć się nawet do relatywizowania holokaustu (a przecież ryzyko to dziś wielkie), jak bowiem inaczej nazwać porównanie aresztowania reżysera do wydawania Żydów Niemcom w czasie wojny? Z kolei Krzysztof Kłopotowski obraża w TVN24 ludzi żyjących w gettach, dzieciństwem w getcie usprawiedliwiając pedofilski wyczyn filmowca. Wielu ludzi żyło w gettach i chyba nie każdy z nich musiał odreagować zmuszaniem trzynastolatki do seksu analnego. Dodaje też, ze "artystom wolno więcej". Mówi więc na głos to, co elity wiedzą i z czego korzystają. Głównie na dworcu centralnym w Warszawie, gdzie członkowie naszych elit szukają wrażeń. Od ilu lat słyszymy o pedofilskiej siatce z centralnego, w którą zaplątane są znane osoby z wielu wpływowych środowisk? A ile poznaliśmy nazwisk? Niewiele, prawda? Może jednak nie czują się zbyt pewnie, dlatego dziś, broniąc Polańskiego chcą nas nauczyć tej nietzscheańskiej filozofii Kłopotowskiego?
Do klubu obrońców najsłynniejszego pedofila szybciutko zapisał się Radek Sikorski, który postanowił poruszyć niebo i ziemię, by Polańskiemu włos z głowy nie spadł. Dobrze, że akurat w tej sprawie i w PO pojawiły się głosy rozsądku (Pitera w TVN 24, Tusk), bo kto wie, czy szef MSZ wraz z kolegą od kultury nie wypowiedzieliby Szwajcarii wojny? Reżyser, który zawsze podkreślał, że czuje się bardziej Francuzem, niż Polakiem, stał się skarbem narodowym. Najzabawniejsze, że gdy jedni oskarżają polskich zwolenników aresztowania o antysemityzm, inni węszą w działaniu Amerykanów antypolski spisek (!) - można znaleźć bowiem i taką opinię w Salonie 24.
Inni ograniczają się do uwag, że cała sprawa była tak dawno, że nie ma co do niej wracać. Że Polański swoje wycierpiał, bo nie mógł kręcić filmów w Hollywood. Większość światowych pedofilów nie może - czy to powód, by mieli pozostawać poza zasięgiem wymiaru sprawiedliwości? Wasz ulubiony reżyser radził sobie bez Hollywood całkiem nieźle - inaczej nie usprawiedliwialibyście go z uwielbienia dla jego twórczości. Jakby te sprawy były nie do oddzielenia. Lub, że Polański nakręcił "Pianistę". Czy analny gwałt na trzynastolatce naprawdę jest warunkiem koniecznym kręcenia udanych filmów? Współczuję Waszym dzieciom, drodzy komentatorzy. Oby nie trafiły nigdy na swoich Krollopów, Samsonów czy Polańskich. Zbyt bowiem duża to cena, by cokolwiek do waszych głów dotarło. A i efekt, co widać po pierwszym akapicie, mocno niepewny.
Wracając na chwilę do Sikorskiego. Pamiętacie tę słynną scenę z "Misia", gdy Ochódzki, chcąc zaimponować niezbyt rozgarniętej kochance udaje, że rozmawia z Polańskim i jest z nim w dość zażyłych stosunkach? Zdaje się, że Sikorski w ramach swojej gry o prezydenturę postanowił powtórzyć ten trick (Sikorski przyznaje, ze na jego działania ma wpływ "jego osobisty stosunek" do reżysera). Sikorski chce być Ochódzkim, my zaś mamy być tą, za przeproszeniem, głupią dupą. Pokochać go jeszcze bardziej a potem wybrać go na prezydenta. Mam nadzieję, że się przeliczy.