Święta mamy już za sobą, ateiści mogą odetchnąć z ulgą. Wielkanoc bowiem jest chyba tym chrześcijańskim świętem, które boli ich najbardziej. A że nikt więcej od nich nie myśli o Bogu i religii, nikt też, jak oni, nie troszczy się o kościół, potrzebny im chyba odpoczynek od nadmiaru wrażeń. I od Facebooka.
Zbiegły się bowiem ze sobą święta Zmartwychwstania Pańskiego z kolejnym skandalem pedofilskim w kościele katolickim. Tak więc z jednej strony można było się słusznie oburzyć (choć mam niejasne wrażenie, że 90% uczestników facebook'owej grupy
"Stop pedofilii w KK pod płaszczykiem Watykanu" spokojnie zapisałaby się do grupy pod hasłem "Ofiary pedofilii mamy w dupie, ale każda okazja jest dobra, by dowalić kościołowi" i takie też hasło o wiele trafniej oddałoby ich odczucia. I skąd im się wziął ten "płaszczyk", z pamięci poprzednich pokoleń chyba), z drugiej nawet ogłosić
akcję apostazji wielkanocnych (choć pewnie 90% sezonowych apostatów tejże nie dokona, by mieć co ogłaszać na następne święta). Słusznie oburzeni (435 osób) swój profil ilustrują okładką książki o... Świadkach Jehowy. Wielkanocni apostaci - a jest ich całe 9 osób - Jezusem z papierosem w ręku. Co więcej - z puszką jakiegoś alkoholu! Trudno się oburzać na taką nieporadność, zresztą i inne profile kontynuatorów tradycji Młodego Bezbożnika owocują w zaskakujące elementy humorystyczne. Np znaleźć możemy stronę
"Internetowa galeria ateistów"(co to? katolicki "Red Watch?), na której prawie 200 (są środowiskowi celebryci - p. Bogdan Miś i p. Roman Kotliński) uczestników gratuluje sobie "odwagi bycia ateistą". Faktycznie, w środowiskach młodzieży wielkomiejskiej z jednej, a podstarzałych byłych partyjniaków z drugiej, jest to wręcz heroizm.
Żeby jednak nie było nam za wesoło, warto pamiętać o ustawie o zapobieganiu rodzinie, o ile dobrze pamiętam nazwę. Walka toczy się bowiem również na facebooku. Ustawa co prawda początkowo zebrała dość liczne grono przeciwników (w czym mam nadzieję miałem pewien swój udział), później jednak przybywać zaczęło jej również zwolenników. I, co gorsza, tych, przynajmniej na facebooku jest więcej, niż osób propozycji antyrodzinnego prawa się sprzeciwiających. A że trudno uznać, że wszyscy wierzą w to, co mówi zwolenniczka nowych przepisów, Kinga Dunin: "Polscy rzecznicy wartości rodzinnych (...) podnoszą krzyk, ilekroć mówi się o przemocy wobec kobiet czy dzieci. Tego proszę nie ruszać, to osłabia rodzinę! Słuszna racja. Przemoc i władza są bowiem istotną jej częścią". Ciekawi mnie - i chyba nie tylko mnie - definicja państwa p. Dunin. Według bowiem klasycznych teorii socjologicznych, państwo oparte jest właśnie na przemocy i władzy. Tak więc trzeba się określić wprost. Czy złem jest "przemoc i władza", czy tylko rodzina? Której dzieci - dla ich dobra podobno - zabierać ma państwo, władzą i przemocą właśnie. Nie sądzę też, by wszyscy zwolennicy nowego prawa wierzyli w propagandę mówiącą, że maltretowanych jest 100% dzieci. Gdyby tak było, znaczyłoby to przecież, że byli oni maltretowani przez swoich rodziców, w przyszłości zaś mają podobne plany wobec własnego potomstwa. I nie boją się do tego przyznać, zapisując się do grupy popierających ustawę? Gdyby było tak faktycznie - w co, jak napisałem, nie wierzę - byłaby to odwaga, przy której nawet heroizm ateistów blednie.
Tak czy inaczej - do klawiatur, chrześcijanie i konserwy!
Facebook: Przeciwko ustawie o rozbijaniu rodzin i odbieraniu dzieci