stefanplazek stefanplazek
231
BLOG

Obchodźmy imieniny, nasz przedostatni obyczaj!

stefanplazek stefanplazek Społeczeństwo Obserwuj notkę 4

Najwyższy czas pomyśleć o naszych polskich innościach, póki całkiem znikną. To głównie cudzoziemcy nam o nich uświadamiają, w nas samych ciągle tkwi barani trend do obyczajowej uniformizacji z resztą tzw. Zachodu. Problem jest nienowy:

  Podczaszyc zapowiedział, że nas reformować,

  Cywilizować będzie i konstytuować;

  Ogłosił nam, że jacyś Francuzi wymowni

   Zrobili wynalazek, że ludzie są rowni;

  Choć dawno o tym w Pańskim pisano zakonie

  I każdy ksiądz toż samo gada na ambonie.

  Nauka dawną była , szło o jej spełnienie!

  Lecz wówczas panowało takie zaślepienie,

  Że nie wierzono rzeczom najdawniejszym w świecie

  Jeśli ich nie czytano w francuskiej gazecie.

Jednak współcześnie Paryż przestał już pełnić rolę centrum kreacyjnego (zaś żadne nowe w jego miejsce nie powstają), więc presja mainstreamowa stamtąd jakby zelżała.

Odziedziczyliśmy po przodkach ogromną pulę własnych rodzimych zwyczajów, głównie tych ludowych, którą gracko przeputaliśmy. Nic nas do tego nie zmuszało, w odróżnieniu od np. Niemców, którzy wprzęgli swą ludowość w rydwan faszyzmu, więc potem konie przepadły razem z pojazdem. A my - sami z niej zrezygnowaliśmy z własnej głupoty, w imię np. „miastowego awansu”, czy innego szpanu.

Jako malutki chłopczyk wędrowałem z dorosłymi na wzgórza palić ognie na „sobótkę”.

Potem chodziłem z orszakiem kolędniczych przebierańców po wsi. Ileż wspomnień!

Widywałem ślady obyczajów jeszcze prasłowiańskich, jak znaleziona wiosną niezżęta i przepasana ozdobną wstążką ostatnia kępka ubiegłorocznego zboża w środku pola nowej zielonej oziminy.

Pamiętam starych ludzi noszących się jeszcze po krakowsku, a i sam co roku tańczyłem na naszych wiejskich dożynkach krakowiaka w kilka par i śpiewałem stare piosenki i przyśpiewki, już dziś zapomniane, utracone.

 I nie zrobiłem nic konkretnego, by ta piękna obyczajowa sfera nie odeszła niebyt.

Dlatego ilekroć teraz słyszę wymawiane z rewerencją sformułowania o „naszych polskich tradycjach”, popadam w irytację. Nie spostrzegam albowiem refleksji, że zaczyna to być pustosłowie, bez realnych desygnatów. Gdyby zażądać jego ukonkretnienia, prawie na pewno padło by słowo „kolęda”, po którym zaległa by kłopotliwa cisza. A i owa kolęda staje się powoli mitem. Ani się już z nią nie chodzi, ani się jej już nie śpiewa, ani się jej nie zna.

Sądzę jednak i mam silną nadzieję, że istnieje co najmniej jeden piękny nasz obyczaj, który jest jeszcze do uratowania, jeśli w porę się za to weźmiemy, bowiem i on jest niepostrzeżenie rugowany z naszego życia. Chodzi mianowicie o imieniny.

Obyczaj to niegdyś w całej chrześcijańskiej Europie powszechny, dziś tylko u nas jeszcze się utrzymujący, a gdzie indziej praktycznie całkiem już zaniechany na rzecz urodzin lub innych rocznic życiowych. Nawet Komisja Europejska włączyła się ostatnio w tą idiotyczną destrukcję zachęcając do nadawania dzieciom imion „nie związanych z żadną religią” jak np Malika zamiast Maria (Stanisław Bareja pęka zapewne ze śmiechu).

Tymczasem imieniny mają w porównaniu z urodzinami czy innymi osobistymi rocznicami wymiar znacznie głębszy. Jest to świętowanie nie jedynie dnia przypisanego własnemu imieniu, ale i przypomnienie sobie innych osób to imię noszących, a także uczczenie – choćby mimowolne - osoby owemu dniowi patronującej. Najczęściej jest to istotnie święty lub błogosławiony chrześcijański, ale także inne poczesne osoby, które uczyniły to imię popularnym w użyciu. Jest też w kalendarzu spora pula imion rodzimych, słowiańskich.

Wielu świętych patronów jest w dniu ich wspomnienia uroczyście przywoływanych, odbywają się uroczystości parafialne będące lokalnymi dniami zwyczajowo świątecznymi. Dni imienia poszczególnych patronów są trwale wpisane w kalendarz roczny, związana jest też z nimi masa przysłów oraz wróżb meteorologicznych o trafności nie mniejszej niż oficjalne synoptyczne prognozy (np. „Trzej Ogrodnicy”). Imiona mają też najczęściej ukryty sens w językach, w których powstały.

Dzięki imieninom każdy z nas zyskuje też poręczną datę do osobistych haseł trudniejszą do rozszyfrowania niż trywialny pesel. No i najważniejsze – każdy z nas zyskuje dodatkowych kilka imprez w roku – własną i innych wzajemnie nas zapraszających przyjaciół. Ożywia to znakomicie nasze życie towarzyskie i hamuje widoczną gołym okiem tendencję przekształcania społeczeństw w pozbawioną społecznych więzi masę konsumencką. Imieniny są przy tym obiektywnie wskazywane przez kalendarz, a zatem pamięta o nich szersze grono osób niż jedynie najbliższa rodzina w przypadku urodzin. Poza tym, wielu z nas stara się zyskać wiedzę o swych patronach, zawsze pożyteczną. Święci patronują nam też z racji naszej profesji, czy też innego elementu naszego statusu. Leży przede mną książka pióra dra Grzegorza Maronia, filozofa prawa w Uniwersytecie Rzeszowskim, pt. „Święci patroni prawników”. Przyznaję szczerze, iż z wielką przyjemnością dowiedziałem się z niej, iż patronem mego prawniczego rzemiosła jest nie tylko św. Iwo, ale i kilkudziesięciu innych świętych i błogosławionych, na czele z Tomaszem More. A po jej lekturze uświadomiłem sobie, że przecież znałem i znam wielu prawdziwie (choć z reguły nieostentacyjnie) pobożnych np. sędziów i adwokatów, także z bliskiego otoczenia. Zaś całkiem niedawno dowiedziałem się, że nawet informatycy zyskali patrona w osobie św. Izydora z Sewilli, twórcy pierwszego zbioru danych w postaci pierwszej encyklopedii.

Obchodźmy zatem radośnie nasze imieniny i zapraszajmy na nie przyjaciół – gdy raz to zrobimy, często na stałe już zakarbują sobie datę naszego święta a i sami mogą iść w nasze ślady. A także zapraszajmy obcokrajowców, niech się uczą dobrych obyczajów.

O czym warto pamiętać. Imieniny choć są uroczystością o dacie stałej, bywają też trochę „ruchome” – dopuszczalne jest przesunięcie związanych z nimi imprez towarzyskich, najczęściej na datę późniejszą, lecz raczej nie później niż o dekadę (10 dni) i z uprzednim zapowiedzeniem spodziewanym gościom tej zmiany. Również maksymalnie o dekadę można się spóźnić z życzeniami imieninowymi (choć należy tego unikać nie mając istotnej przyczyny) i zawsze trzeba zacząć od przeprosin za spóźnienie. Nie wolno się spóźniać z życzeniami imieninowymi dla członków najbliższej rodziny, bo potem to już „musztarda po obiedzie”. Składane nam życzenia imieninowe należy potem odwzajemniać, iżby nie wyjść na buraka (warto przy okazji ich otrzymywania od razu spytać i zanotować sobie, kiedy składający je obchodzi własne). Warto też co pewien czas zaglądać do kalendarza, by przypomnieć sobie imiona patronujące nadchodzącym dniom. Wobec mnogości patronów można obchodzić imieniny w powszechnie przyjmowanej dacie mimo przybranego sobie innego patrona (sam dla wygody przyjaciół nadal postanowiłem obchodzić je w dniu 2 września mimo przybrania obecnie za patrona bł. Stefana Wyszyńskiego, którego dzień wspomnienia wyznaczono na 28 maja, ale mało kto o tym wie). Należy też pamiętać i respektować decyzje o używaniu innego imienia.

A w roli puenty – wierszyk Ludwika Jerzego Kerna z jego tomiku „Imiona nadwiślańskie”:

To imię przyszło do nas z daleka,

A smak ma naszego chleba lub mleka,

Jak „panna” jest lub :dziewanna”

Anna.

Annom na ogół nie dzieje się nic złego,

No chyba że która ma pecha i trafi na Henryka Ósmego.

Porządnie liczyć – oto jedyna rada;

Co ósmy Henryk – odpada!

Ale na ogół to dla Ann

Jest chętnych mężczyzn cały klann.

Niektórzy wręcz o to pytani

Odpowiadają, że bez Ani

To oni ani – ani!

I zawsze pamiętajmy: obchodzący imieniny to solenizant (a nie jubilat, jak w urodziny).

                                                Stefan Płażek, 7 grudnia 2021 r.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo