Praktycznie wszystkie media odnotowały w ostatnich dniach fakt skierowania przez nauczycieli (nie wiadomo ilu) II L.O. im. Jana Sobieskiego w Krakowie listu otwartego do p. Agaty Kornhauser – Dudy.
Ponieważ już od lat zastanawiam się nad przyczynami rosnącej nieporadności wysławiania się przez młodzież w mowie i w piśmie (a wszak młodzież ta nie jest wcale głupsza niż onegdaj), postanowiłem dokonać prowizorycznej analizy owego nauczycielskiego tekstu tak, jak za moich licealnych czasów oceniano wartość moich wypracowań z języka polskiego.
„Zwracamy się do Ciebie pragnąc wyrazić nasz żal, rozczarowanie i narastający gniew.”
Wobec kogo ów narastający gniew? I do jakiego punktu narastający?
„Decyzja o rozpoczęciu strajku w dniu 8 kwietnia 2019 r. w II Liceum Ogólnokształcącym im. Króla Jana III Sobieskiego w Krakowie, nie była dla nas łatwa.”
Zdanie bez związku, być może po prostu przejaw roztkliwiania się nad sobą. Każda decyzja o przystąpieniu (lub nie) do strajku jest niełatwa.
„Przez długi czas mogłaś liczyć na nasze wsparcie. Cieszyliśmy się Twoim sukcesem, a nawet byliśmy dumni, że mogliśmy z Tobą pracować. Tym większe jest nasze rozgoryczenie Twoim brakiem solidaryzmu ze środowiskiem nauczycielskim, z którego się wywodzisz i do którego tak często deklarujesz swoje przywiązanie. W obliczu obecnego kryzysu, związanego nie tylko ze strajkiem nauczycieli, lecz także z całkowitym załamaniem systemu szkolnictwa, a w konsekwencji podzieleniem i skłóceniem nauczycieli, rodziców oraz uczniów, nie możemy już dłużej milczeć.
Czujemy wstyd i upokorzenie, będąc zmuszonymi do tłumaczenia się, w jaki sposób traktujesz całe środowisko nauczycielskie, a między innymi nas, swoje koleżanki i kolegów, wyrażając milczeniem aprobatę dla destrukcyjnych działań i przekłamań rządu, w obliczu największego powojennego kryzysu edukacji. Jesteśmy zbulwersowani sposobem, w jaki degradowany jest cały system szkolnictwa, tak ciężko wypracowany przez ostatnie dekady. Czy naprawdę nie czujesz potrzeby zabrania głosu w naszej obronie i przeciwstawienia się medialnej fali nienawiści uderzającej w godność zawodu nauczyciela?”
Logika słabo. Po pierwsze, strajk dotyczy kwestii płacowych, nie zaś upadku (i to „całkowitego” – diagnoza niczym dalej nie uzasadniana) systemu szkolnictwa, czy podzielenia i skłócenia nauczycieli, rodziców i uczniów. Po drugie, skoro w tych kwestiach nauczyciele są podzieleni, to dlaczego wyrazem solidaryzmu z nimi miało by być przyłączenie się tylko do jednej strony? Po trzecie, skoro w tych kwestiach autorzy „nie mogą już dalej milczeć”, to dlaczego jako adresata dania upustu owemu nie milczeniu obrali akurat osobę, która nie posiada tu żadnej mocy sprawczej? Po czwarte, jest nieprawdą, iżby autorzy byli „zmuszeni” do tłumaczenia się z niewłaściwego jakoby ich traktowania przez Adresatkę. Nawet z własnych uczynków nieczęsto musimy się tłumaczyć. Po piąte, dosyć karkołomna to teza, iż przejawem owego niewłaściwego ich traktowania jest samo przez się milczenie i nie opowiadanie się po żadnej stronie (no chyba, że przyjmiemy niegdysiejszą logikę „ Kto nie z nami, ten przeciw nam!”).
Po piąte, ja bym jako nauczyciel (zwłaszcza wieloletni) raczej zawahał się nad głoszeniem tezy, iż cały system szkolnictwa był ciężko wypracowywany „przez ostatnie dekady” (jak rozumiem, całe dwie). Wydawało mi się, że wypracowywanie dobrego systemu szkolnictwa winno być prowadzone jednolicie ciężko każdego roku. A jego dobry poziom to nie jedynie kwestia ogólnej struktury.
Po szóste, ochrzczenie obecnej sytuacji (polegającej raptem na sporze zbiorowym o zwiększenie przywilejów) mianem „największego powojennego kryzysu edukacji” wydaje się być mało taktowne wobec tych wszystkich – często przedwojennych – nauczycieli masowo wyrzucanych z pracy w minionym okresie dziejowym i zastępowanych przez partyjnych niedouków, realizujących następnie w dydaktyce zełgane treści. To dopiero był kryzys szkolnictwa całą gębą, pamiętam go jako uczeń.
Po siódme, medialna fala nienawiści uderza bynajmniej nie jedynie i nie głównie w tych nauczycieli, którzy strajkują, bądźmy uczciwi. Przykładem jest choćby i ten list otwarty, który trudno przyjąć jako przejaw fali medialnej miłości, a który jest ochoczo i powszechnie kolportowany w mediach oraz dodatkowo zagospodarowywany przez rozmaitych celebrytów.
„Jako wieloletnia nauczycielka doskonale znasz realia szkolne, wiesz ile czasu i pracy należy poświęcić, aby być dobrym nauczycielem i sprostać oczekiwaniom uczniów i rodziców. Pamiętamy doskonale, że mając w sercu dobro szkoły umiałaś zajmować stanowisko w rozwiązywaniu problemów i bronić go rzeczowymi argumentami.
Nauczyciele V Liceum Ogólnokształcącego im. Augusta Witkowskiego w Krakowie w sposób precyzyjny wypunktowali najważniejsze kwestie oświatowe, pod którymi i my się podpisujemy. Chcemy wierzyć, że nasz list i zawarte w nim emocje skłonią Panią do przemyśleń i podjęcia stosownych działań. W obecnej sytuacji nazwa „Szkoła Prezydencka”, która wyróżniała nas spośród innych placówek, przestała już być powodem do chluby.”
Zmiana sposobu zwracania się do adresata listu z początkowego „Ty” na późniejsze „Pani” jest podstawowym błędem, każdy kompetentny polonista to powie. Może też być niegrzecznością.
A prestiż szkoły nie polega na nazywaniu jej „prezydencka” (swoją drogą, jako krakowianin pierwszy raz o tym nazwaniu słyszę). Szkoła to nie jest zupa z warzyw, która dzięki temu przymiotnikowi zrobiła karierę podczas dwóch kadencji pewnego korpulentnego prezydenta. A twierdzenie o zmianie społecznej konotacji tego przymiotnika za sprawą milczenia adresatki listu brzmi cokolwiek infantylnie.
"Chcielibyśmy też podkreślić, że nasz list nie jest inspirowany przez nikogo z zewnątrz.
Strajkujący Nauczyciele
II Liceum Ogólnokształcącego im. Króla Jana III Sobieskiego w Krakowie”
I to jest najsmutniejsze: oni sami z siebie tak napisali. To skąd ta młodzież ma brać epistolarne wzorce?
A co do gimnazjów, których likwidacja jest obecnie wskazywana jako initium omnium malorum, to mam na temat skutków ich wprowadzenia zdanie ugruntowane od dobrych kilkunastu lat.
Wszedłem wtedy na dyżur do naszej kancelarii, przywitałem się z kilkorgiem aplikantów, a jeden z nich mówi: „Panie mecenasie, dziś jest jedenasty września”. „I?” –pytam.
„No, data historyczna!”. Na co ja – „Jedenasty września, to chyba był początek bitwy pod Tarnobrzegiem, stoczonej w 1939 r. przez Armię Kraków. To o to Państwu chodzi?”. Widzę, że wszyscy zgłupieli, więc pytam dalej - „Kto dowodził Armią Kraków” - cisza. „Kto był Naczelnym Wodzem” - cisza. „Jakieś inne nazwiska z Września 1939? Kutrzeba? Szylling? Kleeberg? Raginis? Sucharski? Dobrzański?” - cisza.
Mówię „Rany Boskie.”
Na co aplikanci odzyskali mowę i jeden przez drugiego zaczęli tłumaczyć: „no bo my akurat trafiliśmy na utworzenie gimnazjów i przez to trzy razy uczyliśmy się o Górnym Egipcie i Kodeksie Hammurabiego, a ani razu nie doszliśmy do wieku XX!” . „To ja za tydzień zrobię wam sprawdzian z wojny obronnej 1939! I obejrzeć mi film Hubal!”
Za tydzień podeszła do mnie aplikantka, której dziadek nota bene był saperem w Armii Kraków i mówi: „Obejrzałam. Płakałam”.
Potem sprawdziłem – po 1998 r zrobiła się kilkuletnia wyrwa edukacyjna, nie tylko w dydaktyce historii. Tego już nikt u tych młodych ludzi nie nadrobi. Gdy któregoś dnia na wykładzie użyłem słowa „pochodna”, studenci spytali, co to znaczy. Nie mieli matematyki na maturze. Gadałem o tym z wieloma nauczycielami. Wszyscy gładko podzielili moje oburzenie i wszystko zwalili na gimnazja. Które teraz na odwyrtkę stały się przedmiotem masowej nostalgii. A nawet milczenie w ich temacie okazuje się być zbrodnią godną medialnego napiętnowania.
Stefan Płażek
Inne tematy w dziale Społeczeństwo