Zanim dowiemy się (o ile w ogóle) o przyczynach katastrofy z 10 kwietnia, miną pewnie miesiące. Mnie niepokoi jedna rzecz: Nieważne, czy pilot odczuwał jakieś naciski w związku z lądowaniem, spóźnioną porą, ważnością wizyty itp. Samo lądowanie jest dziwne o tyle, że skoro ponad kilometr od pasa leciał na wysokości paru metrów, ścinając kolejne drzewa, a w dodatku zupełnie nie we właściwej w stosunku do pasa linii lądowania, to musiał mysleć, mieć przekonanie jakieś, że znalazł się w obrębie tego pasa. Jeden z najważniejszych wskaźników to wysokościomierz - nie obniżyłby lotu do paru metrów, gdyby nie uznał, że zaczyna się pas i lądowanie na nim. Inaczej tego nie potrafię wytłumaczyć. Może ktoś spróbuje?
Inne tematy w dziale Rozmaitości