Kot piwny Kot piwny
53
BLOG

JKM wiecznie żywy

Kot piwny Kot piwny Polityka Obserwuj notkę 8

Nastolatkiem będąc z ciekawością patrzyłem na wybory '95, bo nie mając jeszcze upragnionej i do zakupu piwa uprawnionej 'zielonej książeczki', aktywnie udziału w nich wziąć nie mogłem. Jaja odchodziły niezłe. Było podawanie nóg i kukuryku, a zasadniczo wszystko kręciło się wokół późniejszego dwukadencyjnego nadszyszkownika i speca od skoków przez przeszkody. Trzeci w kolejce, pan od sektora zupnego coś tam im mieszał szyki ale bez rewelacji, reszta była tłem. W tym tle przewijała się jednak krzykliwa muszka, która mimo porażki z kretesem pięć lat  później znów pojawiła się w czasie próby i mroku kiedy to kilkanaście milionów współmęczenników udając że wierzą w ściemy obietnic, ruszyło do urn kreślić iksy. Nadszyszkownik został ten sam gromiąc przeciwników w pierwszej turze, a Pan Muszka odnotował spadek poparcia o blisko jeden punkt procentowy w stosunku do '95, co nie byłoby bolesne gdyby nie fakt... że w '95 poparcia miał mniej niż 2,5% oddanych głosów. Sam wtedy leciałem by na Pana Muszkę głosować! Nie pytajcie mnie na co mnie złapał, bo nie pamiętam. Być może uznałem że ma jaja po tym jak obrzucony przez kogoś pociskami jajkowymi odwinął płaszcz i zaczął sam kontrbombardować własną, taką samą amunicją? Może to że postulował o zniesienie piwnej prohibicji? Ot, moje pierwsze wybory to leciałem z duchem serca a nie rozumu.

Nadszedł rok '05 nowego milenium i znów przyszło decydować o tym kto na górze. Tu walka była twarda i po heroicznym boju potomek żołnierza wehrmachtu poległ w starciu ze zwolennikiem rekreacji ruchowych dla 'dziadów'. I tu znowu pojawił się Pan Muszka, tak jak poprzednio z nadzieją na zwycięstwo. Choć wynik poparcia utrzymał nie tracąc go w porównaniu z poprzednim startem, to za triumf uznać tego nie można było z racji że liczba głosów oddanych na piewcę libertarianizmu mieściła się wciąż w zakresie błędu statystycznego. Osobiście w wyborach udziału nie brałem, bo byłem rozdarty... z jednej strony rozum mówił mi żeby głosować na późniejszego zwycięzce, aby przestał być w końcu prezydentem mojego miasta, z drugiej serce wzdragało się przed tym i wiedziałem że nawet długi prysznic nie zmyje ze mnie zbrukania gdybym tak właśnie postąpił. Co ciekawe zarówno serce jak i rozum Pana Muszkę omijały już szerokim łukiem. Ot po prostu wczytałem się głębiej w program wyborczy.

Aktualnie nadszedł czas by ponownie zdecydować kto będzie dostawał grube tysiące złotych za uśmiechanie się z okna Pałacu Namiestnikowskiego, radosne wetowanie ustaw i lans w mediach. Wobec śmierci na polu chwały ostatniego nadszyszkownika do walki staje pokaźny tłumek, w tym brat  zmarłego wodza znany z ciekawej wariacji hymnu godnej samej Edyty Górniak, oraz Pan Hrabia z partii rządzącej. Zapowiada się kolejne wielkie starcie pomiędzy powyższymi, tym bardziej że kandydat z ramienia lewej strony mocy w sondażach im raczej nie zagraża... Ale ale! Kogo moje skacowane oczy widzą?! Jest i Pan Muszka! Niezniszczalny, niepokorny, nieobliczalny i ... jak zwykle, z poparciem poniżej 3%. Również macierzysta partia Pana Muszki od 1995 nie uzyskuje poparcia nawet 2%, to jednak zbyt niejasny sygnał dla niego że nie ma sensu i czas na poważnie zająć się brydżem.

Żarty na bok, sprawa zaczyna być poważna...

W swym wpisie na prywatnym i oficjalnym blogu JKM (nie mylić z Jego Królewską Mością, choć jest de facto monarchistą) w artykule z dzisiejszego poranka pt.: "Namów dziadków i babcie!", opisuje dogłębną strategię jak "wnusie" mają przekonać "Dz v B" do tego by "głos ich się nie zmarnował". Oczywiście głos nie zmarnowany to głos na JKM, kto sądzi inaczej ten się rzecz jasna myli. Nie myli się za to JKM choć swym programem, przekonaniami i zachowaniem odstrasza wszystkich spoza wąskiej grupy prawicy gospodarczo-światopoglądowej. Ludzie liberalni światopoglądowo, zwolennicy świadczeń socjalnych (które sami przecież pobierają), pracownicy urzędów które JKM chce odchudzać lub wyrywać z korzeniami)rolnicy, górnicy, czy też kobiety (przynajmniej te choć odrobinę wyemancypowane), podobnie jak żelazny elektorat PO-PiS-Lewicy wyminą go szerokim łukiem, tylko po to by po drodze nie splunąć . Narodowcy też chyba nie do końca go poprą, bo NOP-ONR nie do końca droga idzie zgodnie z poglądami Korwina, a i nawet gdyby to by mu to nie pomogło, bo na szczęście w/w organizacje mają poparcie w zbliżonych wartościach co UPR i JKM. Każdy by na to wpadł, ale nie on. On chce walczyć o niezdecydowany elektorat, który sam określa na 50% (!), a tenże elektorat w dużej mierze zamykając w semantycznym polu "Dz v B" ma wedle niego zagłosować jedynie słusznie w celu (tu posłużę się cytatem): "zrobienia przyjemności kochanym wnusiom" - czyli elektoratowi JKM. Beznadziejna ocena niezdecydowanego elektoratu zarówno pod względem jego wielkości, jak i składu walczy o prymat żenady z metodami opartymi na społeczno-rodzinnej żebraczej agitacji, w imię sprzeciwu wobec wiodącej dwójki kandydatów. No ale zostawmy to, każdy orze jak może, a JKM nie może co pokazuje od kilkunastu lat.


Nie wiem po prostu co ów skądinąd lubiany przeze mnie (odłożywszy na bok jego poronione pomysły i wypowiedzi) pan chce osiągnąć. De facto to on swoimi wybiegami nikomu nie pomoże ani nie zaszkodzi, bo nawet jak Kaczyńskiemu czy Komorowskiemu zabierze trochę poparcia, to elektorat jaki zwabi, w drugiej turze i tak wybierać będzie musiał pomiędzy rzeczoną dwójką.  Jedyne co mi przychodzi na myśl, to godne pożegnanie się z polityką przy osiągnięciu w wyborach wyniku większego niż nieosiągalny dla niego poziom dajmy na to 5%. Albo powiedzmy poparcia w wysokości 5,24% głosów (taka ładna wartość, suma wszystkich jego poprzednich wyników w trzech wyborach prezydenckich). Może to brzmi brutalnie ale z felietonów JKM w Angorze, oraz na jego blogu bije taka rozpacz i wręcz błagalny ton o poparcie... on chce nawet by jego elektorat 'żebrał' o głosy po rodzinie!
Widzę w tym upadek niebywale inteligentnego i sympatycznego polityka, który do końca stracił kontakt z rzeczywistością (jeżeli ma nadzieję na wynik po tym jak co wybory społeczeństwo mu wyraźnie pokazuje co myśli o jego planach), lub tez zniżył się do poziomu chyba zbyt niskiego by pożegnać się z polityką wzrostem poparcia (?).
Przykre.
Szczególnie przykre że mobilizuje elektorat w ten sposób na wybory prezydenckie, które z realizowaniem programu (powiedzmy sobie szczerze) nie maja nic wspólnego, bo jako prezydent mógłby niewiele.

Mam nadzieję że to ostatnie wybory gdzie człowiek tego formatu staje w walce tylko po to by dać sobie naklepać w starciu z d*kracją (jak sam ja nazywa) na jej zasadach, bo może czasem rzeczywiście nie o to chodzi by złapać króliczka ale by gonić go...


... tyle że nie goni się króliczka na wózku inwalidzkim prosząc przyjaciół by szybciej pchali, bo tak wygląda pogoń JKM za fotelem prezydenckim.

Kot piwny
O mnie Kot piwny

miau?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka