PO ma naprawdę poważny problem.
Kwestia krzyża pod Pałacem Namiestnikowskim to najgorszy koszmar który pewnie śni się tercetowi egzotycznemu Donek-Bronek-Schetynek.
Coś z tym zrobić trzeba, bo jak tak dalej pójdzie, to na Krakowskim Przedmieściu może polać się krew w czasie boju ultrafundamentalnych katolików i zagorzałych piewców świeckości państwa. Problem w tym, że czego Platfusy nie zrobią to będzie źle.
Jeżeli Bronek z Donkiem dojdą do wniosku że krzyż nalezy usunąć, to moga pozamiatać sobie trochę w opinii publicznej prowokując masowe wystąpienia terrorystów krzyżackich. Jeżeli nic nie zrobią lub pójdą na rękę Krzyżakom, to pozamiatają sobie u części elektoratu który na nich głosował, ale ma dość manifestowania religijnego i podważania świeckości panstwa, a na tym zyska lewa strona mocy.
Lewi z początku siedzieli cicho zapewne za kulisami pozostawiając sprawę Platfusom wiedząc o ustaleniach kancelarii prezydenta z metropolita warszawskim, jednak gdy zamach terrorystyczny 3 sierpnia uczynił ze starań PO fiasko, zaczęli grac na swoją nutę. Moga osiągnąć tu bardzo wiele kosztem Platfusów. Największym przegranym całego zamieszania jest tu Piss, bo część elektoratu katolickiego zniesmaczona cyrkiem jaki się rozpętał, a jaki Nadkacz kontynuuje z uporem godnym lepszej sprawy, może przejść na stronę Platformy.
Wybór Bronka-Donka jest naprawde ciężki. Albo pójdzie na ugodę z terrorem czyniąc gest w kierunku krzyża przyciągając tym część elektoratu Piss, ale tracąc część swojego na korzyść Lewych, albo zareaguje twardo wywalając te drewienko sprzed Poniatowskiego i utrzyma najbardziej liberalną część elektoratu, ale być może straci ciut na katolikach kreślących iksy przy ich listach wyborczych i sprawi że mniej ucierpi Nadkacz na odpływie wyborców załamanych Pissowską żenadą.
Oj nie zazdroszcze wam chłopaki, nie zazdroszczę. Niby dwie najważniejsze osoby w panstwie, a nie da się zrobić nic by w pupke nie wyłapać.
