Maciej Sobiech Maciej Sobiech
194
BLOG

W rocznicę zdobycia zamku Monsegur, czyli trzy katolicyzmy

Maciej Sobiech Maciej Sobiech Społeczeństwo Obserwuj notkę 29
Poprzestańmy na konstatacji, że historia krucjaty przeciwko katarom, jak i również kwestia stosunku kościoła i kościelnych historyków do tego wydarzenia, pokazują tylko dobitnie, na jak wielkie niebezpieczeństwo są narażeni wszyscy ci, którzy budują swoją tożsamość na przynależności instytucjonalnej -- i że prawda, dobro i ogólna uczciwość były, są i zawsze będą wyłącznie domeną jednostek.

No tak, bo właśnie wypada. A właściwie wypadła -- wczoraj, alem wczoraj był zajęty egzystencjalnym bólem. Tak czy inaczej, dla tych, którzy nie wiedzą:

16 marca 1244 wojska krzyżowców zdobyły, po krótkim oblężeniu, ostatnią twierdzę katarów, gnostyckiego kościoła chrześcijańskiego (zasadniczo spadkobierców manicheizmu), w Langwedocji, kończąc, tym samym, długą, prawie czterdziestoletnią, wojnę przeciwko "heretykom". Po zdobyciu miasta, w imię miłosierdzia zaproponowano pokonanym wyrzeczenie się wiary i chrzest w kościele, tym niemniej pokonani tej oferty nie przyjęli. Ostatecznie, jak donoszą katoliccy kronikarze, około 200 obrońców i mieszkańców spalono na zbiorowym stosie (historycy spierają się, rzecz jasna, o faktyczną liczbę ofiar -- niektórzy twierdzą, że było ich więcej, inni, że mniej).

Brutalność wojsk krzyżowych nie była wyjątkiem podczas antykatarskiej kampanii. Francuskie rycerstwo i kościelna inkwizycja zwalczało "heretyków" wszystkimi dostępnymi metodami, co wiemy ze źródeł tamtego czasu. Manichejskie błędy postanowiono wypalić ogniem i terrorem. Mordowano wszystkich, nie oszczędzano dzieci. Na skutek trwającej od 1219 roku wyprawy z najbogatszego i najbardziej rozwiniętego regionu Francji zostały zgliszcza. Nie mam czasu opisywać tutaj szczegółów tej kampanii, ale kto ciekawy, niech się nimi zainteresuje. Naprawdę warto zapoznać się z tym elementem historii Europy. Jeżeli ktoś pragnie połączyć zdobywanie wiedzy z kontemplacją estetyczną, może sięgnąć do świetnego szkicu Zbigniewa Herberta z "Barbarzyńcy w ogrodzie".

Piszę o tym ze względu na to, że dla mnie ta sprawa jest szczególnie ważna -- ponieważ studium masakry katarów stanowiło pierwszy ważny krok na drodze ku przewartościowaniu pewnych spraw w kontekście światopoglądowym. Jednym z ważniejszych impulsów mojego przebudzenia religijnego na studiach była słabość antykościelnej propagandy. A nasłuchałem się jej trochę, ponieważ większość wykładowców bardziej, niż uczeniem i jakąś tam literaturą interesowała się szerzeniem swoich światłych przemyśleń na temat świata i życia. Jedyne, czego mnie one nauczyły, to że jeśli chodzi o kościół, znacząca większość jego krytyków nie zna jego historii i kompletnie nic nie rozumie z jego teologii (kiedyś muszę sporządzić tutaj katalog tych wszystkich bzdur, które wygadywało to towarzystwo z doktoratami, bo już mi ulatują z pamięci, a to mocne treści są). Tym niemniej, nie da się zaprzeczyć, że kościół rzymskokatolicki naprawdę MA swoją ciemną stronę -- i są w jego dziejach takie wydarzenia, których nie da się obronić. I krucjata katarska należy właśnie do nich. Mało można znaleźć w historii manifestacji podobnie zimnej i bezwzględnej nienawiści i okrucieństwa, jak kampania wojsk krzyżowych, którą można z uzasadnieniem uznać za pierwszy przypadek konsekwentnego ludobójstwa w Europie. I, co więcej, jest to bodaj jedyny przypadek kościelnych grzechów, za które katoliccy hierarchowie i historycy nigdy nie przeprosili -- mało tego, oszczerstwa i kłamstwa, którymi usprawiedliwiano krucjatę, trwają do dzisiaj. Katarów przedstawia się w sposób tak karykaturalny, że gdyby nie kontekst, byłoby to nawet śmieszne. Opowiada się niestworzone historie o rytualnym zagładzaniu ludzi, o rytualnych kastracjach, o antynatalizmie, promocji homoseksualizmu, o tym, że gdyby nie ta krucjata, nie dokonałby się w Europie postęp techniczny (sic!), bo katarowie potępiali w czambuł materię -- i tak dalej, i tak dalej, wszystko to widziałem na własne oczy i zapewne gdybym się bardzo wysilił, to bym znalazł jeszcze gdzieś w czeluściach piwnicy te apologetyczne książki. I teraz powstaje pytanie -- czy religia, która potrafi wzbudzać w ludziach tak ogromną nienawiść, popychać ich do przelewu krwi nawet niewinnych dzieci, a potem do utrzymywania przez wieki kłamstw, w ogóle może być -- nadprzyrodzona?

Moim skromnym zdaniem -- nie. No i tyle na ten temat.

A właściwie to nie tyle -- ponieważ ja osobiście uważam, że podobne sprawy nie tyle dowodzą braku inspiracji boskiej, co dość wyraźnie wskazują na obecność inspiracji innego typu. I jest to charakterystyczne dla katolicyzmu w ogóle. Wyraźnie zaznacza się w nim inspiracja demoniczna. Oczywiście, nie całkowicie. Używając języka antropozoficznego, możemy powiedzieć, że katolicyzm to nie jedna, a de facto trzy "religie", czczące trzy różne istoty. Po pierwsze, oczywiście, Boga -- to się zaznacza we wszystkim, co w katolicyzmie wzniosłe i szlachetne (przede wszystkim w najlepszych owocach jego teologii i dziełach miłosierdzia). Po drugie -- "Lucyfera" (Steiner rozumiał ten termin specyficznie, dlatego biorę go w cudzysłów); to się zaznacza przede wszystkim w nieokiełznanej pysze i dążności do dominacji nad światem materialnym (dawniej nazywało się to "Społecznym panowaniem Chrystusa Króla" -- ten "Chrystus-Król" to właśnie jakiś byt lucyferyczny). Po trzecie -- "Arymana", co znajduje wyraz we wszystkim, co w katolicyzmie materialistyczne -- w doloryzmie, w patologicznie rozumianej "pokorze", w kulcie upokorzenia, wreszcie (i przede wszystkim) w negacji możliwości poznania świata duchowego i zdawaniu się wyłącznie na ślepą wiarę (Steiner nazywał to "jezuityzmem"). Te trzy elementy nieustannie przeplatają się ze sobą we wszystkich dziedzinach życia kościoła -- i, jak sądzę, nie da się zrozumieć natury i historii tej instytucji, jeżeli się tego nie weźmie pod uwagę. Ta już jednak nieco inna sprawa, więc nie będę jej tutaj za bardzo rozwijać. W tym momencie poprzestańmy na konstatacji, że historia krucjaty przeciwko katarom, jak i również kwestia stosunku kościoła i kościelnych historyków do tego wydarzenia, pokazują tylko dobitnie, na jak wielkie niebezpieczeństwo są narażeni wszyscy ci, którzy budują swoją tożsamość na przynależności instytucjonalnej -- i że prawda, dobro i ogólna uczciwość były, są i zawsze będą wyłącznie domeną jednostek.

Maciej Sobiech

"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks "People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo