Dziś wróciłem pamięcią do października 2006 r. Wtedy właśnie opozycyjna PO zwołała na Stare Miasto w Warszawie kilka tysięcy osób, by ostentacyjnie zaprotestować przeciwko rządowi (tzw. błękitny marsz). Tomek Lipiński nucił "jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie", sugerując, że okres premierowania Kaczyńskiego zapisze się ciemnymi zgłoskami w historii Polski. W odpowiedzi pod Pałacem Kultury i Nauki zebrała się spora grupa ludzi manifestująca poparcie dla prezesa PIS (wówczas również prezesa RM). Kiedy wyjeżdżałem na tą pikietę, jeszcze przed wejściem do autobusu, o 6-7 rano, podeszła do mnie Pani z mikrofonem tvn24 i zapytała, czy mamy bejsbole, czy urządzimy w stolicy zadymę. Dziś, kiedy w mediach kwitnie przekaz, by "kibolstwo" utożsamiać z PIS, tamte należy traktować jak prorocze...
Wtedy PISowcom wodzirejował Michał "Misiek" Kamiński. Pamiętam, że jednym z głównych motywów jego ówczesnych wystąpień były żale (nawiasem mówiąc, słuszne) nad sposobem informowania Polaków przez media o obu pikietach. Otóż zdaniem Kamińskiego, w sposób odrażający zaniżano wtedy dane na temat ilości manifestujących swe poparcie dla rządu. W mediach upowszechniano informację, że jest nas pod tym Pałacem Kultury i Nauki bodaj 2-3 tysiące, że są to zwykle osoby stare - "mohery"; choć "na oko" widać było, że to bzdury. Tymczasem "błękitny marsz" mógł liczyć na właściwą oprawę medialną: wskazywano na jego różnorodność, kulturalny przekaz, młody wiek uczestników, etc.
Dziś M. Kamiński żali się ponownie. Tym razem na łamach "Wprost". Mówi m.in.:
"Do spuścizny po Lechu Kaczyńskim ma prawo Jarosław Kaczyński. Wszyscy jednak mamy prawo pytać, co z tą spuścizną zrobił. Dystans między 800 tys. ludzi, którzy witali trumnę 11 kwietnia 2010 roku, i 7 tys. na Krakowskim Przedmieściu jest olbrzymi. Jest miarą tego co z legendą brata zrobił Jarosław Kaczyński - mówi Kamiński."
Wszyscy wiemy, że 10 kwietnia 2011 r. na Krakowskim Przedmieściu było znacznie więcej, niż 7 tyś. ludzi - wystarczy sięgnąć do serwisu youtube. Tą kłamliwą informację "sprzedawały" wiadome redakcje, z "GW" na czele. M. Kamiński zna metody stosowane przez przyjazne PO media, co wykazałem powyżej. Zdaje więc sobie świetnie sprawę, nawet jeśli nie było go przed niespełna dwoma miesiącami pod Pałacem Prezydenckim, że info o "jedynie 7 tysiącach ludzi" jest oczywistym, ordynarnym kłamstwem. A jednak je upowszechnia. Abstrahuje przy tym od miernoty porównania, które stosuje "Misiek". Pytam jedynie, jakże dorosły, wykształcony facet może porównywać "spontan" Polaków po przywiezieniu ciała zmarłego Prezydenta RP, z rocznicą jego śmierci? To tak, jakbyśmy porównywali np. ilość zniczy zapalonych przez Polaków tuż po śmierci Jana Pawła II z ilością takich zniczy zapalonych po roku czasu i wysnuwali na tej podstawie wnioski (posiłkując się dodatkowo kłamliwymi danymi), kto odpowiada za słabnącą kondycję polskiego Kościoła Katolickiego.
Zgadzam się z Z. Ziobro, 10 kwietnia i wydarzenia późniejsze były wielkim testem lojalności i przyzwoitości polskich polityków. "Misiek" ten test oblał na całej linii. Pozostało "sprzedawanie się" za najniższą stawkę u Tomka Lisa...
Inne tematy w dziale Polityka