Mówiąc najkrócej, Paweł Wroński, dziennikarz obdarzony - nawet jak na standardy panujące w Gazecie Wyborczej - wybitną inteligencją, udaje idiotę...
"Na politycznej scenie odbywa się wielkie przedstawienie, artyści dają z siebie wszystko, ćwiczą błyskotliwe repliki, tańczą, stepują, śpiewają, niemal żyły wypruwają, a publika nic. Nie śmieje się, nie klaszcze, nie gwiżdże, ba w ogóle nie chce uczestniczyć w spektaklu! Bo jakież są dotychczasowe efekty początku kampanii do Europarlamentu?" - skromnie (w jednym z felietonów) odegrał rolę naiwniaka medialny geniusz.
To już nie dziennikarze, a politycy mieliby występować w głównych rolach politycznego spektaklu? Skąd postuilat tak drastycznej zmiany?
Naprawdę filmiki, ulotki, czy sposób wykorzystania czasu wydzielanego na audycje przedwyborcze miaby większe znaczenie od nieograniczonych czasowo popisów dziennikarzy?
Dziwne. Tym bardziej, że jak widać, główni aktorzy są zdegustowani poczynaniami statystów.
Inne tematy w dziale Polityka