Bo takie można ostatnio usłyszeć opinie. Pal sześć, że wypowiadane przez konkurentów politycznych - w tym przede wszystkim przez JKM. Ale takie są również wypowiedzi ekspertów - np. prof. Markowskiego który twierdzi: "To, co proponuje Kukiz, nie trzyma się kupy!".
Czyżby?
Po pierwsze, niezwykle mnie denerwuje sytuacja w której zamiast debatować o pomyśle mówimy, że ktoś już go wprowadził i źle na tym wyszedł. Owszem, patrzenie się na doświadczenia innych państw z JOWami jest cenne, ale nie należy traktować ich jak dogmat, regułę która u nas na pewno się sprawdzi.
I tak - JOWy prawdopodobnie promują duże partie, ale nie muszą zawsze wykluczyć pozostałych ugrupowań. Dowodem na to jest przecież Polska i wybory samorządowe na burmistrzów i prezydentów miast. W moim Krakowie bezpartyjny Majchrowski rządzi 4 kadencję, w ostatnich 3 wyborach pokonując kandydatów PO i PiS. Nie jest to może mój ulubieniec (eufemizm), ale widoczny przykład że da się wyjść poza duopol PO-PiS. Takich przykładów w całej Polsce jest znacznie więcej. W przypadku wyborów do PE w 2014 Jarosław Gowin uzyskał 40 tys. głosów - więcej niż europosłowie Wenta, Żółtek i Siekierski. Gdyby kandydował w JOW-ie mógłby dostać mandat...
Ale nie to jest najistotniejsze. Salon tak bardzo boi się JOW nie dlatego, że scenę polityczną mogą zdominować tylko 2 partie lub wręcz przeciwnie - stworzy to szansę dla ugrupowań spoza mainstreamu. Ale dlatego, że w przypadku jednomandatowych okręgów potrzebna jest realna kampania wyborcza - spotkania z wyborcami, program. No i najważniejsze - tam szansę mają jedynie charyzmatyczni liderzy, a nie przeciętni karierowicze z zaplecza partyjnego, którzy za "zasługi" dostają 2-3 miejsce.
W przypadku JOWów każdy średnio zainteresowany wyborca wie, kto reprezentuje jego okręg w parlamencie. I takiego polityka rozlicza z realnego działania - np. z działań na rzecz swojej małej ojczyzny. Nie da się tu schować na tylnim siedzeniu i liczyć na reelekcję dzięki strategi BMW (bierny, mierny ale wierny). Nie, tu trzeba się pokazywać, komunikować z wyborcami i demonstrować że słucha się ich opinii (choćby tylko na pokaz).
Tym samym wymaga to znacznie większego wysiłku od posła niż dotychczas, w dodatku utrudnia selekcję negatywną do parlamentu. W ten sposób większe szanse zawsze będą mieli politycy wyraziści choć często niepokorni jak Jan Maria Rokita, Janusz Korwin Mikke, Zbigniew Ziobro czy Piotr Ikonowicz.
I tego się najbardziej boją zarówno zawodowi politycy (w większości średniacy bez większych ambicji, za to zależni od dochodów poselskich) jak i przede wszystkim partyjni liderzy - którzy każdy przejaw indywidualności próbują zdusić w zarodku. Bo w przypadku JOWów pozycja posła w partii jest znacznie mocniejsza - nie jest zależny od widzimisię liderów i miejsca na liście, ale od swojej rozpoznawalności i popularności w regionie. Dlatego nie jest też możliwe spuszczanie na wybory "spadochroniarzy" z innych miast i województw - nie będą mieli szans z lokalnym solidnym politykiem.
Czy więc naprawdę JOWy nic nie zmienią w polskiej polityce? Moim zdaniem mogą oznaczać rewolucję, choć niekoniecznie taką o jaką Kukizowi chodziło.
Założyłem bloga, bo denerwuje mnie poziom dyskusji na tematy ekonomiczne, która toczy się w polskim internecie. Szczególnie teraz, gdy wchodzimy w okres spowolnienia, a może nawet (odpukać!) recesji. Idea bloga jest prosta - przedstawienie diagnoz/opisu polskiej gospodarki w sposób przystępny, właśnie "na chłopski rozum". Na ile to się uda, zależy nie tylko ode mnie, ale i od użytkowników:)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka