e_ciemniak e_ciemniak
418
BLOG

Pożegnanie Kazimierza Kotra, czy pożegnanie z kulturą?

e_ciemniak e_ciemniak Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Dziś muszę oddać swoje miejsce na blogu dla lokalnej afery związanej z kulturą. Okazuje się, że w małych ośrodkach wciąż jest brak mediów, gdzie można zamieścić swój głos. Artykuł jest przeznaczony zatem dla mieszkańców małego miasteczka Kolno.

 

Pożegnanie Kazimierza Kotra, czy pożegnanie z kulturą?


Dotknąć ściany, by stwierdzić że mur
Nie jest ścianą, lecz kurtyną z chmur

Lata 80-te. W szkole recytowaliśmy wtedy na apelach Bagnet na broń Broniewskiego i z tym kojarzyła się nam poezja. Jeden kolega z klasy, uważany zresztą za nieszkodliwego wariata, nosił długie włosy… i to cała kontestacja jaką pamiętam. Wtedy wszyscy posłusznie śpiewaliśmy w każdy poniedziałek „Wszystko co nasze…” i aktywnie uczestniczyliśmy w corocznych przygotowaniach do „akademii” z okazji rewolucji październikowej… Uważaliśmy, że te akademie to właśnie kultura. Czyli zakłamanie i nuda.

Pojawił się Kazik. Nie przeklinał, nauczył nas magicznego słowa „kuźwa”, że jak już musimy… I on okazał się całą kontestacją… ale żadną kontestacją polityczną, o nie. Kazik nigdy nie narzucał jakichkolwiek zagadnień politycznych. Jego kontestacja polegała na ucieczce w sztukę i literaturę… Wyróżniał się na pierwszy rzut oka. Również wyglądem, ale przede wszystkim tym, że jego myśli biegły niezależnie od sytuacji bieżącej. Wprowadzał taką atmosferę, że zdawało się, że nie ma komuny, kryzysu, strajków i biedy. To były tylko echa, a my byliśmy bezpieczną grupą, która roztrząsała ważniejsze tematy… jak rozterki Christiane z Dworca Zoo, niesymetryczność pewnych aspektów anatomii sąsiadki Wojaczka, czy nadrzędności kęsów z sztukamięs Gałczyńskiego.

Jakkolwiek nie brzmi to banalnie, Kazik zabrał nas do swojego świata, a my przekonaliśmy się, że istnieje świat sztuki, który możemy współtworzyć. To była dopiero prawdziwa kontestacja i prawdziwa ucieczka, odskocznia od zastraszonych systemem i znudzonych pracą nauczycieli… I tu znów niezrozumiały dziś banał. Kazik przyniósł…, przynajmniej nam wtedy, coś w rodzaju wolności…

Ale po kolei

Pierwsze grupy Kazika oscylowały wokół kolejno tworzonych spektakli, ale szybko zaangażowaliśmy się też w konkursy recytatorskie, monodramy, poezję śpiewaną, później też w kabaret i inne formy działalności…

Wielomiesięczne próby do spektakli pochłaniały nas bez reszty. Byliśmy wreszcie wiejskimi gamoniami, więc Kazik rysował nam kredą na podłodze jak mamy się poruszać po scenie. Sypał ciągle anegdotami o spektaklach które widział w prawdziwych teatrach. Wydawało się nam, ze i nasza kolneńska scena jest właściwa dla Kafki i Mrożka… że i tu mógłby przechadzać się Makbet.

Najgorsze było koło poezji. Omawialiśmy tam znane (i własne) utwory. Kazik sypał faktami z książek, których nie znaliśmy. Ot, prowincjonaliści, ruszyliśmy zatem do czytania Hłaski, Bursy, Gajcego, wreszcie Dostojewskiego i Bułhakowa. To, że dziś częściowo utrzymuję się z umiejętności pisania, zawdzięczam naprawdę tonom przeczytanych w tym czasie książek.

Dzięki aktywności w grupach Kazika wyjeżdżaliśmy na konkursy, warsztaty itp. Mieliśmy możliwość kontaktu z wieloma wspaniałymi i znanymi artystami. Nasz kabaret występował na scenie razem z kabaretem Koń Polski, czy kabaretem Potem, a Halama debiutujący wówczas w grupie Rafała Kmity na ogólnopolskim konkursie kabaretów w Lidzbarku Warmińskim był w gronie laureatów… tuż za nami. Pamiętam też sukcesy samego Kazika, który rewelacyjnie przygotował w monodramie tekst Jaroslava Haška…

To tak trochę wspomnień… Bo można by tu mnożyć dziesiątki ówczesnych inicjatyw… To w rozmowie z Kazikiem powstała myśl o projekcie jakiejkolwiek gazety kolneńskiej, byliśmy nawet w drukarni w Łomży i robiliśmy kalkulacje. To, że parę miesięcy później powstał MK w nieco innej niż zakładaliśmy formie, nie zmienia faktu, że Kazik czuł się Kolniakiem. To on zapłacił z własnej kieszeni za sfotografowanie zabytkowych części naszego miasta; dzięki niemu (i Andrzejowi Stanisławskiemu) powstała baza zdjęć archiwalnych miasta, z której potem korzystał zwalniający go dziś Urząd Miasta.

To Kazik jest członkiem lokalnych stowarzyszeń, do których miejscowych ciężko zagonić… Dziś pozbywamy się też jednego z trzech członków redakcji Zeszytów Kolneńskich – jedynego przejawu niemasowej i wartościowej działalności inteligenckiej w naszym mieście, która pozostanie potomnym.

- - -

Wspominam teraz, co pamiętam, pewnie nie wszystko.. A to dla przypomnienia Kazikowi, by nie wmówiono mu „że się nie nadaje”, ale i dla usprawiedliwienia dlaczego mam prawo o tym pisać. Przez kilka lat brałem udział z Kazikiem w wielu inicjatywach kulturalnych... spektakle teatralne, kilkanaście programów kabaretowych, programy poezji śpiewanej, konkursy recytatorskie, zespoły muzyczne, działalność w MK itp. Wiem jak Kazik pracuje, ile wniósł i ile jest wart dla naszego miasta.

…dziś zastanawiam się tylko jak Kazik łączył pracę z życiem prywatnym. Przychodziliśmy do niego i ciągle czymś zawracaliśmy głowę, uważaliśmy że on musi być dla nas w każdym momencie, gdy my mamy czas…

Rozgrywka

Pojawiają się logiczne przecież zarzuty, że gdyby Kazik był dobry, to by go nie zwolniono. Trochę w tym jest niezrozumienia realiów. Po pierwsze akurat większość działalności Kazika jest kameralna i mało krzykliwa. Chodzicie na jakieś imprezy do KDK? Właśnie… A ich przygotowanie trwa czasami i pół roku. Ktoś to robi…

Po drugie nasz dział kultury sparaliżowany jest od lat przez centralne zarządzanie, które jedynie przeszkadza. Większe i mniejsze imprezy uzgadnia się na poziomie najwyższych władz lokalnych - to niestety jest chore, ale występuje we wszystkich wilkowyjskichmałomiasteczkowych ośrodkach. W tych decyzjach nie liczy się żadna kultura, tylko terminy wyborcze i późniejsze zdjęcia w MK. Trochę opisałem wam Kazika, może zrozumiecie, że w takich warunkach taka osoba raczej się nie odnajduje…

Niestety, po odejściu F. Jurczeni dział kultury potraktowany został w Kolnie jako przyczółek do zajęcia, aby służył możliwości przeprowadzania działań przychylnych władzy.

To, że władza lubi mieć wszystko, łatwo wytłumaczyć na funkcjonowaniu MK. Miesięcznik ten psuje lokalny rynek mediów tworząc nieuczciwą konkurencję, bo utrzymywany jest z budżetu, zatem nie musi zarabiać - a zatem innym gazetom trudno jest i powstać i utrzymać się na rynku. Gdyby nasza władza była demokratyczna oddała by taki miesięcznik dla jakiejś lokalnej grupy inicjatywnej i miałby on szansę w przyszłości stać się prawdziwym tytułem; i odłączyć od władzy. Dziś „władza” (wstyd o tym pisać) sama sprawdza pisane o niej artykuły i tak kręci się karykatura społeczeństwa obywatelskiego.

Wracając do kultury przypomnę powstanie KOKiS-u, bo to zabawne, rzadkie i kuriozalne. Przyznam, że do dziś logicznie nie umiem dojść do zrozumienia pomysłu, że teatrem i boiskiem może zajmować się jedna osoba. Taki Smuda i Stuhr w jednym. Kulej i Kożuchowska, czy Justyna Steczkowska i Justyna Kowalczyk.

Ale… wszak „kultura fizyczna” jest pokrewną Kultury, stąd pewnie i pomysł połączenia tych funkcji. Trzeba tylko jednocześnie znać się na antypoślizgowych płytkach na basenie i na rodzaju emisji głosowych przy nauce recytacji – spoko! Bułka z masłem.

Myślę, że z naszego pomysłu skorzystają inne miasta i kto wie… może dyrektorem nowego stadionu w Warszawie zostanie dyrektor Teatru Narodowego Jan Englert.

Czepiam się? To niech ktoś poda mi inne miasto, gdzie w taki sposób połączono właściwie wykluczające się w wielu miejscach dziedziny.

Niestety. Nasze kolneńskie władze popełniły wielokrotnie powtarzany błąd, czyli próbę zaprzęgnięcia placówki kulturalnej na służbę polityki. I kolejne niestety, to nie wyszło jeszcze żadnej władzy. Działania takie zawsze prowadziły do karykatury działań kulturalnych, co najważniejsze do stagnacji zaangażowania twórców, czy wreszcie do powstawania ośrodków kultury alternatywnej…

Od kilku lat obserwuję rozrastającą się, dziś właściwie makroregionalną, imprezę Wiankóww Grabowie. Nie przypominam sobie, aby jej twórca Darek Piekarski skarżył się, że wójt miesza mu się w sprawy organizacji imprezy. Nie miesza się, bo widzi, że impreza służy gminie i poprzestaje na organizacji jej finansowania.

Tymczasem w Kolnie, od czasów odejścia FJ, wszelkie pomysły kulturalne przechodziły weryfikację co najmniej wice-burmistrza! A ich organizacja jest dyskutowana często w najdrobniejszych szczegółach na poziomie osób nie mających ani przygotowania, ani pojęcia o sprawach kulturalnych. Więc do kogo dziś macie pretensje za działalność KDK? Miejcie ją do siebie i do swojego braku kreatywności!

Kultura i sztuka zawszeopiera się na jednostkach i na ich nieskrępowanymdziałaniu… Nie ma kultury planowanej, kultury sterowanej, kultury w służbie narodu itp. Przejawem takich „kultur” były 1-majowe pochody, „spontaniczne” i „pełne zaangażowania społecznego”.

Nie dziwię się, że w KDK nikomu się nie chce pracować w takich warunkach mobingu. Zresztą jak trafić w gusta kierownictwa i zachować twarz? Może lepiej nie robić nic…

Od lat nikt nie chce angażować się w działalność kulturalną KDK, bo nie chce mu się czytać potem, gdy naharował się z parę miesięcy… „z inicjatywy burmistrza miasta… itd.”

Problem dzisiejszej działalności KDK nie leży zatem w osobach, bo one są tylko od organizowania działalności animatorów i osób zewnętrznych chcących coś robić. Za moich czasów KDK tętnił życiem, a również dlatego, że FJ, jak by nie był oceniany, nie interesował się kształtem i szczegółami przygotowywanych imprez. Te organizowała sama młodzież, nie musiała konsultować ich z jakimś „wice”. W naszych czasach pośrednikiem i gwarantem był Kazik. Dyrektora Jurczenie interesowało tylko to, aby po imprezie posprzątać… może się nie znał, ale nie przeszkadzał.

Wracając do Kazimierza Kotra, czyli smutne zakończenie

Samorząd, który pozbywa się takiego człowieka, bo twierdzi, ze nie ma pieniędzy jest nieudolny. Znam realia niejednego samorządu i wiem, że na dobrego specjalistę środki znajdą się zawsze.

Niestety, powszechną w mieście jest wiedza, że nie zaważył tu żaden czynnik finansowy. Kazik im zwyczajnie bruździ. Jest niewygodny, bo niedyspozycyjny. Jak zatem nazwać nasz samorząd… małostkowy? To chyba trochę za mało. W miejsce Kazika zatrudnia się osobę, która współtworzyła kampanię wyborczą obecnego burmistrza. Prawnie wygląda to w miarę, a moralnie?

Dziwię się też, że nikt dziś nie broni Kazimierza. Nikt się za nim nie wstawia. Wiem, że to częściowo ze strachu, aby nie wejść w konflikt…

A może taka osoba w Kolnie nie jest potrzebna? Dom kultury pozostaje bez instruktora teatralnego, w nowym planie restrukturyzacji nie ma takiego stanowiska. Czyli nie będzie teatru, poezji, recytacji, poezji śpiewanej… żadnej kultury wyższej. Tak, wyższej. Jest taka i nieco różni się od grania disco polo, robienia festynów z piwem, czy dyskotek.

W tym miejscu apel. Nie lekceważcie strefy kultury i nie przekazujcie jej w ręce ludzi nieprzygotowanych. Kultura to nie tylko dobrze przygotowany festyn. To w tym kraju za darmo robią browary. Może nie wpuszczą na scenę burmistrza, ale sprowadzą dobre zespoły.

Dobrze funkcjonujące miejsce dla działań kulturalnych, to mniej pijanej młodzieży… mniej narkotyków, mniej dramatów osobistych… Wiem że nikt nie cofnie decyzji zwolnienia Kazika, ale nie pozostawiajcie jej w rękach ludzi z agrarnym wykształceniem, czy jak w przypadku MK, bez żadnego! Oddajcie kulturę w ręce fascynatów, a nie posłusznych urzędników.

Na koniec. O wy lepsi od komuny! Czy nie sądzicie, że Franciszek Jurczenia nie miałby kogo zatrudnić w kierowanym przez siebie KDK w latach 80-tych? Czy ktoś by mu się wtedy sprzeciwił, gdyby nawet zatrudnił jeszcze raz siebie samego? Pozostaje więc pytanie na myślenie, dlaczego zatem zatrudnił Kazimierza?

 

Krzysztof Wierzbowski

 

e_ciemniak
O mnie e_ciemniak

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości