Rok 1918, II Rzesza ponosi wielką i dotkliwą porażkę w gigantycznej wojnie, którą sama rozpętała. Dziś ten konflikt nazywamy Wielką Wojną lub I Wojną Światową. Społeczność międzynarodowa, dowodzona przez państwa Ententy, w kończącym wojnę Traktacie wersalskim nałożyła na przegranego agresora szereg dotkliwych sankcji, de facto rzucając państwo niemieckie na kolana. Straty terytorialne nie były zbyt duże (najwięcej odebrali Rzeszy Polacy swoim wielce udanym Powstaniem Wielkopolskim), ale praktycznie każde państwo sąsiadujące z Rzeszą i posiadające wobec niej roszczenia terytorialne mogło je do pewnego stopnia zaspokoić. Faktyczny upadek Rzeszy przyspieszyła rewolucja listopadowa roku 1918, która rozstrzygnęła kwestie ustroju obowiązującego w nowym państwie niemieckim. Z gruzów Rzeszy powoli wyłaniała się Republika Weimarska.
Nowy twór od początku był dla Niemców czymś obcym i hańbiącym. Sama potoczna nazwa "Republika Weimarska" była uwłaczająca i przypominała o sromotnej klęsce Rzeszy i nałożonych w Traktacie wersalskim sankcjach. Upokorzony naród równocześnie patrzył na polityczny i gospodarczy upadek swojego kraju. Niemcy pierwszy raz od długiego czasu były we wszystkich dziedzinach słabe i osamotnione - skutecznie izolowane w europejskich stosunkach międzynarodowych. Nawet względna stabilizacja lat 1924-1929 nie przyniosła poprawy nastrojów. Niemcy obrazili się na rzeczywistość i postanowili ją zmienić... Ich Heimat czekał na wybawcę.
W powszechnym wyobrażeniu mógł to zrobić tylko silny przywódca, charyzmatyczny lider - zdecydowany, bezkompromisowy, skuteczny. I tu oczywiście pojawia się Adolf Hitler i NSDAP. Reszta historii jest banalna. Przyszły Fürher oferuje ludziom to, na co czekali: potężną Rzeszę, której znów wszyscy się będą bać, z którą wszyscy się będą liczyć. Gra sprawnie na resentymentach, przy każdej możliwej okazji miesza z błotem Traktat wersalski. Zaszczepia swoje idee coraz sprawniej i szerzej.
Nadchodzi rok 1933 i rozpoczyna się budowa III Rzeszy. Europa jest bezradna. Nie ma pomysłu na Hitlera. W nadziei na utrzymanie pokoju nagminnie przymyka oczy i uszy na łamanie kolejnych postanowień Traktatu wersalskiego przez hitlerowskie Niemcy. Więcej! Europejskie salony umizgują się do Hitlera, kontrybucje zostają umorzone, próbują obłaskawiać rosnącego potwora. Liga Narodów jest skostniała i niewydolna, opanowana biurokratyczną niemocą i wewnętrznymi sprzecznościami - nie jest w stanie w nawet najmniejszy sposób zatrzymać nadchodzącej katastrofy.
Apogeum polityki zagłaskiwania Hitlera, czyli tzw. appeasementu, jest Konferencja w Monachium z 1938 roku. Mówiąc inaczej: sankcjonowany przez Europę rozbiór Czechosłowacji. To właśnie z tej konferencji pochodzi słynne zdjęcie Arthura Nevilla Chamberlaina, na którym podnosi on dokument końcowy Konferencji i ogłasza światu jakże naiwne przekonanie, iż "uratowaliśmy pokój w Europie".
Dziś z premiera Chamberlaina drwimy - z jego głupoty politycznej, ślepoty na zastaną sytuację i czystej naiwności. No i oczywiście braku zdecydowania. Ale są to drwiny przez łzy, bo przecież Konferencja monachijska pokazała Hitlerowi, że jest bezkarny, że może zrobić najstraszniejszą rzecz, a i tak ogłupione i oczadzone salony zachodniej Europy przyjdą do niego na kolanach błagając o litość i pokój.
I tak dochodzimy do roku 1939. Hitler w końcu dał Niemcom to, czego oczekiwali - zemsty! Pora na rewanż, pora odegrać się na Entente Cordiale, na tych, którzy nas upokorzyli. Obywatele III Rzeszy są wniebowzięci - idą odzyskać to, co utracili. To co według nich im się należy i zostało bezpodstawnie odebrane.
-----------
Jest rok 1945. Kończy się II Wojna Światowa. Zgniłe porozumienie Aliantów z ZSRR przyniosło w końcu skutek - udało się udeprzeć nazistowską zarazę. Nikt nie chce ryzyskować tym razem, Niemcy muszą zostać spacyfikowane. Faktycznie dokonany zostaje brutalny podział i rozbiór ziem III Rzeszy. Państwo to zostaje całkowicie zneutralizowane. Ale na jego gruzach, de facto wsparta przez Aliantów, buduję się inna, równie monstrualna potęga - właśnie Związem Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Na Europę spuszczona została Żelazna Kurtyna, a na świecie wybuchła kolejna wojna, I Zimna Wojna.
Historia najnowsza, wiemy jak to wszystko się toczyło. Znamy perypetie wielkich epizodów tej wojny - np. Afganistan czy Kryzys Kubański, ale i pomniejszych wątków, jak Kosmiczny Wyścig. Lecz co najważniejsze, znamy efekt - I Zimna Wojna zakończyła się sromotną klęską ZSRR.
Rok 1991. Dwa lata wcześniej upadł Mur Berliński. Przez demoludy przetaczają się falę antyradzieckich rewolucji. Ludzie zrzucają z siebie sowieckie jarzmo. ZSRR staje się fikcją. W końcu układ białowieski potwierdza rozpad niegdysiejszego mocarstwa. Na jego miejsce zostaje utworzona luźna organizacja Wspólnoty Niepodległych Państw, w skład której wchodzą świeżo oswobodzone republiki. Na fali nieudanego puczu Janajewa głównym głosem sukcesora ZSRR - Rosji - zostaje Borys Jelcyn.
Nadchodzi okres wielu chudych lat dla Rosjan. Przegrana Zimna Wojna jest kubłem zimnej (sic!) wody na rozgrzane wschodniosłowiańskie głowy. W gigantycznym państwie, od wieków rządzonym silną ręką terroru, liberalna demokracja się nie sprawdza. Rośnie kasta oligarchów, państwem faktycznie rządzą funkcjonariusze służb specjalnych, prezydent Jelcyn chodzi na pasku USA (czyli tego, który ZSRR pokonał), gospodarka jest w opłakanym stanie, armia w jeszcze gorszym... Całkowita rozsypka i brak nadziei na lepsze jutro. Rosjanie są zdegustowani tym, co się dzieje dookoła nich. Góre biorą urojone wspomnienia o wspaniałej "mocarstwowej" przeszłości. Stalin w sondażach pikuje na szczyty popularności jako "największy syn mateczki Rassiji" (chociaż faktycznie przecież był Gruzinem). Pojawia się coraz większa tęsknota za światem sprzed 1991 roku, kiedy to połowa globu była w radzieckiej strefie wpływów i wszyscy się z ZSRR musieli liczyć.
W powszechnym przekonaniu Rosję mógł "naprawić" tylko silny przywódca, charyzmatyczny lider - zdecydowany, bezkompromisowy, skuteczny. I tu oczywiście pojawia się Władymir Putin. Reszta historii jest banalna. Przyszły Car XXI wieku, wieczny Prezydent/Premier (niepotrzebne skreśl w zależności od okresu czasu) oferuje ludziom to, na co czekali: potężną Rosję, której znów wszyscy się będą bać, z którą wszyscy się będą liczyć. Gra sprawnie na resentymentach, przy każdej możliwej okazji miesza z błotem nowy porządek świata. Wspomina o tym, że upadek ZSRR był "największą geopolityczną klęską XX wieku". Zaszczepia swoje idee coraz sprawniej i szerzej. Rosja podnosi się z kolan.
Rosja gwałci po kolei międzynarodowe prawa i układy. Drwi sobie z praw człowieka. Buduje karykaturalny ustrój "demokracji suwerennej", który jest fasadą dla faktycznej dyktatury jednego człowieka i sztabu jego zauszników. Lista przewinień putinowskiego państwa rośnie w zastraszającym tempie: morderstwo Litwinienki, morderstwa "wywrotowych" dziennikarzy, w tym Politowskiej, spreparowany konflikt z Polska o mięso, prowokacyjny konflikt z Estonia o pomnik Armii Czerwonej, konflikt z Łotwą o prawa mniejszosci rosyjskiej, pomniejszy konflikt z Gruzja, embargo na gruzińskie towary, wydalenia Gruzinów, konflikt z Bialorusią o ceny ropy, konflikt z Ukrainą po Pomarańczowej Rewolucji i ostrzegawcze przykręcenie kurka na jedną dobę, nieustająca wojna (masakra?) w Czeczenii, długotrwaly konflikt z Mołdawią o Naddniestrze, wyskok Putina na konferencji w Monachium (heh), zaprzestanie dostaw ropy do litewskiej rafinerii Możejki i tajemniczy pożar w tej rafinerii, niezapowiedziane loty myśliwców rosyjskich nad Wielką Brytanią, konflikt o Biegun Północny i znajdujące się pod nim złoża, Nord Stream, podkupienie kanclerza Schrödera... Lista przemilczanych przez Świat przewinień jest jeszcze dłuższa, szkoda na nią miejsca.
W końcu dochodzi do prowokacji i wojny w Gruzji. Jako żywo jest to reminiscencja roku 1938 i Konferencji w Monachium. Prezydent Sarkozy tym razem został wytypowany do roli naiwnego i po jednodniowych rozmowach wymachiwał papierkiem ogłaszając "uratowałem pokój". Efekt? Czołgi nadal jadą na Tbilisi. Reszta Europy zdaje się być całkowicie głucha i ślepa. Nie widzi lub nie chce widzieć. Dokładnie jak przed 1939 rokiem.
Brutalna prawda jest prosta. Rosjanie przegrali wojnę, Zimną Wojnę. Historia zaś uczy, że bardzo rzadko przegrany pozostawia ten stan rzeczy samemu sobie. Chęć zemsty i rewanżu jest zbyt silna, a to potężne bronie.
Stoimy na skraju II Zimnej Wojny. Jednak tym razem, to agresor jest silny a druga strona (USA) to kolos na glinianych nogach, dodatkowo chwiejący się w posadach. Reakcja gnuśnych i zepsutych polityków zachodu jest natomiast niezmienna, identyczna jak przed wybuchem II Wojny Światowej - błoga nieświadomość i nadzieja na samoistne lepsze jutro.
Na obecną chwilę moim zdaniem już nic zrobić nie możemy. Zepsuliśmy w czasie naszego prawie 20-lecia międzyzimnowojnnego prawie wszystko. Między innymi skrajnie nieodpowiedzialna polska polityka energetyczna rządu Millera doprowadziła do tak wielkiego rozpasania imperialistycznego Rosji - to nasza cegiełka, musimy być tego świadomi.
Jedynym jasnym punktem całej sytuacji jest niespodziewane porozumienie Polski, Litwy, Estonii, Łotwy i Ukrainy. Nasze wspólne, silne oświadczenie i sprzeciw. To jest czasami najważniejsza - powiedzieć głośne STOP! Bez głaskania, bez appeasementu, nazwać rzeczy po imieniu. Może uda się o ten zalążek porozumienia wykuć większy, silniejszy, wschodnieuropejski blok ekonomiczno-sojuczniczy.
Bo na UE i ONZ nie mamy co liczyć. Obie instytucje pokazały, że są wiernymi sukcesorkami skostniałej Ligi Narodów. W NATO też nie ma co pokładać zbytniej nadziei, chociaż art. 5 Paktu jest skutecznym straszakiem i bardzo dobrze, że nim dysponujemy. Najważniejsze są na chwile obecną układy dwustronne, jak ten świeżo upieczony z USA. I ścisłe porozumienia celowe, jak nasz nowy blok sprzeciwu przeciw polityce Rosji.
Oby nie było za późno.
Ciemnogrodzianin herbu Pilawa.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka