Pewne symptomy były widoczne już od dawna. Symboliczny był gorący uścisk dłoni ministra Sikorskiego i prezydenta Łukaszenki. Czy też wypowiedź Sikorskiego dla dziennikarzy w drodze na Białoruś "celem wizyty jest danie Białorusi jasnego przekazu, że jest krajem europejskim. Wobec tego sądzimy, że będą w nim obowiązywały europejskie standardy demokracji, ochrony praw człowieka, w tym praw mniejszości narodowej".
To i teraz Łukaszenka bierze przykład z naszego europejskiego kraju, w którym toczą się procesy i zapadają wyroki skazujące za zniewagę władz, za pisanie krytycznych uwag o rządzie na murach lub w internecie lub za hasła wykrzykiwane na meczach. Kraju gdzie odsuwa się prokuratorów od śledztwa zmierzającego w "niewłaściwą" stronę a szefa opozycji kieruje do psychiatryka.
Ale ostatnio wydarzyło się coś, co jeszcze bardziej zbliżyło nasze bratnie narody. Tym razem bezpośrednio, fizycznie. Oto podczas sobotniego meczu mistrzostw Europy w koszykówce kobiet pomiędzy reprezentacjami Białorusi i Litwy, ochroniarze na hali w Bydgoszczy brutalnie usunęli z trybun kibiców, którzy dopingowali swoją drużynę z zakazanymi przez Aleksandra Łukaszenkę flagami.
Na początku spotkania białoruscy kibice rozwineli historyczną, biało-czerwono-białą flagę swojego kraju. Zakazaną resztą w 1995 roku przez Aleksandra Łukaszenkę. Wprowadził on wtedy barwy czerwono-zielone, które były kopią sztandaru Białoruskiej Radzieckiej Republiki Socjalistycznej. Chwilę potem ochroniarze obecni na hali w Bydgoszczy kazali dopingującym Białorusinom złożyć flagę, tłumacząc, że jest ona za duża. Kibice karnie zwinęli materiał, ale wyciągnęli małe flagi i kontynuowali wspieranie swojej drużyny.
I nagle w przerwie meczu, kiedy nie było transmisji telewizyjnej, do akcji wkroczyła ochrona. Weszła na trybunę i zażądała opuszczenia jej przez Białorusinów. Kiedy ci nie zgodzili się, brutalnie, siłą zaczęli usuwać ich z obiektu. Polacy z Bydgoszczy wzięli Białorusinów w obronę, ale niewiele mogli zrobić. Ochroniarze wykręcali ręce, odrywaki trzymających się krzesełek, bili. Słowem sceny znane ze szturmu na KTD czy akcji pod pałacem prezydencim. A przede wszystkim oglądane podczas transmisji telewizyjnych z Mińska
Cezary Plender, prezes firmy ochroniarskiej Forta stwierdził z kolei, że ochrona podjęła interwencję na polecenie organizatorów. Zaś odpowiedzialny za bezpieczeństwo podczas Eurobasketu Zbigniew Szpilkiewicz z PZKosz stwierdził, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem.
Komentarze w niezależnych mediach białoruskich nie pozostawiają na polskich organizatorach suchej nitki, pisząc o zdradzie wartości demokratycznych i oskarżając, że solidarność naszego kraju z narodem białoruskim to tylko słowa i deklaracje na papierze.
Co przyjełem nieco ze zdziwieniem, gdyż takie są aktualnie standardy europejskie w naszym kraju pod rządami Donalda Tuska i PO. Jeszcze tylko czekam na słowa wdzięczności od prezydenta Łukaszenki, no może przyjacielską rewizytę w Polsce.
Inne tematy w dziale Polityka