Jerzy Marcinkowski Jerzy Marcinkowski
728
BLOG

Dr Strangelove, albo przestałem się bać i pokochałem habilit

Jerzy Marcinkowski Jerzy Marcinkowski Polityka Obserwuj notkę 31
Nie powiesiłem dyplomu nad biurkiem. Nigdy go nawet nie widziałem, leży gdzieś w dziekanacie. Dzień po kolokwium habilitacyjnym pomalowałem sobie włosy na niebiesko -- chyba chciałem w ten sposób przekazać coś studentom. A miałem wtedy jeszcze co malować, młody byłem. Habilitacja w science jest bowiem -- wbrew temu co się wypisuje w gazetach -- osiągalna dla ludzi w wieku całkiem prokreacyjnym.

W skrajnie konserwatywnym środowisku awans będzie sformalizowany albo nie będzie go wcale. Niech nikt nie myśli, że zniesienie stopni wyższych niż doktorat sprawi, że wszyscy doktorzy na wydziale polskiej uczelni nagle staną się równi (zresztą czy mają być równi?). Wpływy i pozycja pozostaną. Ale w drugiej kolejności będą wynikać z dorobku naukowego. A pierwszej z wieku. Oraz z -- często wynikającej z przynależności pokoleniowej -- bliskości towarzyskiej do ludzi sprawujących władzę poprzez nieformalne układy.

W Polsce z habilitacją 35-letni doktor habilitowany staje się formalnie kolegą 65-letniego profesora. Czy ten ostatni tego chce, czy nie, musi się liczyć z głosem szczeniaka na radzie wydziału. Faktycznie, ale też psychologicznie, dyplom staje się ważniejszy od wieku i od więzów koleżeńskich. Mając habilitację mam realny udział w decydowaniu o moim wydziale. Zaś 60-letni adiunkt bez dorobku naukowego, takiego udziału zwykle nie ma.

W Polsce bez habilitacji 40-latek z dorobkiem naukowym będzie zawsze znaczył mniej niż 60-latek bez dorobku. A już na pewno mniej niż -- statystycznie na niego w polskiej uczelni przypadający -- czterej 60-latkowie bez dorobku.

Tej większości działów polskiej nauki, które nie prezentują przyzwoitego poziomu, żadne kombinowanie z prawem nic nie pomoże. Ani zniesienie wszystkich stopni, ani utworzenie siedmiu nowych. Ale w tych działach, gdzie coś sensownego się czasem dzieje, habilitacja jest sposobem, w który młodzi ludzie mogą wyposażyć się w jakąś część wpływu. Na wielu znanych mi lepszych wydziałach (głownie matematyki i informatyki, ale też biotechnologii albo chemii) w ciągu ostatnich 10 lat dokonała się pokoleniowa rewolucja. Habilitacje po czterdziestce stają się rzadkością.

Oczywiście Królestwo Boże jest nie z tego świata, a już na pewno Polska nie jest tym Królestwem. Więc zdarzają się patologie i czasem komuś robi się niemerytoryczne wstręty. Jako i mnie wtedy, w 1999, robiono. Komuś takiemu powiem: Bracie, jeśli to się nawet odwlecze o trzy długie lata, to zostaniesz członkiem rady wydziału nie na kolejnych 35 lat, tylko na 32. To co dziś wydaje się katastrofą ograniczy Twój, scałkowany po czasie życia, wpływ na decyzje rady, o 10 procent. Koszt wart zapłacenia za to, aby tych zupełnie słabych odciąć od wpływu w ogóle.

Habilitację sprzedaje się społeczeństwu jako mur za którym chronią się feudałowie. Ale prawda jest taka, że ten mur został już sforsowany przez barbarzyńców. I teraz stał się niechcianą przeszkodą na drodze odwodów rycerstwa. Pamiętajcie o tym, gdy słyszycie wezwania, by go burzyć.

 

Moja strona domowa w Instytucie Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka