coryllus coryllus
3570
BLOG

Potwory wyłażą z krzaków

coryllus coryllus Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 39

Są właściwie wszędzie, perfekcyjnie opanowały strategie przetrwania w każdych warunkach. Występują w liczbie ponad 1 miliona gatunków, niektóre z nich są jeszcze nieznane człowiekowi. Mają potężne szczęki i pochłaniają ogromne ilości pokarmu. Są prawdopodobnie niezniszczalne i zastąpią kiedyś na Ziemi gatunek homo sapiens. Owady – boicie się ich?

 
Strach i obrzydzenie
Są ludzie, którzy mdleją na widok mrówki faraona wędrującej po kuchennym blacie. A co byście powiedzieli na to: trociniarka czerwica, duży motyl, zwany przez laików ćmą, jej larwy pasożytują w drewnie, są tak wielkie, że zostawiają tam korytarze grube jak kciuk. Ich potężne szczęki przerabiają drewno, fakt nie najtwardsze, bo wierzbowe, ale zawsze coś – na miękką papkę. Larwa trociniarki potrafi przewędrować ładnych kilkaset metrów żeby znaleźć pień, w który się wgryzie. Ma piękną różowo-fioletową barwę, wygląda jak palec drwala, na który ktoś upuścił siekierę, przez grzbiet zaś owego stworzenia biegnie ciemna smuga. Larwa trociniarki ma długość około 10 cm, w naszych warunkach klimatycznych absolutny rekord.
Ci którzy nie darzą sympatią owadów nie powinni wybierać się na wschodnie wybrzeże Afryki, do Brazylii i Indochin. W tamtejszej glebie ryje korytarze 30 centymetrowy, stunogi potwór zwany wijem olbrzymim. Nie jest to owad, ale jakie to ma znaczenie dla przerażonego turysty. Czarno karmazynowe cielsko tego stworu jest łatwo rozpoznawalne i nie sposób pomylić go z żadnym innym zwierzęciem. Wij olbrzymi jest raczej powolnym stworzeniem, aby się obronić przed drapieżnikami nie ucieka więc tylko wydziela substancję mającą właściwości uspokajające. Wij olbrzymi nazywany jest w Afryce wschodniej pociągiem do Mombasy. Jest w zasadzie niegroźny, o ile go oczywiście nie denerwować. Z jego jadu wymieszanego z żółcią ropuchy produkowano w Malezji truciznę wywołującą krwawy kaszel i w konsekwencji śmierć.
Wróćmy na nasze podwórko – turkuć podjadek – nazywają go także rakiem ziemnym. Co wrażliwsi mogą się nieco przestraszyć gdy kopiąc grządki w ogródku odsłonią nagle tego wielkiego i bardzo ruchliwego owada spokrewnionego ze świerszczami. Turkuć sprawia wrażenie, jakby bez przerwy się gdzieś spieszył, wędruje po drogach i trawiastych powierzchniach machając wesoło odwłokiem, szuka miękkiej gleby pełnej soczystych marchewek i ziemniaków, które mógłby pożreć. Jest okropny, bleeee….
 
Cichym porusza się lotem
Każdy pamięta film „Milczenie owiec” i jego główną bohaterkę. Nie, nie chodzi mi o Jodi Foster tylko o zmierzchnicę trupią główkę, olbrzymią, bardzo rzadką ćmę o niesamowitym wprost charakterze. Znacznie bardziej skomplikowanym i ciekawym niż psychika tego zboczeńca, który w filmie z panną Foster założył hodowlę tych wspaniałych owadów.
Zmierzchnica prócz tego, że jest wielka – około 5 cm, że ma charakterystyczny rysunek trupiej główki na grzbiecie, potrafi także jako jeden z nielicznych owadów na świecie wydawać dźwięki. Kiedy postawi się przed nią spodek miodu, Trupia Główka na pewno nie ucieknie, zacznie wciągać miód swoją długą ssawką i wydawać przy tym niesamowite odgłosy. Miód jest jej głównym pożywieniem, dlatego bywa nazywana pszczelim tygrysem. Bez wahania ląduje przy wejściu do ula i wpełza do środka. Pszczoły, które w takiej sytuacji zabiją na miejscu każdego owada wpuszczają zmierzchnicę do środka. Dlaczego? Wielka ćma naśladuje po prostu odgłosy, jakie wydaje królowa, pszczoły wpuszczają ją do ula, a ona w ciągu jednej wizyty potrafi wyssać łyżeczkę miodu. Niekiedy przesadza i pszczelarze znajdują ją martwą, zatopioną w wosku - nie potrafi opanować łakomstwa. Jest to jeden z najszybciej poruszających się owadów. Średnia prędkość lotu zmierzchnicy trupiej główki to 54 km/h. Nie do wiary - przez godzinę motyl ten potrafiłby dolecieć z Warszawy do Żyrardowa. Szybciej niż dojeżdża tam pociąg. Larwy zmierzchnicy także wydają dźwięki, mlaskają w bardzo charakterystyczny sposób.
Drugie miejsce wśród motyli jeśli chodzi o niesamowite właściwości zajmują ex equo dwa gatunki: furczak gołąbek i zawisak tawulec. Każdy kto ma ogród, w którym rosną wiciokrzewy na pewno widział furczaki w akcji. Nie ma człowieka, który nie wykrzyknął by na ich widok – o kolibry! Tak właśnie, furczak gołąbek to motyl, który pojawia się przed wieczorem, najczęściej w grupach po kilka osobników i wypija nektar z kwiatów zwisając nad ich kielichami. Do złudzenia przypomina wtedy południowoamerykańskiego kolibra. Najłatwiej właśnie zaobserwować go przy kwitnących wiciokrzewach.
Zawisak tawulec – potężny motyl, o rozpiętości skrzydeł do 12 cm, zachowuje się niemal identycznie, tyle że porusza się dyskretniej, przeważnie w pojedynkę i dlatego trudniej go zauważyć. Na grzbiecie zawisaka widać rysunek przypominający nieco czaszkę zmierzchnicy, ale trochę bardziej abstrakcyjny.
 
Piękności dnia
Nie, nie zgadliście, nie będziemy opowiadać o paziach królowej i żeglarzach. Będziemy opowiadać o gąsienicach. Każdy komu zdarzyło się kiedyś zalec na łące wśród kwiatów wilczomleczu na pewno widział tę dziwną gąsienicę; wielka o intensywnym czarno-czerwono- żółtym ubarwieniu ze śmiesznym czerwonym ogonkiem na końcu ciała – tak wygląda gąsienica zmrocznika wilczomleczka. Niezwykle sympatycznego i pięknie ubarwionego motyla, nieco podobnego do zawisaka i furczaka gołąbka tyle, że nieco mniejszego. Jego gąsienice spędzają całe życie na łodygach wilczomleczu dyskretnie obgryzając listki. Są przepiękne.
Jeszcze ciekawsza jest gąsienica widłogonki siwicy. To prawdziwy olbrzym, nie tak wielka, jak trociniarka, ale swoje 6 cm zawsze osiągnie. Wielka czerwono-czarna głowa i tłuste zielone ciałko z widlastym ogonkiem na końcu. Można ją zobaczyć wśród łagodnie szumiących osikowych listków. Występuje także na topolach. Czasem przybiera pozę zdziwionej elegantki, którą zaczepił na spacerze jakiś cham – podnosi przednią część ciała wraz z głową i pochyla ją lekko w geście absolutnej pogardy. Też śliczna.
 
Czterej pancerni
Jak wygląda chrabąszcz majowy wiedzą wszyscy. Jeśli ktoś mieszka w województwie Świętokrzyskim i był na owym obszarze latem, trzy lata temu z pewnością widział tysiące tych owadów obsiadający drzewa. Mieliśmy tam bowiem do czynienia z gradacją czyli plagą tego szkodnika. Chrabąszcz jest sympatyczny, tylko leśnicy go nie lubią – cóż robić. Ma on jednak znacznie sympatyczniejszych kuzynów. Kiedy mija czas chrabąszcza, kiedy zaczyna się lato i ludzie wystawiają na werandy, tarasy i balkony swoich letnich domków krzesła i leżaki. Kiedy nad tymi sprzętami zapalą się lampy, mogą ludzie owi zobaczyć nadlatującego z wielkim hukiem chrząszcza. Na pierwszy rzut oka przypomina on chrabąszcza, jest jednak nieco większy, a kiedy przysuniemy go do światła zauważymy, że pokrywy jego skrzydeł pokrywa piękny biało-brązowy marmurkowy wzorek. To wałkarz lipczyk. Duży i ładnie ubarwiony chrząszcz, znacznie sympatyczniejszy niż chrabąszcz, bo lata samotnie i sprawia przez to wrażenie znacznie bardziej dyskretnego.
Skoro już opisaliśmy najładniejszego chrząszcza spróbujmy teraz skreślić portret najbrzydszego. Żeby to zrobić musimy pochylić się nad wodą. Jest! Obły, ogromny, jakieś 7-8 cm, bardzo szybki, tak szybki że aż obrzydliwy, kiedy przyjrzymy mu się bliżej zauważymy dwoje wyłupiastych oczu. Cały czas w ruchu, cały czas poluje, może nawet upolować małą rybkę. Brzegi pokryw obrysowane żółtym szlaczkiem, stąd też jego nazwa – pływak żółtobrzeżek. Lepiej nie próbować chwytania go w rękę.
Trzeci z naszych pancernych to już właściwie mit, owadzie bóstwo nie występujące w realnym świecie. Jelonek rogacz. Któż może się pochwalić, że widział to piękne stworzenie w lesie? Któż może powiedzieć, że widział dwa walczące ze sobą jelonki? Ach gdzież są niegdysiejsze śniegi –chciałoby się zakrzyknąć za poetą. To już nie wróci. Tylko w legendach zatwardziałych entomologów powracać będą wspomnienia króla naszych chrząszczy. Nie masz go już między nami…
Ostatni z pięknych chrząszczy jest jednocześnie najbardziej pechowym owadem, jaki występuje pod naszą szerokością geograficzną. Niżej podpisany widział kilkakrotnie tego owada, za każdym razem potwornie zmasakrowanego przez ptaki. Rohatyniec nosorożec, przypominający ojca rodziny nie ze swojej winy obarczonego nadmiarem potomstwa, zawsze jakoś tak zrobi, żeby wyleźć z pnia właśnie wtedy gdy w pobliżu żerują ptaki. Jest tak wielki i tłusty, że ptaki muszą go zauważyć i zaatakować. Kłopot w tym, że rohatyniec jest za duży, by go zjeść. Wstrętne ptaszydła obrywają mu więc nogi i pozostawiają na pastwę innych stworzeń lub łaskawego człowieka, który nieszczęśliwego pana rohatyńca zbierze do pudełka i będzie go karmił do końca jego inwalidzkich dni, jak nie przymierzając rannego w bitwie żołnierza.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (39)

Inne tematy w dziale Rozmaitości