Nie wiem kto dokładnie zastosował pierwszy to określenie w promocji książek i filmów, nie jest to istotne. Ważne, że kultowość położyła na obie łopatki każdą inną, sensowną promocję produkcji literackiej i filmowej sprowadzając ją do powtarzania kilku ogranych schematów, które podpadają pod wspomniane tutaj określenie. O ile pamiętam pierwszym kultowym filmem, który widziałem był obraz zatytułowany „Zły porucznik”. Tandeta ta opowiadała o przygodach gliniarza granego przez Keitela, który oddaje życie za młodocianego handlarza narkotyków ( o ile dobrze pamiętam), film pokazuje jego ostatnią noc, a tak zwanym smaczkiem jest fakt iż wszystko to powinno się widzowi kojarzyć z ostatnią nocą Jezusa i jego męczeńską śmiercią, na szczęście bez zmartwychwstania. Myślę, że fakt i wykorzystano taki schemat był również przyczyną nazwania filmu kultowym i okręcenia całej promocji wokół tego słowa. Potem już wszystko było kultowe. W pewnym momencie kultowe stały się nawet powieści Horubały, promowane w pustej piwnicy przez jego kolegów z redakcji.
Czy kultowość pomaga w sprzedaży książek? Myślę, że nie. Jestem wręcz przekonany, że istnieje specjalne komando niszczycieli strategii promocyjnych, którzy – jeśli mają położyć czyjś tytuł – podsuwają mu sprytnie myśl o tym, by użył w promocjo swojego dzieła słowa „kultowe”. To jest zmiażdży i załatwi na długie lata. Oni w tym czasie wprowadzą w tę niszę coś innego, jakiegoś pasożyta, którego będą promować sensowniej, sprawniej i ze znacznie większym efektem finansowym. Dlatego już teraz uprzedzam, że jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek zechce nazwać moje książki „kultowymi” powinien liczyć się z poważnymi wystąpieniami z mojej strony.
Pomijając całkiem powierzchowną, chybioną i słabą funkcję kultowości dzieł filmowych i pisanych możemy być – sądzę – pewni, że człowiek lub ludzie, którzy pierwsi zaczęli ową kultowość lansować uczynili to z nadzieją, że ludzie potraktują ten zabieg poważniej i rzeczywiście zaczną oddawać cześć filmom i książkom. Taki żarcik, ale nie żarcik w istocie. Jeszcze jedna koncepcja w długim ciągu prób podstawienie atrapy w miejsce sacrum. I jak wszystkie podobne pomysły skazana z góry na porażkę.
Przed nami kolejny wysyp kultowych produkcji. Oto zapowiadają wznowienie „kultowych” książek Rafała Ziemkiewicza „Michnikowszczyzna” i „Polactwo”. Ja z tego miejsca zupełnie za darmo, chciałbym przestrzec Rafała Ziemkiewicza przed tym sposobem promocji bo zaprowadzi go to wprost do klęski. Oczywiście nie spodziewam się, że ktokolwiek mi uwierzy, ale przestrzegać przecież mi wolno.
Na jesieni z kolei ma się ukazać książka Cenckiewicza, który promowany jest nie przez „kultowość”, ale przez „naukowość” . W języku polskim oznacza to jakieś vice-sacrum, jakąś gorszą troszkę świętość, jakąś świętość dla agnostyków po prostu. Książka ta ma być pierwszym naukowym opracowaniem złodziejstwa dokonanego w tak zwanej transformacji ustrojowej. Ten sposób promocji także uważam, za nieskuteczny dlatego, że Cenckiewicz chciał po prostu napisać książkę sensacyjną, nie mógł jednak tego zrobić, bo jest naukowcem i to go w sposób dość kłopotliwy ogranicza. Gdyby był naukowcem na zachodzie nie byłoby problemu, w Polsce jednak jest z tym problem, bo hierarchie uniwersyteckie, a także medialne nigdy by czegoś takiego Cenckiewiczowi nie wybaczyły. I tu jest właśnie pogrzebany pies, czyli tu znajduje się przyczyna porażek wielu zdolnych autorów z wyższych uczelni, którzy może i chcieliby i nawet potrafili napisać coś sympatycznego, normalnego, coś ni-naukowego i nie-kultowego, ale nie mogą, bo ciśnienie jest za wielkie.
Ponieważ wiem jak trudny jest rynek wydawniczy w Polsce, nie mogę się nadziwić decyzjom autorów, którzy w taki właśnie sposób chcą promować swoje dzieła, no ale każdy robi co uważa za stosowne. Ja muszę dziś porozmawiać z pewnym panem o rotmistrzu Pileckim, dlatego też tekst ten będzie krótszy niż zwykle. Pędzę na pociąg. Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić moje całkiem zwyczajne, nie-kultowe, nie-naukowe książki. Książki dla czytelników, którzy lubią czytać i nie lubią oddawać czci czemuś co nie należy do sfery sarcum. Zapraszam także do księgarni „Tarabuk” w Warszawie przy ul. Browarnej 6, do księgarni „Ukryte miasto” w Warszawie przy Noakowskiego 16, do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy i do księgarni Karmelitów w Poznaniu przy Działowej 25. Oraz na stronę www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl Zachęcam także do odwiedzenia strony http://vod.gazetapolska.pl/ gdzie można obejrzeć rozmowę pomiędzy Grzegorzem Braunem i autorem tego bloga. Zapraszam.
Inne tematy w dziale Gospodarka