Dawno, dawno temu, w czasach kiedy żaden dowcip nie mógł być opowiedziany przypadkiem, a uczniowie w szkołach śmiali się z kawałów o Polaku, Rusku i Niemcu, jakiś sprytny ubek wymyślił serię dowcipów mających w założeniu – tak sądzę – podkręcić nieco stosunki pomiędzy bratnimi narodami Węglobloku. Włączył w to także inne narody, w tym narody ZSRR oraz Amerykanów. I tak powstała seria dowcipów wyszydzających zagraniczne nazwiska. Powtórzę to jedynie co z tych żartów zapamiętałem: Jon Szczypopasku, Mahatma Yondromachore, John Wkrockoofeller, oraz dżygit Kałmanawardze.
Dlaczego mi się to przypomniało akurat dzisiaj? Otóż dlatego, że kolega przysłał mi link do wywiadu jakiego Krzysztof Varga wybitny pisarz doby obecnej udzielił Mateuszowi Pacewiczowi http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34861,12191613,Krzysztof_Varga_o_Warszawie___to_krolestwo_chaosu.html
Ja ten wywiad przeczytałem do połowy i doszedłem do wniosku, że gdyby ktoś ogłosił konkurs na plagiat powieści pisanej przez autorów związanych z tak zwanym środowiskiem Gazety Wyborczej lub jak kto woli z salonem, wygrałbym go z cuglach. Choć pewnie konkurencja byłaby mocna. Bo cóż to jest napisać powieść o tym, że śmierdzi, a ludzie zamiast czytać GW odmawiają różaniec? Nic, betka. A oni tak cały czas. Bez przerwy. I wcale im się to nie nudzi. Ja dokładnie pamiętam drugą książkę Krzysztofa Vargi. Pracowałem wtedy w najbardziej pogardzanym przez wszystkich dziennikarzy miejscu – w archiwum prasowym „Życia Warszawy”. Pracowało w tej redakcji wielu tuzów dzisiejszej „naszej opozycji medialnej”, a jeden z nich książkę tę przyniósł, by pokazać kolegom. I wyobraźcie sobie, choć to nie do uwierzenia, że obnosił się z nią i podkreślał, iż Krzysztof Varga to jego kolega. Dla mnie szeregowego pracownika nic nie znaczącego działu było to, przyznam odkrycie. Później ktoś pożyczył mi tę książkę i nawet ją przeczytałem. Ona jest króciutka, w sam raz na jeden dłuższy pobyt w toalecie. Jak ktoś jest wyjątkowo obrzydliwy, może ją nawet tam zostawić. Nie ma tam nic interesującego poza jednym fragmentem, zanim do niego przejdę, poświęcę słowo temu co określiłem tu zwrotem „nic interesującego”. Otóż książeczka nosiła tytuł „Chłopaki nie płaczą” i miała chyba korespondować z piosenką Muńka Staszczyka pod tym samym tytułem. Większość tekstu to wynurzenia autora dotyczące jego fascynacji muzycznych. Mają być one – jest to chyba nawet zadeklarowane, ale nie pamiętam – spoiwem pokolenia, które reprezentuje Krzysztof Varga. Tak się składa, że on i ja jesteśmy z tego samego rocznika. Oświadczam więc tu uroczyście, że nie mam nic wspólnego z Krzyszytofem Vargą i pokoleniem, które sobie wymyślił.
Interesujący zaś fragment pierwszej książki Krzysztofa Vargi dotyczy wyprawy jaką przedsięwziął autor wraz ze swoimi kolegami. Celem tej ekspedycji był zakup butelki wódki w sławnym swego czasu sklepie nocnym, położonym przy ulicy Kobielskiej. Wyprawa wyruszyła z akademika przy ul. Kickiego. Pomiędzy obydwoma punktami odległość liczona jest w setkach metrów, dokładnie zaś w dwóch setkach metrów. Ja to wiem, ponieważ wielokrotnie chodziłem po wódkę na Kobielską z akademika przy ulicy Kickiego i podejmowane przeze mnie ekspedycje mimo wielu niebezpieczeństw zawsze kończyły się sukcesem. Nie powiem, bałem się bardzo, bo po drodze stali w bramach albo miejscowi prascy pijacy, albo chłopcy z okolicznych kamienic, którzy próbowali zaczepiać studentów wychodząc ze słusznego w wielu wypadkach założenia, że są oni słabsi zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nie mają bowiem takiego oparcia w lokalnej społeczności jak ci co stali w bramach. Zdarzały się zaczepki, odbieranie pieniędzy, czasem ktoś kogoś uderzył, nie było to jednak ani nagminne, ani też nie miało charakteru terroru. Ot, lokalny folklor. Krzysztof Varga zaś opisuje swoją i kilku swoich kolegów wycieczkę po butelkę alkoholu tak jakby to była co najmniej ekspedycja Amundsena. Ok. Varga był wtedy o 15 lat młodszy miał dłuższe włosy i inne priorytety. Nawet jednak przyjąwszy te założenia nie możemy czytać spokojnie tego co on tam napisał. Oto idą ci chłopcy po tę wódkę, idą, aż tu nagle drogę zastępują im Grochowiacy – nie zapominajmy, że akademik przy ulicy Kickiego to sam środek Grochowa – i chcą od nich pieniędzy. Po jakichś tam pertraktacjach dochodzi do kuriozalnego porozumienia. Oto Varga z kolegami postoi na Kobielskiej koło sklepu, a Grochowiacy wezmą pieniądze i wejdą do środka celem zakupienia wódki dla Vargi i towarzyszących mu osób. I oni rzeczywiście te pieniądze wzięli, po czym wszelki słuch o nich zaginął. Co, jak się domyślasz drogi czytelniku było do przewidzenia. Powyżej opisana przygoda nadaje się w sam raz na ozdobę jakiegoś tomu sowizdrzalskich opowiadań, Varga jednak zrobił z niej samo centrum pokoleniowego dramatu młodych, wchodzących w życie chłopców. W porządku – był o 15 lat młodszy niż dziś.
Dziś zaś pisze powieść pod tytułem „Trociny”. Jest to powieść o życiu warszawskiego komiwojażera. Nie znajdziecie tam jednak ani szczegółów z życia prawdziwych komiwojażerów, bo przecież Varga nie ma o tym pojęcia, ani żadnej głębokiej metafory. Znajdziecie tam to samo co było w książeczce „Chłopaki nie płaczą”, tyle, że zamiast wyprawy po wódkę będzie coś innego.
Wcześniej Varga pisał takie powieści jak „Nagrobek z lastryko” , „Gulasz z turula” i inne, których tytułów nie chce mi się wymieniać. Wszystkie one traktują o tym samym – mianowicie o tym, że Varga nie umie pisać, a jakimś dziwnym zrządzeniem losu został redaktorem działu kulturalnego wysokonakładowego dziennika i pisać musi. Próbuje o swoim dramacie opowiedzieć chodząc „ogródkami”, ale czytelnik go nie rozumie i przez to Varga ma zawsze taką minę jakby go bolał brzuch. Co jego koledzy recenzenci interpretują jako efekt jakichś głębokich cierpień duchowych. Całkowicie niesłusznie. To jedynie zwyczajny absmack, związany ze złym wyborem drogi życiowej. Myślę, że Varga byłby znacznie szczęśliwszy gdyby został komiwojażerem.
Popatrzmy teraz jak boleśnie przewidywalne jest to co oni robią. Kuczok pisze książkę pod tytułem „Gnój”, Varga pisze książkę pod tytułem „Trociny”. Kiedy wymieszamy gnój z trocinami otrzymamy substancję, z której ulepić można jakiegoś homunkulusa, po to by następnie wbijać weń szpilki szepcząc przy tym zaklęcia. I oni tym się właśnie zajmują. To jest czyste czarnoksięstwo w najgorszym, odpustowym wydaniu, o ile jednak Kuczok próbuje jeszcze do tej roli doskoczyć, to znaczy ma taką dziwną brodę i chodzi w czarnych płaszczach, które rozpościera w momentach zupełnie niespodziewanych, o tyle Varga wygląda i zachowuje się jakby za chwilę mieli go zwolnić z roboty. To jest czarnoksiężnik wykolejony i chyba świadom tego, że ma pewne braki. Nie żal mi go jednak wcale.
Kiedy już sobie zdefiniowaliśmy misję autorów salonowych, przejdźmy do czegoś ciekawszego. Oto podsunęła mi koleżanka taki link http://wyborcza.pl/1,76842,12185403,Rodzina_nepotyzmem_silna.html
To jest proszę Państwa coś naprawdę fantastycznego. Oto córka profesora Edwarda Ciupaka, socjologa religii, która zrobiła naukową karierę korzystając z kontaktów i znajomości taty zabiera się za krytykę nepotyzmu jakim rzekomo kierują się te wstrętne polskie rodziny. A co na to Krzysztof Varga? A nic, Krzysztof Varga udziela wywiadu młodemu Pacewiczowi, którego tata jest zastępcą Michnika, a przynajmniej był nim do niedawna. Ja tu nie chcę pisać o wstydzie czy przyzwoitości, bo to nie jest ta kategoria ludzi. To są tak zwani „ludzie wspaniali” i ich to nie dotyczy. Ja tu chcę powiedzieć, że nawet najbardziej zakłamane i zepsute towarzycho zostanie kiedyś zweryfikowane. I myślę sobie, że oni akurat, choć dziś jeszcze tego nie wiedzą, zostaną zweryfikowani wyjątkowo brutalnie. Nie przez Jarosława Kaczyńskiego bynajmniej i nie przez tak zwaną prawicę. Oni zostaną zweryfikowani przez okoliczności, za którymi wyraźnie nie nadążają. A świadczą o tym te dwa materiały, które zamieściłem. I jestem pewien, że weryfikacja odbędzie się w taki sposób iż pewnego dnia zarówno Vardze jak Środzie i rodzinie Pacewiczów po prostu zniknie podłoga spod nóg. Zniknie i już. Oni zaś wszyscy będą wołać wtedy, że to pomyłka, że jeszcze nie teraz, bo mieli plany i bilety na samolot już wykupione. Odwołania jednak nie będzie.
Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl I zachęcam do kupowania książek. Moich i Toyaha. Zapraszam także do księgarni „Tarabuk” w Warszawie przy ul. Browarnej 6, do księgarni „Ukryte miasto” w Warszawie przy Noakowskiego 16, do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy i do księgarni Karmelitów w Poznaniu przy Działowej 25. Oraz na stronę www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl Zachęcam także do odwiedzenia strony http://vod.gazetapolska.pl/ gdzie można obejrzeć rozmowę pomiędzy Grzegorzem Braunem i autorem tego bloga. Informuję również, że moje książki dostępne są na stronie www.multibook.pl Okazało się również, ku mojemu niejakiemu zaskoczeniu, że moje kawałki są dostępne w Inetrecie w formacie mp3. Nie wiem co o tym myśleć. Na wszelki wypadek zamieszczam linki: http://www.4shared.com/mp3/7OiDQcNv/Blog-Coryllus-O_historii_i_lit.html
http://www.4shared.com/mp3/U3I4pNgM/Blog-Coryllus-O_konserwatyzmie.html
Jakoś tak się rozkręciliśmy w wakacje. Pod tym linkiem http://vod.gazetapolska.pl/ powinniście znaleźć rozmowę jaką przeprowadził ze mną Józef Orzeł z klubu Ronina.
Inne tematy w dziale Kultura