W poniedziałek w Klubie Ronina Jerzy Jachowicz powiedział coś co z każdego punktu widzenia jest wiadomością wprost fantastyczną i zapowiadającą koniec – rychły dodajmy – prezydenta Komorowskiego. Oto, tam mówił Jachowicz, pan prezydent urządza w dzień 11 listopada procesję dla Niepodległej. Głównym traktem Warszawy przejdą w tej procesji muzealnicy i zbowidowcy prowadzeni przez pana prezydenta. Nic nie zmyślam. Muzealnicy i zbowidowcy. Procesja będzie się zatrzymywać przed ważnymi dla naszej historii i współczesności pomnikami, niczym przed stacjami drogi krzyżowej i śpiewać. Nie wiemy jeszcze co, ale domyślać się można, że raczej „Rozszumiały się wierzby” niż „Boże coś Polskę”. Nie ma to jednak głębszego znaczenia, w takiej procesji pan prezydent i pani prezydentowa mogą nawet zaśpiewać piosenkę o rudym rydzu tańcząc przy tym twista. Event jest tak ustawiony, że nie może wyjść z niego nic poza kompromitacją. W czasie kiedy Jachowicz nam to wszystko opowiadał, ktoś z sali zapytał o rzecz ważną. O to mianowicie kto będzie prezydenta Komorowskiego podtrzymywał, kiedy ten upadał będzie pod tymi miejscami pamięci. Ja się w tym akurat momencie nie uśmiechnąłem, choć wiele osób przyjęło to z rozbawieniem.
Pytanie to jednak doskonale ilustruje sens tej procesji, ilustruje też dobrze ukrytą przed wzrokiem ludzkim zawartość czaszki pana prezydenta i jego doradców. Ma ona kolor zielony jak widzimy i pachnie wcale nieładnie.
W skład procesji wejdą jak napisałem muzealnicy i jacyś inni pracownicy budżetówki. I to jest wiadomość wprost wstrząsająca. Ja się już nie mogę doczekać tego wydarzenia. Znam bowiem dość dobrze mentalność osób pracujących w placówka muzealnych, szczególnie stołecznych. Mam nadzieję, że cały skład Muzeum Narodowego i Zamku Ujazdowskiego dostanie polecenie służbowe i będzie musiał stawić się na tej procesji z papierowymi kwiatkami w zgrabiałych dłoniach, oraz z odbitymi na ksero kartkami, na których znajdą się teksty piosenek wartych zaśpiewania w czasie marszu. Uważam, że prezydent powinien kazać maszerować również pracownikom bibliotek publicznych. Szok jaki by to wywołało w tych nieszczęsnych ludziach były tak wielki, że przy następnych wyborach wszyscy poszliby głosować na PiS. Nie wiadomo niestety, który ksiądz poprowadzi tę procesję. '
Ja się szczególnie cieszę z tego udziału muzealników, myślę że oni właśnie szczególnie zasługują na takie traktowanie i nie można mieć dla nich litości. Strażnicy pamięci narodu, znudzeni sprzedawcy biletów i kiepscy opowiadacze wykastrowanej ze spraw istotnych historii. Ktoś sobie wreszcie o nich przypomniał i teraz będą mieli swoje pięć minut. A może nawet więcej, bo nie jest powiedziane, że procesja dla Niepodległej nie zamieni się w nową świecką tradycję i nie trzeba będzie chodzić na nią co roku, jak na pochód pierwszomajowy za komuny.
O co chodzi ludziom sterującym poczynaniami Komorowskiego? O to samo o co chodziło Mietkowi Moczarowi i jego kumplom oraz towarzyszowi Wiesławowi. Chodzi im o zawłaszczenie obszaru znaczeń zwanego patriotyzmem i uczynienie zeń jakiegoś para-sacrum. To jest numer znany i ogrywany co jakiś czas w różnych krajach i momentach dziejowych. Zamiast Pana Boga i jego świętych mamy państwo i jego urzędników, którzy próbują Mu dorównać. Mamy stosowne imitacje rytuałów i obrzędów i mamy także świętych. W Polsce w tę koleinę wpadamy szczególnie łatwo, a to ze względu na dramatyczne koleje dziejowe naszego kraju. Każdy spryciarz chce to wykorzystać i buduje nam różne panteony świeckich świętych, które w zamyśle mają nam poprawić humor i przekonać nas, że nie tylko w dupę zbieraliśmy, ale mieliśmy także wielkich poetów. Ja wiem, że to się wielu osobom bardzo podoba, szczególnie zaś podoba się to pracownikom muzeów i domów kultury, bo oni mogą na tego rodzaju opowiastkach konstruować budżety i to stanowi o ich pozycji w lokalnych społecznościach. Jestem jednak przekonany, że dla nas wszystkich wszelkiego rodzaju świeckie kulty są ze swej istoty zgubne, no i oczywiście jawnie fałszywe. Nie rozumie tego na przykład Teresa Bochwic, która zarzuca mi, że w swoich książkach „opluwam autorytety polskiej kultury”. Ja niczego nie opluwam, wymieniłem tylko pracę jakiegoś chłopaka z Torunia, który napisał o tym, że Jan Kochanowski przez dwa lata służył u Albrechta Hohenzollerna we dwa konie. Dla ludzi mających tendencję do uświęcania poetów wawrzynem i oddawania im czci to jest gorsze niż profanacja hostii. Gorsze, bo wydziera im grunt spod nóg i oni biedni już nie widzą co robić. Nigdy nie zapomnę jak Giertych wpadł na pomysł, by w szkole dzieci uczyć historii bardziej patriotycznej. - Jeszcze bardziej patriotycznej – pomyślałem sobie – to przecież niemożliwe. A może byśmy zaczęli uczyć nasze dzieci historii politycznej, tak po prostu, bez oszukiwania, bez tego marginesu ciemności, o którym te dzieci nie wiedzą, a który wypełnić może kiedyś całą kartkę zeszytu szkolnego i zabarwić ją na czerwono. Tak jak to już nie raz bywało. Dlaczego nie nauczymy naszych dzieci polityki, jej chwytów i zwodów? Dlaczego musimy te biedne dzieci szykować na śmierć? Żeby obroniły nam Polskę? W zadanych okolicznościach Polska jest nie do obrony. Wszyscy o tym wiemy. Można tylko – w razie tak zwanej konieczności dziejowej – utopić we krwi kolejne pokolenie, a potem pisać o nich książki i płakać fałszywymi łzami. Żeby obronić Polskę trzeba zmienić okoliczności polityczne w sposób głęboki. To co stało się po wstąpieniu do NATO i Unii zdecydowanie nie poprawiło naszej sytuacji, choć wielu osobom może się wydawać, że jest inaczej.
Wróćmy jednak do poetów. Ja nie znam nikogo kto ekscytowałby się dawną poezją polską, a to z tego względu, że jest ona podawana bez kontekstu. Rozważania zaś nad tym czy lepiej być czy może mieć snute na tle poezji Kochanowskiego, są jeszcze jednym fałszem, który się wpycha do głów biednym dzieciom. Kontekst zaś, kiedy zaczniemy go badać, nadaje się w sam raz do tego, by od niego właśnie rozpocząć edukację polityczną naszej młodzieży. Narazimy się jednak od razu na zarzut „plucia na autorytety kulturowe”, tak jakby kultura była jakąś wartością samą w sobie, jakby nie była jedynie projekcją zestrachanych belfrów, którym się zdaje, że nie wypada wierzyć w Pana Boga, że lepiej wierzyć w kulturę.
Chciałem tutaj niniejszym oznajmić, że książki nasze będzie można już niedługo kupować we wszystkich księgarniach w kraju. Dziś właśnie podpisuję umowę z hurtownią i wiozę na ul. Kolejową pierwszy duży transport. Od wczoraj zaś „Baśń jak niedźwiedź” można już kupić w Lublinie w księgarni przy ul. 3 maja. W księgarni wojskowej w Łodzi przy ul. Tuwima 34 zaś powinny być jeszcze jakieś egzemplarze z autografami. A oto lista dotychczasowych punktów sprzedaży:
Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź
Księgarnia przy ul. 3 maja Lublin
Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie
Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie
W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie
U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25
W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim
W księgarni Biały Kruk w Kartuzach
W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.
W księgarniach internetowych Multibook i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.
No i oczywiście na stronie www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Polityka