Jeśli ktoś chce wywołać w ludziach głębokie emocje winien zawsze poruszyć jeden z trzech wymienionych przeze mnie tematów. Ponieważ ja zamierzam poruszyć Wasze emocje w sposób szczególny od razu wezmę się za wszystkie trzy zagadnienia. Zacznę od gwałcenia dziewic. Dawno, dawno temu, mało kto umieszczał w książkach opisy drastycznych scen z udziałem dzieci, młodych dziewcząt lub inwalidów. Sprawę emocji załatwiało się za pomocą zwierząt. To było bezpieczne, bo człowiek czytający „Lessie wróć” wiedział, że to tylko pies, a wiadomo jak jest z psami. Mogą wpaść pod samochód, mogą uciec do innych psów, niektóre lubią tarzać się w stolczyku, albo ryją w śmieciach. Wszystkie potem śmierdzą i trzeba je myć. Wszyscy jednak wzruszali się losem nieszczęśliwych zwierząt, a czynili to ponieważ tak naprawdę chodziło o ich osobiste emocje. Te zaś są szalenie ważne bo nimi otulona jest godność osobista każdego z nas. Tak więc wzruszanie się losem psów, które jeździły koleją miało sens taki, że nasza własna osobista godność, narażona przecież na tysiączne niebezpieczeństwa w życiu codziennym, była chroniona. Mam nadzieję, że wszyscy rozumieją o co mi chodzi, bo tak z rana nie umiem tego precyzyjniej ująć. Może po południu w jakimś komentarzu uda mi się lepiej. Powiem Wam jendak w tajemnicy, że ja nawet o tych psach książek nie czytałem, bo mnie to całkiem rozwalało, ale wiem, że ludziom jest to potrzebne.
Dziś, kiedy nie ma już krytyki, żadnych obyczajów, czy to dobrych czy złych, żadnego punktu odniesienia, grupy ludzi, czy – wybacz Panie – autorytetu, które to byty mogłyby posłużyć jako element moderujący w dyskusji o literaturze i naszych emocjach, autorzy chcą zdobyć sławę opisując gwałcenie dziewic.
Zdaje im się po prostu, że kiedy będą opisywać sceny coraz bardziej drastyczne i cierpienia istot coraz bardziej niewinnych i nieświadomych, albo też obnażać ich ukryte pragnienie i je demaskować, to będzie super. Powstanie wielka literatura. Otóż nie, nic nie powstanie, bo emocje nie służą do tego, żeby je rozrzucać jak gnój na polu, tylko do tego, by chroniły naszą osobistą godność. To co czynią autorzy sięgający po coraz to nowe opisy cierpień i gwałtów, coraz młodszych dziewczynek, jest po prostu deprawacją czytelnika i niczym więcej. Bierze się to wprost z faktu, że nie istnieje uczciwa krytyka, bo zamieniła się ona w promocję. Ludzi z promocji zaś interesuje wyłącznie sprzedaż. I oni wierzą, że im więcej zgwałconych w pociągach psów, dziewic w piwnicach, im więcej łez i krwi niewinnie rozlanej tym sprzedaż lepsza. Tak by się mogło stać, gdyby target był równomiernie i skutecznie deprawowany. Pan Bóg, który pilnuje kryteriów oceny, założył tu jednak pewien ważny zawór bezpieczeństwa. Otóż w ten sposób można zdeprawować kilkaset osób, niech będzie, że kilka tysięcy, ale nie więcej. Może zamiast „zdeprawować” lepiej byłoby napisać „podejść”. Kilka tysięcy powiadam, nie więcej. Ludzie bowiem za jego (Pana Boga) sprawą, mają w brzuchu wbudowany specjalny mechanizm, który odrzuca tego rodzaju treści i czyni je nieważnymi. To się nazywa spontaniczna obrona godności ludzkiej, albo jakoś inaczej, dokładnie nie pamiętam, bo instrukcja obsługi mi zginęła, ale najważniejsze jej punkty znam na pamięć.
Jeśli ktoś się ze mną nie zgadza i uważa, że takie sprawy jak martwy pies na torach i zgwałcona dziewica uwrażliwiają nas i czynią lepszymi ludźmi, niech popatrzy na sprawę szerzej. Mamy oto obszar komunikacji medialnej, w którym zawierają się także produkcje literackie. Na tym upstrzonym kolorowymi światełkami terenie wybijają się wyraźnie większe punkty, na które każdy zwraca uwagę. Dlaczego? Czy dlatego, że są one wyjątkowe? Nie, wcale nie, zwracamy na nie uwagę, bo pan, który podłącza prąd do tych światełek tak ustawił wszystko, że te akurat świecą jaśniej. Był czas, że w każdym prawie filmowym serwisie obecna była Sharon Stone, dziś zastępuję ją kto inny i to właściwie nie jest istotne kto. Sharon jednak miała pewien charakterystyczny sznyt, który czynił ją postacią najważniejszą wśród kobiet z półświatka. Otóż zagrała w scenie bez majtek. I to był szok. Tak pisali w gazetach i tak pisali w portalach i tak właśnie się do tego smutnego faktu odnosili ludzie. I ja nie mogłem się temu nadziwić. Jak to? Dookoła mnóstwo darmowej pornografii, a ludzie ekscytują się panią po czterdziestce, które zakłada nogę na nogę? Tak właśnie, bo Sharon dokonała tym samym abordażu na teren gdzie wcześniej do takich ekscesów nie dochodziło. Przede wszystkim scena ta rozgrywa się w sądzie i wszyscy widzą, że wobec braku majtek u pani Sharon, cała sprawiedliwość nie istnieje. No i film, w którym umieszczono tę scenę należał do kategorii ambitnych. To znaczy ludzie, którzy go obejrzeli mieli serca i mózgi obite wcześniej tłuczkiem do mięsa, przez facetów od promocji. Ci zaś zawsze najpierw budują sztuczne napięcie, śrubują lub rzekomo śrubują kryteria, a na koniec wpuszczają do tej świątyni dumania babę bez gaci. I już załatwione. To, o czym tu piszemy, czyli godność osobista widza, jego wrażliwość i empatia przypominają rąbankę. Jest pozamiatane.
Ja jednak pamiętam Sharon Stone z innego powodu. Otóż ona kiedyś prowadziła jakiś kącik porad dla młodych panien, czy może książkę o tym napisała, a może udzieliła wywiadu, nie wiem dokładnie. Chodzi w każdym razie o to, że w opinii Sharon, kiedy dziewczyna zostanie napadnięta przez gwałciciela, powinna – by uniknąć gwałtu – zaproponować mu seks oralny. Ja nie wiem, może Sharon żartowała, ale wydaje mi się, że nie i chyba nawet dodała, że jej się coś takiego przydarzyło i jakoś z tego wyszła za pomocą tego sprytnego sposobu.
W mojej biednej głowie wypowiedzi Sharon stykają się bezpośrednio z prozą Mario Vargasa Llosy, do niedawna dobrego pisarza, który – o czym wiedziałem, ale nie mówiłem głośno – już wcześniej zdradzał pewne ciągoty ku tandecie. W jego najlepszej powieści, „Wojna końca świata”, mamy kilka ewidentnie słabszych momentów, takich emocjonalnych fałszywek, które zostały tam umieszczone ponieważ autor nie miał innego pomysłu na podniesienie nastroju grozy i przekonanie czytelnika, że wojna domowa jest rzeczywiście straszna. Ja to dokładnie pamiętam, bo na utrzymaniu siebie samego w pewności, że Llosa to wybitny autor zależało mi bardzo. I te słabsze momenty w książce Llosy dotyczą właśnie takich historii, jak z poradnika Sharon. To jest moim zdaniem jedna bajka i ten sam sznyt. Może nawet gdybyśmy przeprowadzili wywiad z panią Sharon i panem Marianem, okazałoby się, że identyczne przemyślenia i identycznego rodzaju spryt za tym stoi.
Podsumujmy: eskalacja grozy polegająca na opisywaniu coraz gwałtowniejszych ingerencji w prywatność, ciało i duszę pojedynczej osoby, jest atakiem na emocje i godność czytelnika i widza i ma go dokładnie przemacerować i osłabić. Po co? To jest właśnie rzecz do dyskusji.
Czasem zdarza się tak, że ludzie, szczególnie kobiety dokonują takich ingerencji na sobie samych i jeszcze domagają się z tego powodu oklasków. Jeśli ktoś zatem chce rzucić się na pomoc jakiejś pani popełniającej samobójstwo z miłości, niech się może puknie najpierw w głowę i porozmawia z jakąś inną panią, troszkę starsza, a potem jeszcze sprawdzi czym ta pierwsze chciała sobie podciąć te żyły. Czy aby na pewno nożem.
Jak wiecie pracowałem kiedyś w redakcji tak zwanego kobiecego pisma. To mnie raz na zawsze oduczyło od okazywania współczucia i litości samobójczyniom. Pamiętam jak kiedyś pojechałem okropnie wzburzony do pewnej starszej pani, z którą współpracowałem i która pomagała mi uporać się z korespondencją czytelników. Opowiedziałem jej o tym jak kto pewna koleżanka z redakcji tak nieszczęśliwie się zakochała, że...postanowiła popełnić samobójstwo – przerwała mi pan Magda. - Skąd pani wie? - zapytałem. - Drogi Gabrysiu – pani Magda uśmiechnęła się pogodnie – nie daj się robić w bambuko. Ale ona podcięła sobie żyły i chodzi po redakcji w bandażach na nadgarstkach – ciągnąłem. Tu pani Magda roześmiała się perliście. - A sprawdziłeś czym sobie te żyły podcięła? Nie sprawdziłem oczywiście, a potem się okazało, że działając w afekcie pani owa miast za nóż chwyciła za grzebień. I wszystko, wyobraźcie sobie dobrze się skończyło.
Ja te wypadki kojarzę bezpośrednio i wyraźnie tym co próbują nam w swoich książkach przekazać współcześni autorzy, opisujący sceny gwałtów zbiorowych, mordowanie dziewic w kościołach i inne takie numery. Ja nie chcę tutaj powiedzieć, że takie rzeczy się nie zdarzają, a jedynie tyle, że nie wolno do ich obrazu i myśli o nich przywyknąć, a temu służy cała ta hucpa. Napisałem hucpa? No to kolej na Żydów. Oto przedwczoraj nasza koleżanka pyzol napisała u mnie na blogu komentarza dotyczący dyskusji w Klubie Ronina. Wyszydziła nas wszystkich twierdząc, że cała ta dyskusja jest bez sensu, bo problemem Polski nie są Żydzi, ale coś innego. Tutaj podała listę problemów, wśród których znalazł się zły rząd Tuska. Zwróciłem jej uwagę, że to właśnie ten zły rząd jeździ w pełnym składzie do Izraela i tam, w tajemnicy przed nami, czyli obywatelami na coś się z rządem izraelskim umawia. I my byśmy chcieli wiedzieć na co. I wiecie co mi odpowiedziała pyzol? Otóż napisała, że nie może teraz zajmować się tymi sprawami, ponieważ usłyszała, że w Polsce spadł śmigłowiec i tak się tym przejęła, że musi się wyciszyć.
To jest moim zdaniem jeszcze lepsze niż podcinanie sobie żył grzebieniem.
Teraz najważniejsze. Kiedy gadaliśmy sobie o Talmudzie, ktoś wrzucił w komentarzu fragment tekstu, który jest ponoć fragmentem Talmudu. Ja nie wiem czy jest w rzeczywistości, ale może trzeba spytać Tomasza Terlikowskiego, bo on Talmud czytał i wie co tam jest. W inkryminowanym fragmencie napisane było między innymi, że jeśli goj uderzy Żyda musi zostać zabity. To jest fantastyczna wiadomość moim zdaniem. I niezwykle budująca. Kiedy przeczytałem ten news, przypomniał mi się zapomniany już żydowski autor podpisujący się pseudonimem Szołem Alehem, autor książki o Tewje mleczarzu. Opisuje on w pewnym momencie jak społeczność żydowska podchodziła do takich kwestii jak przyjaźń dzieci ze zwierzętami. Otóż emocje te były niszczone w zarodku. Hederowe dzieci nie mogły się przyjaźnić z psem, bo były do czego innego przeznaczone. Płacz po zabitym psie był zaś czymś wysoce niestosownym. A ja do tego wszystkiego jestem pewien, że w żadnej porządnej żydowskiej książce, przeznaczonej dla Żydów, a nie dla gojów, nie ma ani jednej sceny, w której ktoś gwałci dziewicę. Taki zwyrodnialec bowiem nie zasługuje na to, by być bohaterem opowieści, nawet negatywnym, zasługuje na śmierć i zapomnienie, podobnie jak goj, który uderzył Żyda.
Przypominam, że do końca miesiąca trwa promocja II tomu Baśni jak niedźwiedź. Sprzedajemy ją po 25 złotych plus koszta wysyłki na stronie www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Polityka