coryllus coryllus
8086
BLOG

Sex coach wychodzi z cienia

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 39

 Miałem dziś w zasadzie pisać o Dawidzie Wildsteinie i jego tekście zatytułowanym „Mroki namiotu Abrahama”, czy jakoś podobnie. Fragmenty tego tekstu pomieścił w salonie Jan Bodakowski. Kiedy jednak sięgnąłem do samego Wildsteina zrezygnowałem. Jest to bełkot tak straszny, że nie ma w ogóle o czym gadać. Moim zdaniem już jest po „Flądrze”. I bardzo dobrze. Tak więc temat spadł z tapety i trzeba znaleźć coś innego. Całe szczęście moja przebywająca w szpitalu teściowa zostawiła na kanapie dodatek do gazowni zatytułowany „Duży format”. W środku zaś tego periodyku są same smakowitości. Najlepszy zaś jest wywiad z Martą Niedźwiedzką przeprowadzony przez Pawła T. Felisa. Ta Marta przedstawiona jest jako pierwszy w Polsce sex coach, czyli mówiąc po naszemu sekskołcz. No, a ten cały Felis to osobna sprawa. Jak wiecie w rankingu głupków i aspirujących snobów, których zatrudnia gazownia na pierwszym miejscu stawiam zawsze Orlińskiego. Wydawało mi się, że nikt nie ma z nim szans. Myliłem się, a to ze względu na to, że nigdy nie czytałem tekstów Felisa. To jest miszcz perwersji i apostoł wyuzdania ten Felis, to jest coś niesłychanego. Takiego zbałwanienia nie było przed nim i po nim jeszcze długo nie będzie.

Rozmowa dotyczy, co dość oczywiste filmu „Nimfomanka”. Film ten omawialiśmy sobie na blogu jakiś czas temu, a gazownia robi to także bo jest zaangażowana w promocję owego dzieła. No i Felis gada z tą całą Niedźwiedzką, z tym sekskołczem. O seksie gada. Ponieważ ja mam za sobą także pewną praktykę jeśli chodzi o sekskołczing, poczytałem sobie co oni tam mówią dokładnie. Zaczynają jak zwykle od tego, że rola mężczyzny jest dominująca i trzeba to zmienić. Bo jak facet chodzi na boki to dobrze, a jak babka to źle. I to jest coś co mnie nieodmiennie fascynuje. W roku 2000, 14 lat temu, przestałem prowadzić rubrykę porad seksualnych tygodnika „Pani Domu”. I przez te 14 lat feministki i gazownia nie posunęli się ani o milimetr do przodu w swojej walce z samczą dominacją. Ani o milimetr, powiadam. Samce są nadal tam gdzie były, a samice też na swoich miejscach. I co tu zrobić? Felis lamentuje nad tym okropnie i chciałby, żeby te wszystkie dziewczęta, które się normalnie puszczają, jakoś wytłumaczyć i usprawiedliwić. I ja nie bardzo rozumiem o co temu Felisowi chodzi? O to, żeby o każdej kręcić film? O to, żeby to puszczanie zadekretować? W konstytucji jakoś zapisać i żeby na każdym bilbordzie osiedlowym wisiały zdjęcia rekordzistek?

Potem przychodzi czas na opisywanie opresji kobiet charakterystycznej dla warunków polskich, a potem omawiają ci mili państwo pierwsze kadry filmu. Okazuje się, że w tym kraju gdzie rozgrywa się akcja „Nimfomanki”, a który z pewnością nie jest Polską, bohaterka zostaje pobita i pozostawiona na ulicy bez przytomności, a to ze względu na swoje dość osobliwe nawyki, które kogoś tam zdenerwowały. Jakiegoś mężczyznę dodajmy od razu, bo żeby pobić do krwi nimfomankę to jednak potrzebny jest ktoś zdecydowany i mocny, a najlepiej dwóch takich. Felis mówi o tym, wzrusza się, a potem gładko przechodzi do tej strasznej Polski i upiornego losu kobiet, które nie mogą się puszczać tak jakby chciały. I cóż ja mu mogę rzec mając za sobą doświadczenia sekskołcza? Miły panie Felis, dla pana i pańskiego otoczenia lepiej byłoby gdyby się pan zajął czymś innym. Naprawdę. Jest wiele dziedzin, wiele zawodów dających człowiekowi mnóstwo satysfakcji, niekoniecznie trzeba zajmować się kwestiami, o których nie ma się zielonego pojęcia. Czy słyszeliście o tym, by w Polsce ktoś pobił do krwi i pozostawił na ulicy jakąś dziwkę? Młyn zacząłby się taki, że musieliby chyba dla równowagi pobić potem młodego Wildsteina, żeby wygasić emocje feministek. No, a jakby się jeszcze okazało, że to jakaś profesjonalistka i jej opiekun stracił przez to pobicie pieniądze, a jeszcze do tego jest bliskim znajomym senatora Piesiewicza, to przecież koniec. Wycia mediów nie dałoby się uciszyć niczym. A na zachodzie, proszę bardzo, dziewczyna chce się realizować, chce wykorzystywać mężczyzn tak jak oni wykorzystują kobiety, chce ich traktować przedmiotowo i dostaje za to łomot. Taką scenę pokazuje ten cały von Trier.

Później mamy tradycyjne dyrdymały o wykastrowanych facetach, którzy snują się ulicami i za nic Felis nie widzi tego, że obrazek ten nie pasuje do poprzedniego. Bo raz faceci są dominujący i niszczą kobiety, a potem są wykastrowani i nie dają im satysfakcji. Najlepszy jest jednak fragment dotyczący samego filmu, w którym Trier i sam Felis demaskują swoją przykrą i tandetną chęć przelatywania wszystkiego co się rusza i na drzewo nie ucieka. Felis mówi tak:

 

Joe (główna bohaterka) wylicza: siedmiu-ośmiu kochanków w ciągu nocy, dziesięć orgazmów dziennie.

 

Na co pani sekskołcz odpowiada:

 

To jest opis kompulsji, jak we „Wstydzie” McQueena. Natrętnie powtarzanych zachowań seksualnych, które zapełnić mają jakiś gigantyczny brak. Ale nie zapełniają. Wyrządzają tylko większe szkody.

 

No więc tak, wyobrażenia Felisa i von Triera na temat nimfomanek i nimfomanii są gorzej niż ubogie. I to jest coś niesamowitego. Dwóch brudasów z czarnymi pazurami i zmierzwionymi kudłami, zabiera się za rozgryzanie tematu, który znajduje się w ogóle poza ich wyobraźnią. Podobnie jak wiedza o opresji znajduje się poza wyobraźnią Szczuki, a wiedza o rodzinie poza wyobraźnią Środy. I na to wszystko przychodzi wariatka podpisująca się ksywą sex coach i mówi: tak, tak z tym seksem to trzeba jednak ostrożnie, bo on niczego nie załatwia.

 

Z czym my tu mamy do czynienia? Z dziecinną, nędzną i podłą chęcią zdeprawowania jakiś gimnazjalistek ze wsi. I tyle, z niczym więcej. Przecież jasne jest, że pani sekskołcz nie zacznie się realizować tak jak ta rzekoma nimfomanka, bo wie, że albo skończy w burdelu w Niemczech, albo poważnie się rozchoruje i wyląduje na tak dziwnym oddziale szpitalnym, że potem śnić jej się to będzie po nocach do końca życia. No chyba, że weszła już w ten wiek, że żaden z obecnych na imprezach naganiaczy się nią nie zainteresuje, a wtedy może się realizować do woli i gdzie chce. Jednym zagrożeniem są te przykre choroby.

 

Dalej w wywiadzie jest mowa o różnych filmach z momentami, a pod koniec mamy statystykę. Pani sekskołcz mówi, że w Polsce inicjacja seksualna dziewczynek przypada mniej więcej na wiek 12-13 lat, statystycznie rzecz jasna. Podczas gdy w Holandii na 14 – 15, a to przez fakt, że tam edukuje się dzieci seksualnie w sposób dojrzały, a u nas się nie edukuje wcale. No i tam jest mniej skrobanek niż u nas. Ja nie wiem skąd ta pani ma takie dane i w jakim wieku straciła dziewictwo i z kim, ale podejrzewam, że prawda wygląda tak iż wszystko jeszcze przed nią. Nie może być inaczej.

Na koniec mamy informację o tym, że pani Marta prowadzi coś co się nazywa pussy project, a także ma sex shop dla kobiet i robi jakieś akcje artystyczne. Czyli nazywając rzecz po ludzku prowadzi biznes seksualny. Doświadczenie zaś uczy, że biznesy tego rodzaju są powiązane z mafią. Wszystko zaś co się w tym dotyczącym seksu kotle przewala nakręca koniunktury handlowe i powoduje zwiększone zainteresowanie produktami przemysłu seksualnego. Przemysł ten jak widać na ulicach i centralnych placach wielkich, polskich miast przeżywa swój renesans. Jego zaś celem są dziś już nie zmarnowani zboczeńcy po czterdziestce, nie frustraci bez serca i czucia w palcach, nie pryszczaci fajansiarze, amatorzy pornosów, ale dzieci w wieku od 12 do 13 lat. I o tym pani Marta informuje nas wprost, bez zbędnych ozdobników. No i najważniejsze: klientami tego biznesu nie są także nimfomanki, bo one radzą sobie świetnie i bynajmniej nie w taki sposób jak to sobie wyobraża von Trier. Po cóż więc się o tych nimfomankach wspomina i po co się o nich kręci filmy? Otóż czyni się tak dlatego, że seks daje kobietom władzę, a z władzy tej kobiety zdeprawowane i złe potrafią korzystać w sposób bardzo perfidny i nie służący bynajmniej temu by realizować swoje ukryte pragnienia dotyczące pieprzenia się z dwoma czarnymi policjantami na masce samochodu w ciemnym zaułku. Pragnienia te dotyczą władzy i pieniędzy. Ściślej zaś rzecz ujmując gromadzenia władzy i pieniędzy, a poprzez tę władzę i pieniądze wywierania wpływu na duże i mniejsze grupy ludzi. To jest najważniejsza satysfakcja. Nie dziesięć orgazmów dziennie i nawet nie dwadzieścia.

I to doskonale widać w tym wywiadzie.

 

Na stronie www.coryllus.pl mamy już cztery portrety bohaterów naszego komiksu o bitwie pod Mohaczem. Można tam także kupić poradnik „100 smakołyków dla alergików” autorstwa Patrycji Wnorowskiej, żony naszego kolegi Juliusza. No i oczywiście inne książki i kwartalniki. Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8.

4 lutego zaś, w Gdańsku, w Manhattanie odbędzie się mój wieczór autorski. Początek o godzinie 17.00.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (39)

Inne tematy w dziale Polityka