Niecierpliwie wyczekiwana w naszym kraju beatyfikacja Jana Pawła II nie będzie miała większego wpływu na polski katolicyzm, od dawna bowiem jest on tutaj otaczany kultem należnym świętym. Jeszcze za życia powszechny był olbrzymi szacunek i podziw dla jego charyzmy, niewątpliwej żarliwej pobożności oraz wielkiej miłości do bliźnich. Dodatkowo nakładała się na to naturalna i w pełni zrozumiała duma z wyniesienia rodaka na Stolicę Piotrową, czego językowym objawem pozostaje utrwalona już zbitka słowna “Nasz Papież”, często zapisywana właśnie tak – wielkimi literami.
Obecnie, po jego śmierci ta nasza wyjątkowa cześć dla Jana Pawła II – oprócz wielu pozytywów w postaci rozmaitych inicjatyw duszpasterskich i społecznych, stanowiących odpowiedź na jego wskazania – owocuje również zjawiskami wysoce wątpliwymi z punktu widzenia doktryny katolickiej. Mam tu na myśli choćby coraz popularniejszy publiczny kult papieża Polaka, sprawowany otwarcie i oficjalnie. W polskich świątyniach rzadko kiedy spotkać można wizerunki obecnej głowy Kościoła, natomiast umieszczane od trzydziestu lat, zazwyczaj przy wejściach do zakrystii, fotografie i portrety Karola Wojtyły albo nadal zajmują swoje dawne miejsce, albo przenoszone są na jeszcze bardziej eksponowanych miejscach, niekiedy w prezbiteriach lub wręcz w ołtarzach. Na porządku dziennym jest umieszczanie w kościołach relikwii Jana Pawła II, oddawanie czci zaopatrzonym w nie “papieskim” krucyfiksom i innym przedmiotom kultu, a także zanoszenie do Boga modlitw nie za spokój jego duszy, o co sam prosił w testamencie, ani nawet w intencji jego beatyfikacji, lecz za jego wstawiennictwem.
Wszystko to nie dzieje się tylko z inicjatywy słabo wykształconych teologicznie wiernych świeckich, lecz jest promowane przez duchowieństwo i milcząco akceptowane przez episkopat, którego członkowie bywa, że sami uczestniczą w tego rodzaju ceremoniach. Wystawia to nie najlepsze świadectwo świadomości religijnej polskiego Kościoła, którego przedstawiciele co rusz wyrażają pragnienie rychłego zobaczenia Jana Pawła II w gronie katolickich świętych i błogosławionych. Polacy wyraźnie nie zdają sobie sprawy, że wszelkie formy kultu publicznego zastrzeżone są przez prawo kanoniczne wyłącznie dla osób wyniesionych na ołtarze. Takie przedwczesne i nieuprawnione oddawanie czci kandydatom, co do świętości których Rzym nie wydał jeszcze ostatecznego orzeczenia, jest zaś uznawane za jedną z przeszkód w procesie beatyfikacyjnym.
Z kolei w kontekście krytycznego namysłu nad spuścizną papieża Polaka, jaka zdążyła się już bardzo wyraźnie zarysować w ciągu minionych czterech i pół roku pontyfikatu Benedykta XVI, beatyfikacja Jana Pawła II może mieć złe skutki polskiego Kościoła. Wobec wskazanych braków w formacji doktrynalnej i kwestiach dyscyplinarnych zapewne umocni ona Polaków w przekonaniu, że uprzedzając decyzje, prawo do których przysługuje zawsze jedynie Watykanowi, mieli rację. Można przypuszczać, że po części właśnie pragnieniem uniknięcia takiego efektu podyktowana jest ewidentna powściągliwość Stolicy Apostolskiej. Zezwoliwszy w drodze wyjątku na wcześniejsze otwarcie badań, w normalnym trybie przewidziane dopiero po upływie pięciu lat od śmierci kandydata na ołtarze, od tamtej pory nie odpowiada ona jednak na oczekiwania naszych rodaków, nawołujących do ogłoszenia Karola Wojtyły “santo subito”.
Tej swoistej pedagogii względem Polaków nie sposób odmówić słuszności, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że czynami i słowami Jana Pawła II legitymuje się u nas także rzeczy odbiegające od katolickiej ortodoksji, o której przywrócenie i podkreślenie wbrew posoborowemu zamieszaniu ostatnich czterech dekad konsekwentnie zabiega Joseph Ratzinger. Tylko bezkrytycznym, niekiedy popadającym w bałwochwalstwo stosunkiem do wszystkiego, co mówił i robił papież Polak, da się wytłumaczyć na przykład niedawne spotkanie “ekumeniczne” pod hasłem “Asyż w Krakowie”. Chęć naśladowania Karola Wojtyły, którego postępowanie niewątpliwie wynikało z głębokich osobistych przekonań, ale już w roku 1986 budziło kontrowersje i spotykało się ze sprzeciwem, między innymi ze strony ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary, doprowadziła do tak gorszących wydarzeń, jak choćby usunięcie krzyża z pomieszczenia w klasztorze Dominikanów, gdzie odbywał się jeden z punktów programu. Zupełnie jak gdyby od czasu pierwszej asyskiej modlitwy o pokój nie dokonała się w teologii katolickiej poważna refleksja nad fundamentami i zasadami relacji wobec innych wyznań chrześcijańskich oraz pozostałych religii, która wszak zaprowadziła Kościół bardzo daleko – od wieloznacznych sformułowań encykliki “Ut unum sint” aż do przejrzystej deklaracji “Dominus Iesus”, bodaj najważniejszego dokumentu całego poprzedniego pontyfikatu.
Jak dotąd niezauważone pozostaje w Polsce również zdecydowane i wielce wymowne przewartościowanie dotychczasowych metod ewangelizacji. Benedykt XVI ewidentnie odszedł przecież od preferowanych za czasów Jana Pawła II masowych celebracji liturgicznych i zabiegów o obecność “eventów” papieskich w medialnych newsach. Nad docieranie do rzesz odbiorców nieprzygotowanych do zrozumienia właściwego sensu katolickiego przesłania przedkłada on zaangażowanie na rzecz upowszechniania duchowej formacji wiernych. Nad podsycanie nastrojów i bazowanie na przeżyciach emocjonalnych – skupienie i kontemplację właściwe przywróconemu do łask tradycyjnemu rytowi mszy świętej. Nad rozmach wizjonerskich profecji – niespieszne rozważanie prawd wiary w kontekście współczesności. I wszystko to nie jest ani tylko, ani głównie kwestią własnych predylekcji papieża, lecz przede wszystkim wynik przemyślenia doświadczeń z okresu poprzednika, który “pancerny kardynał” obserwował wszakże z bardzo bliska. Ten wybór Benedykta XVI nie może być zresztą żadnym zaskoczeniem dla czytelników “Raportu o stanie wiary”, w którym już przed ćwierćwieczem znaleźć można było zapowiedź głównych rysów obecnego pontyfikatu.
Polski Kościół wciąż pozostaje pod przemożnym wpływem poprzedniego Pontifeksa i dotychczas wydaje się niemal nie dostrzegać tych zasadniczych zmian, jakie zachodzą nad Tybrem, oraz nowego kierunku, w którym sternik zwraca Chrystusową nawę. Upragniona beatyfikacja Jana Pawła II niestety tej sytuacji nie poprawi.
Aleksander Kopiński
———-
Tekst jest nieznacznym rozwinięciem tez wypowiedzi autora, udzielonej portalowi Fronda.pl na potrzeby “Audycji poświęconej”, której nie wyemitowało Radio Plus Warszawa.
Blog redagowany przez zespół Czwórek w składzie: Nikodem Bończa-Tomaszewski, Michał Dylewski, Marek Horodniczy, Łukasz Łangowski, Michał Łuczewski, Filip Memches, Rafał Tichy, Wojciech Wencel, Jan Zieliński.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości