Daimon Frey Daimon Frey
650
BLOG

"Polski Związek Piłki Nienormalnej"

Daimon Frey Daimon Frey Rozmaitości Obserwuj notkę 1

                O Polskim Związku Piłki Nożnej powiedziano, i napisano już tyle, że nie miałem ochoty zajmować się tą tematyką. Brodzić w rzeczywistości podejrzanych konszachtów, niedomówień, indolencji wobec spraw fundamentalnych dla zdrowego i szybkiego rozwoju naszej piłki. Wszechobecnej korupcji, kolesiostwa, załatwiactwa.

               Jednak, ze względu na koniec sezonu 2009/2010, postanowiłem jeszcze raz prześledzić kilka najważniejszych, ale smutnych, wątków, związanych z naszą piłką. Starałem się wyraźnie podkreślić historyczny kontekst, takich spraw, jak afera po zeznaniach Piotra Dziurowicza czy zatrzymanie „Fryzjera”. Stawiam, na poły retoryczne pytanie, czy nawet po zmianie prezesa PZPN, nastąpiła jakaś zmiana w zarządzaniu polską piłką.

 

               PRL-owski beton

               Transformację ustrojową PZPN przeszedł suchą nogą. Do dziś w skład związku wchodzą ludzie, których śmiało nazwać można postkomunistyczną nomenklaturą, wywodzącą się ze SB.

               Andrzej Placzyński, szef polskiego oddziału firmy Sportfive, szara eminencja polskiej piłki, w latach 80. nieoficjalnie figurował w jednostce XIV wydziału I Departamentu MSW(„To była wydzielona jednostka do zadań specjalnych. Oficerowie z tego departamentu uczestniczyli w najtrudniejszych grach operacyjnych polskiego wywiadu” - mówi Paweł Piotrowski z IPN). Później odkryto, że był oficerem służb wywiadowczych PRL, porucznikiem SB o pseudonimie Andrzej Kafarski, prowadzącym m.in. ojca Konrada Hejmo. Marian Rapa, kiedyś członek zarządu PZPN, współpracownik Michała Listkiewicza, dziś prezes Lubelskiego Związku Piłki Nożnej, był oficerem SB. W PRL-owskich służbach w czasie stanu wojennego pracował także Janusz Hańderek, który szkalował opozycję w jednej z gazet, dziś jest przewodniczącym Komisji Rewizyjnej. Zbigniew Jabłoński, były pułkownik Milicji Obywatelskiej, prezes PZPN-u w latach 1986-89, piastuje stanowisko przewodniczącego Klubu Seniora. Wreszcie sam Michał Listkiewicz, wnuk Marii Koszutskiej(znanej także jako Wera Kostrzewa), jednej z założycielek Komunistycznej Partii Polski. Pisał kiedyś na łamach katowickiego „Sportu” w ten sposób: „Chyba każde polskie dziecko wie coś o postaci Feliksa Dzierżyńskiego, wybitnego rewolucjonisty, bliskiego współpracownika Lenina. Sądziłem, że i ja wiem o nim niemało. Musiałem jednak przeżyć chwile wstydu...”. Grzegorzowi Lato, ongiś świetnemu piłkarzowi, autorowi słów „Ja co do lustracji mam takie samo zdanie jak biskup Pieronek - zabetonować to na sto lat i potem niech się historycy martwią”, nie można zarzucić tak bliskich relacji ze strukturami słusznie upadłego systemu, jednak za jego kadencji, przynajmniej dwa razy, człowiek mógł poczuć się, jak za czasów głębokiej komuny.

               Pierwszy raz 13 września, kiedy kibice Lechii Gdańsk wywiesili na trybunach flagę z napisem „17.09.39 r. IV rozbiór Polski”. PZPN nałożył na klub z Pomorza karę 5 tys. zł. Drugi 19 września 2009, przed meczem Ruchu z Cracovią, kibicom gości, którzy chcieli uczcić rocznicę 17 września, zabroniono wywiesić flagi z symbolem Polski Walczącej.

 

               Wszyscy brali

               U nas rodzice potrafią kupić, choćby za wódkę i kiełbasę, przychylność sędziego dla drużyny, w której grają ich dzieci. Od najmłodszych lat wiele z tych dzieci ma w głowie, że inaczej się w polskim futbolu funkcjonować nie da”, powiedział kiedyś „Wprost” Jerzy Dudek. Te słowa, jakże brutalnie, oddają stan naszej piłki, stan, który przez lata z nabożnością konserwowano. Takich cytatów o funkcjonowaniu regionalnych związków piłkarskich, których swoistym ukoronowaniem jest PZPN, można przytoczyć o wiele więcej. „Mamy do czynienia ze zorganizowanym związkiem przestępczym w polskiej piłce”, twierdził minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. W podobnym tonie wypowiada się także Jan Tomaszewski, czołowy krytyk PZPN:”Ja się czuję przestępcą. Bo jestem – w przestępczym związku”.

               Dla wielu obserwatorów, nawet tych umiarkowanych, były tajemnicą Poliszynela obyczaje, które zakorzeniły się w polskiej piłce. Bez wątpienia ich początków należy doszukiwać się jeszcze w PRL-u, kiedy to sędziów przed meczami obdarowywano różnymi towarami, wówczas deficytowymi: pościelą, markowym alkoholem, zachodnią odzieżą. Jeszcze kilka lat temu drugoligowemu sędziemu zapewniano pokój w najlepszym miejscowym hotelu i „tyle prostytutek, ile sobie zażyczy”. Dziś w modzie są ponoć bilety na wielkie imprezy sportowe, wycieczki do egzotycznych krajów. Oczywiście gratyfikacja zależna jest od poziomu rozgrywek i rangi danego meczu. Na poziomie młodzieżowym wystarczy „kiełbasa i wódka”. Dla naszych dzieci wszystko, co najlepsze.

               W miłej atmosferze toczyło się życie piłkarskie w Polsce, aż do 3 sierpnia 2005 roku, czyli do wywiadu, którego udzielił Piotr Dziurowicz, ówczesny prezes GKS-u Katowice, „Gazecie Wyborczej”. Mówił bardzo jasno – które kluby, w jakich meczach i za ile starały się przukupić sędziego. Przyznał się do działań korupcyjnych, rozpoczął współpracę z policją:”Odniosłem wrażenie, że to, co zrobiłem już mnie przerosło i wymknęło się spod kontroli”. „Ofiarami” zeznań Dziurowicza byli pierwszoligowy sędzia Antoni F. oraz Marian D. – obserwator meczowy, szef Kolegium Sędziów przy Śląskim ZPN.

               Prezes GKS-u w wywiadach nie oszczędzał jednak przede wszystkim swojej osoby:”Sezon 1999/2000 kosztował nas milion dolarów. Od pensji zawodników, po kupowanie meczów”. Trzecie miejsce, premiujące grą w europejskich pucharach, przy jednoczesnym wyprzedzeniu Legii, Dziurowicz uzyskał dzięki łapówce w wysokości 150 tys. zł. – dla sędziego i piłkarzy Polonii Warszawa, z którymi GKS mierzył siły w ostatniej kolejce. W późniejszym okresie walka o uniknięcie spadku do II ligi była tak ostra, że prezes nie wahał się zdobywania pieniędzy na łapówki nielegalnie. A to przez zaniżanie liczby sprzedanych biletów na mecze, a to przez odbieranie 50% fikcyjnych premii od piłkarzy.

               Atak ze strony PZPN-u na Piotra Dziurowicza wynikał po części z faktu, że był on synem Mariana, byłego prezesa tego związku, poważanego w czasie PRL-u doktora nauk górniczych, który, jak pisał Jacek Kmiecik „z wydobyciem węgla miał mało wspólnego”. Szczycącego się sąsiedztwem takich towarzyszy jak Edward Gierek, czy Zdzisław Grudzień. Dziurowicz senior ustąpił ze stanowiska prezesa PZPN po oskarżeniach o nadużycia finansowe, kiedy zabronił przyjęcia kontroli UKFiT.

               Atak znamienny, pokazujący bowiem sposób traktowania tak poważnych i obszernych zarzutów, wobec szeroko pojmowanego środowiska piłkarskiego. To wtedy Michał Listkiewicz wypowiedział słynne słowa:”wśród dziesięciu tysięcy arbitrów niestety znalazła się jedna tzw. czarna owca”.

 

               Najsłynniejszy „Fryzjer” w Polsce

               W 2006 roku po raz kolejny Polska żyła futbolem za sprawą zatrzymania Ryszarda F., słynnego „Fryzjera”, domniemanego bossa mafii piłkarskiej. W dużej mierze pogrążyły go zeznania innego Ryszarda – Niedzieli – ówczesnego prezesa klubu Odra Opole.

               Lista zarzutów sformułowana we wrocławskiej prokuraturze przeciwko „Fryzjerowi” była długa: razem 34. Najdobitniej o jego pozycji w piłkarskim (pół)światku wypowiedzieli się Roman Stęporowski i wspomniany wcześniej Niedziela w książce „Mafia Fryzjera”:”Ryszard F. miał dojścia do ludzi na newralgicznych stanowiskach: szefa sędziów, szefa obsady sędziowskiej. Miał swoje macki w najściślejszym kierownictwie PZPN-u. Po Marianie Środeckim stanowisko Przewodniczącego Kolegium Sędziów obejmowali warszawiacy: Tadeusz Diakonowicz (za obsadę odpowiadał Krzysztof Perek z Poznania) i Jerzy Goś (za obsadę odpowiadał Leszek Saks). Żaden nie może wyprzeć się znajomości z Ryszardem F.”.

               W 2000 roku „Nie” opublikował zdjęcia z jednej z imprez, na której znalazło się wielu działaczy i sędziów. To spotkanie przyniosło bardzo znamienny obrazek: uczestnicy podchodzili kolejno do „Fryzjera” i całowali go w rękę, niczym Dona Corleone ze znanej powieści Mario Puzo. Później Ryszard F. tłumaczył, że była to tylko niewinna zabawa.

               „Fryzjer” dał się zapamiętać także ze słów „Cześć kurwiorzu”, które skierował do sędziego prowadzącego spotkanie Górnika Polkowice. Znalazły się one w raporcie, który sporządził obserwator PZPN-u, a Michał Listkiewicz uznał Ryszard F. za „persona non grata”, co automatycznie wiązało się z zakazem działania w I i II lidze. Kara nie była jednak egzekwowana, a całą sytuację obrócono w żart. Ciekawy światło na sprawę rzuca po raz kolejny „Mafia Fryzjera”, która przytacza rozmowę bossa z ówczesnym prezesem związku Michałem Listkiewiczem:”Cześć Misiu, o co tam chodzi z tym persona non grata? Co tam odpierdalacie? Nie pamiętasz już, jak pralki i lodówki ci woziłem.

               W kontekście działalności „Fryzjera” pojawia się także wątek PRL-owski. Jak twierdzą niektórzy, Ryszard F. swojego osobliwego fachu nauczył się w Olimpii Poznań, która słynęła swego czasu z różnych piłkarskich „przekrętów”. Jego swoistym mentorem miał być były pułkownik MO Edmund Sikora.

               W grudniu 2007 lista zatrzymanych obejmowała już ponad sto nazwisk, ostatecznie zarzuty postawiono ponad dwustu osobom. W marcu 2009 sąd skazał „Fryzjera” na 3,5 pół roku pozbawienia wolności. Razem z nim za kraty poszło kilku prezesów i działaczy klubów, sędziów, obserwatorów, nawet piłkarz. Czy zatem mieliśmy do czynienia z końcem tych skrajnie patologicznych zachowań? Sami funkcjonariusze prowadzący śledztwo przyznawali, że wyciąganie konsekwencji z działań korupcyjch na szczeblu III czy IV ligi jest niemożliwe – tak szerokie grono osób zamiesznych było w ten proceder. Można mieć podejrzenie graniczące z pewnością, że korupcja istnieje nadal. I ciągle nie możemy mówić o jednostkowych przypadkach, „czarnych owcach”.

 

               Kontrakt ściśle tajny

               Zgrupowanie naszej reprezentacji w RPA, gdzie na boiskach akademickich człapaliśmy wraz z drużynami RPA i Iraku, było totalnie bezsensowne. Krytykowali je dziennikarze, eksperci, nawet niektórzy działacze. Co sprytniejsi zawodnicy, jak to ładne określił Jerzy Dudek, „wypięli” się na kadrę, woleli mieć dłuższe wakacje. Wyniki tylko odzwierciedlały pomysł związkowców. Najciekawsze rzeczy działy się, jak zwykle, „w piłkarskiej kuchni” – czyli hotelach, gdzie przebywali delegaci PZPN.

                Już dwa miesiące przed zgrupowaniem o dobre warunki dla naszych zawodników troszczyli się panowie Lato, Kręcina, de Zeeuw i Placzyński. Zwykle sam Holender odbywał takie podróże, tym razem poleciała cała świta.

               Jak się później okazało, to w Afryce, z dala od zawsze wszystkiemu winnych dziennikarzy, prezes Lato podjął decyzję o przedłużeniu kontraktu z firmą Sportfive dot. praw do transmisji meczów naszej reprezentacji do 2020 r. Suma, którą wynegocjowano to 100 mln euro, plus zajmowanie się sprzedażą gadżetów, koszulek w czasie EURO2012. Za odpowiednią prowizją – ma się rozumieć.

               Równie kuriozalne jak sposób opracowania umowy, było głosowanie w zarządzie PZPN, który miał przyjąć lub odrzucić ofertę Sportfive. Z 15 głosujących, tylko 3(!) zapoznało się z jej warunkami. Przy 12 członkach, którzy wyrazili zgodę, wynikałoby, że 9 w ogóle nie wiedziało, z jakim dokumentem miało do czynienia. Poza tym okazało się, że firma UFA, która chciała konkurować ze Sportfive, nie została poinformowana o negocjacjach:”Byliśmy z prezesem Latą w stałym kontakcie. Wielokrotnie przyjeżdżałem do Warszawy. W lutym zaprezentowaliśmy nasze pomysły na współpracę. Po raz ostatni spotkałem się z prezesem PZPN trzy tygodnie temu w Kopenhadze podczas kongresu UEFA i pytałem kiedy zostanie ogłoszony przetarg. Zapewnił mnie wówczas, że na pewno zostaniemy powiadomieni. Tak się jednak nie stało, a w środę dotarła do nas wiadomość o podpisaniu umowy” - powiedział von Doetinchem, szef UFA.

               Przy innej okazji zakomunikował, że mógłby przebić ofertę Sportfive o 10 mln euro. Dziennikarze magazynu ”Futbol” rozmawiali natomiast z prezesem innej firmy zajmującej się kupnem praw telewizyjnych, który oznajmił, że za 10-letni kontrakt, mógłby wyłożyć 200 mln euro. Zbigniew Boniek po fakcie skwitował:”UFA, Kentaro, Infront, co o tych firmach może wiedzieć Lato? Pewnie myśli, że to nazwy stacji benzynowych”.

               Dziennikarze „Futbolu” w swoim artykule „Te miliony śmierdzą – kulisy najbardziej podejrzanego kontraktu”, podają kilka ciekawych faktów, które dobitnie pokazują, jak niekompetentni i nieprzygotowani do swojej roli są działacze PZPN:”[...] włoska federacja (FIGC) w ogóle nie korzysta z pośrednika przy sprzedawaniu praw. W lutym 2007 roku sprzedała bezpośrednio prawa telewizyjne do meczów pierwszej reprezentacji Italii, U-21, kadr młodzieżowych, futsalu oraz kobiecej reprezentacji publicznemu nadawcy RAI. Nowy kontrakt obowiązujący do końca 2010 roku jest warty 154 miliony euro (rocznie telewizja płaci więc 38,5 mln) – to prawie 30 procent więcej niż wartość poprzedniej umowy, która opiewała na sumę 23,5 mln euro rocznie. W nowym kontrakcie ponownie znalazł się zapis o 28-procentowej podwyżce w przypadku przedłużenia umowy z RAI. Włoscy dziennikarze policzyli, że ich reprezentacja w 2008 roku rocznie wygenerowała (czy bardziej dosadnie - „zarobiła na siebie”) 78 milionów euro[..]. Co ciekawe te - 78 mln do aż 40 procent! więcej w porównaniu do 2006 r, kiedy przecież Włosi zostali najlepszą drużyną świata. To pokazuje w jak bardzo krótkim czasie może wzrosnąć wartość reprezentacji i co za tym idzie cena praw medialnych i marketingowych. [...]W latach 1998-2004 prawa telewizyjne RFEF (spotkania reprezentacji Hiszpanii, Puchar Króla i Superpuchar Hiszpanii) były w posiadaniu publicznego nadawcy - stacji TVE. Za 6-letni kontrakt TVE zapłaciła 115 mln euro. W 2005 roku RFEF sprzedała prawa telewizyjne grupie medialnej Santa Monica Sports. Kwota wynegocjowana w umowie obowiązującej do 2010 r (czyli 5 lat) wyniosła 125 mln euro. 

 

               Jak „zimny ruski czekista Putin”

               Czar goryczy przelało się już wiele. Czy to ze względu na funkcjonowanie Polskiego Związku Piłki Nożnej, czy to słabe występy reprezentacji i klubów. Za każdym niemal razem, słyszeliśmy obietnice o gruntowych zmianiach. Czasem sprawy w swoje ręce brali politycy – po raz pierwszy w 2007 roku minister sportu Adam Lipiec zdecydował się na wprowadzenie do PZPN-u kuratora. Drugi raz, rok później, tego samego środka użył Mirosław Drzewiecki.

               Dwukrotnie się nie powiodło. Dwukrotnie w obronie interesów towarzyszy z Miodowej stanęły FIFA i UEFA. Tłumacząc, że PZPN to autonomiczny związek, ergo rząd nie może ingerować w jego sprawy. Sepp Blatter i Michel Platini zrugali ministrów i zagrozili sankacjami, zarówno wobec reprezentacji, jak i klubów.

               W analogicznej sytuacji, co Polska, znalazła się kilka lat temu Rosja. W roku 2004 nasi sąsiedzi pojechali do Lizbony na mecz z Portugalią, gdzie zostali wręcz zmiażdżeni przez gospodarzy 7:1. „Zimny ruski czekista Putin”, jak mawia red. Stanisław Michalkiewicz, który snuł plany stworzenia imperium na miarę XXI wieku, nie wytrzymał. Szef Rosyjskiej Federacji Piłkarskiej – pełniący tą funkcję od 25 lat Wiaczesław Kołoskow – został niemal natychmiast zdymisjonowany. Jego następcą został Witalij Mutko. UEFA, mimo ewidentnego złamania przepisów, nie zawiesiła Rosjan.

               Rosyjska piłka przeżywa swój renesans, zarówno na poziomie reprezentacji, jak i na poziomie piłki klubowej. Nie należy jednak sądzić, że w Polsce, nawet po usunięciu z PZPN-u większości działaczy, sytuacja odmieni się tak diametralnie, jak za naszą wschodnią granicą. Zupełnie inny potencjał finansowy. Można mieć jednak pewność, że swoista zmiana warty przełoży się na progres naszej piłki.

 

                Sezon 2009/2010 przyniósł kolejne przesilenie. Pertraktowano przy tzw. okrągłym stole, strony wypracowały wspólny kompromis. Jednak jak pokazuje praktyka, w PZPN nadal panuje bałagan, poszczególne organy działają niewydolnie, a ludzie odpowiedzialni za taki stan rzeczy umywają ręce. Tak jak Grzegorz Lato, który w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” winą obarcza wszystkie środowiska związane z piłką.  Takie stawianie sprawy pozwala wysnuć tezę, że towarzysze z Miodowej nie wyciągnęli odpowiednich wniosków z afer korupcyjnych, lub po prostu czują się na tyle bezkarni, że ignorują kolejne przejawy choroby, która toczy Polską piłkę.

 

 

 

 

Daimon Frey
O mnie Daimon Frey

"Zostawmy historię historykom, pod warunkiem, że nie będą jej badać. Zostawmy historyków i rezultaty ich badań ocenie moralistów pragmatycznych. Zostawmy moralistów w spokoju i nie konfrontujmy ich z etyką. W ogóle, zostawmy co się tylko da innym. Jak to się skończy dowiemy się z gazet. Może nie z wszystkich, ale przynajmniej z zagranicznych. Dlatego zamiast się interesować czymkolwiek i irytować - uczcie się języków obcych" Rzeczpospolita 26.04.2003 śp. Maciej Rybiński "Powróciła kategoryczna dyrektywa Michnika: `Odpieprzcie się od generała!`. A dlaczego właściwie mamy się odpieprzyć? To on pierwszy się do nas przypieprzył." Jan Pietrzak "Przeklętyż Minister g... co Narodu swego nie szanuje! Przeklętyż naród, co Synów swoich nie szanuje! Przeklętyż człowiek i Naród, którzy siebie wzajem nie szanują!" Witold Gombrowicz "Trans-Atlantyk" Twitter Daimona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości